Zwiedzanie Czech praktycznie

Dokąd Czesi jeżdżą na wakacje

To temat, który podsunęła mi jedna z Was, drodzy słuchacze i czytelnicy. No bo tak, my tu o tych Czechach sporo mówimy, czytamy i piszemy, zastanawiając się, dokąd najlepiej pojechać na długi weekend albo urlop, oczywiście, poza Pragą, bo tę destynację znają chyba wszyscy, tymczasem padło pytanie, dokąd na urlop jeżdżą lokalsi? Czy istnieje bowiem lepszy sposób na zwiedzanie i poznanie danego kraju niż posłuchanie rad tubylców?

Lokalsi najlepszym doradcą

Nie, oczywiście. To oni swój kraj znają najlepiej, wiedzą, co, jak i gdzie, mają cały know-how w małym palcu. Postanowiłam się więc przyjrzeć, co Czesi lubią najbardziej i co właściwie wybierają na wakacyjne wyprawy. Mówimy oczywiście o tych wyprawach wewnętrznych, lokalnych, czyli czeskich. W poprzednim odcinku wspomniałam, że Czesi są dość wsobni jako naród i często zadowalają się własnymi kierunkami. To nie jest tak zupełnie prawda. To znaczy, nie, że wprowadziłam Was w błąd – tak faktycznie jest – niemniej nie znaczy to, że Czesi na wakacje zagranicę nie jeżdżą. Owszem, jeżdżą.

Chorwacja i czeski sen

Co ciekawe, zagranicę zaczęli jeździć jeszcze zanim Polakom się to w ogóle zamarzyło. Tak, komuna może i upadła u nas szybciej, ale Polacy zbiorowo na wakacje zagraniczne zaczęli na dobre jeździć chyba dopiero w latach 2000, tymczasem Czesi – już w latach 90. Hitem, oczywiście, była przysłowiowa już Chorwacja. Do dziś w wielu turystycznych miejscach na chorwackim wybrzeżu znajdziecie hotele, które na obiad czy kolację oferują dania kuchni czeskiej i w której obsługa mówi po czesku. Chorwacja to przez dobre dwie dekady było urzeczywistnienie czeskiego snu o raju. Morze, spokój i nie-za-bardzo-szalony dystans, a do tego czeskie jedzenie. W ciągu ostatnich dziesięciu lat to się trochę zmieniło – i Czechów na chorwackim wybrzeżu w pewnym stopniu wymienili Polacy, którzy w międzyczasie w końcu trochę się dorobili i zaczęli podróżować dalej niż tylko w Tatry czy nad Bałtyk.

Czesi kochają morze

Zanim przejdę do meritum tego odcinka, chyba mogłabym jeszcze zadać pytanie – skoro Czesi tak kochają morze (a kochają), dlaczego nie Bałtyk? Odpowiedzi mogą być chyba dwie: po pierwsze, do niedawna nie było dobrej drogi. Podróż z, dajmy na to, Pragi czy Brna trwała naprawdę długo. Dziś już jest, mówię o drodze szybkiego ruchu S3, która wiedzie od granicy polsko-czeskiej niemal na plażę. Po drugie, jeszcze jakiś czas temu Polska jakby nie istniała w mapie świadomości Czechów. Nasz kraj był białą plamą, hic sunt leones, powiedziałaby moja dawna nauczycielka łaciny, miejscem, które nie istniało nawet w wyobraźni. Czesi uważali nas za kraj pełen niebezpiecznych kierowców, religijnych fanatyków i złej jakości jedzenia, zdecydowanie jednak nie widzieli w nas potencjalnej destynacji turystycznej. To się zaczęło zmieniać, być może także z uwagi na to, jak droga stała się Chorwacja. Czesi zaczęli rozglądać się za nowym ulubionym wybrzeżem i w ten oto sposób część z nich trafia już nad Bałtyk. To jest nowość, tego jeszcze kilka lat temu nie było.

Dokąd Czesi jeżdżą w Czechach

No, ale dokąd Czesi podróżują, jeśli akurat nie wybierają się na zagraniczne wojaże? Według badań z maja 2022 roku wynika, że odsetek Czechów, które wybrała wakacje w kraju w roku ’21 wyniosła aż 67% (te dane pewnie były w jakimś stopniu związane z pandemią), rok temu było to 51%. Za granicę w 2021 roku pojechało 18%, a rok temu planowało takie wakacje 26%. No dobrze, dość procentów, pomówmy zatem o tym, co Czesi właściwie robią, kiedy mają już urlop.

Po pierwsze, najpopularniejsze miesiące wakacyjne to dla osób w wieku produkcyjnym, klasycznie, lipiec i sierpień. Osoby starsze często wybierają na wyjazdy miesiące wiosenne lub letnie. Czesi w ogóle dużo podróżują, teraz już mówiąc ogólnie – aż 80% obywateli gdzieś wyjeżdża. Oczywiście, za ten wynik w pewnym stopniu odpowiada tradycja chataření, czyli wyjazdów na chatę czy chałupę. Szerzej o tym za chwilę, na razie skupmy się na tym, co w lecie w Czechach lubi robić się najbardziej.

Co latem Czesi lubią najbardziej

Po pierwsze, przyroda. To chyba główny i pierwotny składnik zdecydowanej większości czeskich urlopów. Tak, oczywiście, Czesi jeżdżą też do miast, przede wszystkim do Pragi – bo kto by nie jeździł, mając taką perełkę niemal na wyciągnięcie ręki? – ale to teraz pominę, bo chyba wszyscy z nas albo byli, albo słyszeli o Pradze i jej cudownościach. A nawet jeśli nie, to zachęcam do zgłębienia tematu, chociaż ja tego teraz robić nie będę, bo o tym można by nagrać cały odcinek, a może nawet cały sezon podcastu.

Przyroda jest więc składnikiem niezbędnym czeskiego typowego urlopu. Mówiąc „przyroda”, mam na myśli wszelkie jej możliwe składniki – krajobrazy, a więc na przykład góry, lasy, rzeki, doliny. Republika Czeska ma naprawdę sporo pasm górskich. Nie wiem, skąd się utarło przekonanie, z którym spotkałam się kilka razy w Polsce, że Czesi gór prawie nie mają. To oczywiście totalna bzdura – gór tutaj jest zdecydowanie więcej niż w Polsce i pewnie właśnie dlatego są one też z reguły mniej zatłoczone. Czesi to naród piechurów, którzy swoją ojczyznę zwiedzają wzdłuż i wszerz, często właśnie na własnych nogach, i nierzadko z dziećmi, także tymi malutkimi, choćby w nosidłach czy chustach. Mają do dyspozycji ok. 44 tysiące kilometrów znaczonych tras turystycznych, a w całym kraju wokół tych tras nie brakuje infrastruktury– wzdłuż nich często znajdziecie budki z jedzeniem (najczęściej smażonym, ale zawsze coś) i piciem. Świetnie jest też rozwinięty transport, również ten lokalny, i nawet jeśli nie jest on imponujący (to znaczy, że pojazdy pewnie pierwszą młodość mają dawno za sobą), dowiezie on Was najprawdopodobniej do największej dziury pośrodku niczego, a najczęściej nie będzie też problemu, aby oprócz Was, przetransportował też choćby Wasze rowery czy wózki.

Sport!

Po drugie, sport. Mam na myśli zarówno maszerowanie i trekking, jak i rowery, rolki, narty czy kajaki. Czesi uwielbiają sporty wszelkiego rodzaju i w zależności od pogody i okoliczności przyrody po prostu wybierają odpowiednie oprzyrządowanie i ruszają. Warto też wspomnieć, że oprócz zwykłych szlaków nie tak dawno temu poprowadzono pewien niezwykły długodystansowy szlak, nazywający się Stezka kolem Česka. Mierzy on 2 tysiące kilometrów i umożliwia przejście wokół granic Republiki Czeskiej. Na trasie znajdziecie kontakty do tak zwanych trail angelów, czyli aniołów szlaku, a więc osób, które mieszkają w jej pobliżu i zdecydowały się udostępnić pielgrzymom swoją kanapę, domek w ogródku czy po prostu skrawek podłogi i ciepły prysznic, a wszystko w zamian za opowieści z drogi. Ślad trasy jest dostępny na przykład w popularnej aplikacji mapy.cz i – jeśli chcielibyście jej spróbować, ale nie możecie urwać się z domu na dwa-trzy miesiące – znajdziecie tam również odcinki po 100-120 km, takie idealne na kilka dni marszu. Wiele osób wybrało taką formę przejścia tego szlaku – co weekend wybiera się na kolejny jej odcinek i w ten sposób obchodzi cały kraj. How cool is that?

Chataření i trampowie

Po trzecie, chataření i trampowie. Tak, zanim przejdę do krótkiego omówienia poszczególnych regionów, tych najpopularniejszych i tych, gdzie trafiają tylko zapaleńcy, muszę wspomnieć jeszcze o chatach i o trampach. Tak naprawdę to dwa różne zjawiska, one się jednak w pewien sposób łączą. Chataření stało się w Czechosłowacji popularne prawdopodobnie z powodu zamknięcia granic. Mimo że Czechosłowacy mogli na urlop do Jugosławii wyjechać łatwiej niż Polacy (i ze względów politycznych, i finansowych), wiele osób, skoro nie mogło ruszać zwiedzać świata, wybierało lokalne szlaki – przede wszystkim własne chaty lub chałupy. Chata lub chałupa to niewielki domek znajdujący się albo na wsi (czyli to na przykład stary dom po dziadkach), albo gdzieś w lesie, czy nad rzeką (wtedy raczej mówimy o czymś w rodzaju altanki z możliwością mniej lub bardziej prowizorycznego noclegu). I powiem Wam, że Czesi masowo uprawiają wyjazdy w tego rodzaju miejsca. Robią to i biedni, i bogaci, i wszyscy pomiędzy; to po prostu, oprócz zwiedzania zamków i zdobywania wież widokowych, jest czeski sport narodowy. Ludzie z osad z chatami czy chałupami znają się całe życie, często pochodzą z różnych grup społecznych, a mimo to tworzą mniej lub bardziej zwartą społeczność, nierzadko skupioną wokół jakiegoś zjawiska przyrody, czyli na przykład lasu, stawu z rybami czy rzeki. Tak, chataření to bardzo czeski fenomen społeczny. Dla mnie – wspaniały. Być może można go trochę, troszeczkę przyrównać do zjawiska ogródków działkowych w Polsce, ale chyba tylko do pewnego stopnia, bo jednak te nie są u nas aż tak popularne.

Z kolei trampowie, o których pokrótce wspominałam w poprzednim odcinku, to czechosłowacka subkultura powstała w początkach XX wieku, inspirowana Dzikim Zachodem i wolnością. Trampowie uciekali przed społecznymi i burżuazyjnymi okowami właśnie do przyrody, w „dzikie” (w cudzysłowie) ostępy natury, nad rzeki, do lasów. Tam tworzyli tzw. osady, a w nich chaty, w których pomieszkiwali. W każdej osadzie musiał być jej szef, trampowie lubili czy też lubują się w graniu na instrumentach i śpiewaniu piosenek. Jeśli zdarza Wam się wędrować po czeskich bezdrożach, możecie się czasem natknąć na ich ślady – na przykład totemy postawione przed domkami letniskowymi.

Dokąd Czesi jeżdżą w Czechach

Przejdźmy do poszczególnych regionów. Które cieszą się największą popularnością? Gdzie najczęściej jeżdżą sami Czesi?… Przygotowując się do tego odcinka, zerknęłam w statystyki i muszę powiedzieć, że trochę się zdziwiłam. Mieszkając w Czechach od ponad 5 lat, a będąc z nimi w regularnym kontakcie od 13, byłam przekonana, że najczęstszym kierunkiem są królowe czeskich gór, czyli Karkonosze. Karkonosze, po polsku wcześniej zwane Górami Olbrzymimi, to najwyższe pasmo górskie w Czechach, a Śnieżka, czyli Sněžka, to najwyższa góra w Czechach, która jednocześnie jest bardzo popularna wśród turystów, również takich, którzy w innych okolicznościach górskie szlaki raczej omijają. Oczywiście wiąże się to z faktem, że można na nią wjechać wyciągiem, niemniej regularnie co roku widuję w czeskiej prasie obrazki przedstawiające turystów w klapkach, którzy rozdeptują znajdujący się tam Park Narodowy.

Szumawa… popularna?

Tymczasem to inny Park Narodowy bije rekordy popularności w Czechach, znajduje się on także na pograniczu, tyle że tym czesko-niemieckim. Mowa, rzecz jasna, o Szumawie. Jest to dość interesujące zjawisko, być może niektórzy określiliby je nawet jako paradoksalne, bo Szumawa przez wielką część XX wieku była regionem niemal wyludnionym. Najpierw opuścić ją musieli Czesi, których przegonili naziści wraz z poplecznikami, kiedy Sudety – w czeskim sensie tego słowa, czyli regiony w Czechosłowacji, które zamieszkiwali czechosłowaccy Niemcy – oderwały się od Pierwszej Republiki i przyłączyły do nazistowskiej Rzeszy. Potem, po przegranej wojnie, w ogromnej większości to Niemcy musieli tereny te opuścić i zostawić za sobą swój majątek. W końcu, kiedy Szumawa wróciła do Czechosłowacji, na owe tereny przygraniczne opadła słynna Żelazna Kurtyna z przemówienia Winstona Churchilla. Pozostali mieszkańcy – to jest ci, którzy jeszcze tam nadal mieszkali – zostali wysiedleni. Tereny przypadły we władanie wojsku, które zrównało z ziemią wiele wiosek i domostw. Przez dziesiątki lat regionem rządziła przede wszystkim przyroda. Kiedy komunizm upadł, region odżył. Dziś, jak wspominałam, Szumawa jest popularnym turystycznym celem, ale nadal zaznać w niej można ciszy i spokoju i pozachwycać się dziewiczą przyrodą.

Czeskie parki narodowe

Parki Narodowe w Czechach mamy cztery – tylko cztery – pomyślicie. W kulisach rozgrywek politycznych pojawiają się jakieś pomysły na utworzenie nowych parków, o tym jednak kiedy indziej. Pozostały nam jeszcze dwa – Park Czeska Szwajcaria i Park Podyje. Czeska Szwajcaria to najmłodszy park narodowy, znajdujący się tuż przy granicy z Niemcami. To raj dla wielbicieli ciekawych formacji skalnych; najsłynniejszą z nich jest Pravčická brána. Tędy ogromna Łaba przelewa się pomiędzy Czeskim Śródgórzem a górami Łużyckimi. O ile ten pierwszy jest chyba całkiem znany w Polsce, przynajmniej wśród osób chociaż pobieżnie interesujących się Czechami, o tym drugim – będącym jednocześnie najmniejszym parkiem narodowym w Czechach – słyszał mało kto, no, może wielbiciele wina, a to dlatego, że znajduje się na Południowych Morawach, w największym czeskim regionie winnym.

Czechy Południowe

Czeska Republika jednak nie tylko parkami narodowymi stoi. Bardzo znanym i niezwykle popularnym regionem są Czechy Południowe, Jižní Čechy. Wyjazd tam w czerwcu lub lipcu? Będziecie oczarowani. Południowe Czechy to tereny lekko pofałdowane; jadąc przez nie, ma się wrażenie, że zielone wzgórza sięgają aż po horyzont. Dodać do tego należy charakterystyczną architekturę, której znanym przykładem jest barokowa wioseczka Holašovice i tysiące rybników, czyli stawów rybnych. Czy wiedzieliście, że hodowla karpia w tej części Europy, w tym jego zawrotna kariera na polskim stole wigilijnym, rozpoczęła się najprawdopodobniej właśnie tutaj? Czesi słyną z hodowli karpia, a obserwując masę niewielkich i większych stawów rybnych, można się o tym naocznie przekonać. To właśnie w Czechach Południowych znajduje się najsłynniejsze chyba z czeskich średniowiecznych miasteczek, czyli Czeski Krumlow. Niezwykła, barwna, różnorodna i przeurocza budowa zachwyca, szczególnie, jeśli wybierzemy się tam porą wieczorową lub poza sezonem, bowiem to miasteczko należy do jednych z najpopularniejszych celów turystycznych w całym kraju. A jeśli po zwiedzaniu zapragnęlibyście się odświeżyć, stosunkowo niedaleko znajduje się zalew Lipno, czyli tzw. „czeskie morze”.

No a jeśli rozmawiamy o Południowych Czechach, to trudno w tej chwili nie wspomnieć o Wełtawie. Ta symboliczna czeska rzeka rozpoczyna swój bieg na Szumawie, jest też celem licznych spływów kajakowych. Trudno mi określić wagę tego doświadczenia kulturowego, ale rozmawiając z czeskimi znajomymi, można by odnieść wrażenie, że prawie każdy na jakimś etapie swojego życia był na spływie na Wełtawie. Kajakarstwo w Czechach w ogóle jest całkiem popularne, Wełtawa jest natomiast zdecydowaną królową czeskich rzek. Jeśli miałabym porównać – to trochę tak, jak w Polsce wycieczka nad Morskie Oko. W lecie – oczywiście tłumy. Jeżeli jednak wybrać odpowiedni termin, czyli np. poza weekendem, można spędzić kilka przeuroczych dni na rzece, śpiąc pod namiotem na zorganizowanych wzdłuż niej kempingach. Byłam, przeżyłam, uwielbiam. Świetne przeżycie.

Czeski Raj i Beskidy

Z tych bardziej znanych regionów, które licznie odwiedzają Czesi, muszę jeszcze wspomnieć o Czeskim Raju i Beskidach. Czeski Raj to znowu formacje skalne z piaskowca, ale też słynny zamek Trosky, czyli to, co Czesi lubią najbardziej – piesze wycieczki w pięknych okolicznościach przyrody i zamki. Beskidy natomiast są trochę jak ich kuzyni po polskiej stronie granicy. Mnie wydają się szczególnie interesujące z tego względu, że niosą niesamowitą historię kulturową. W tym regionie po prostu czuć, że ci sami ludzie zamieszkują te góry od wielu dziesiątek, jeśli nie setek, lat i przekazują sobie zwyczaje i tradycje z pokolenia na pokolenie. Ta ciągłość historii jest bardzo dostrzegalna, choćby w architekturze czy tradycjach.

Inaczej jest w Sudetach, czyli regionach, w których kiedyś mieszkała większość niemiecka. Tam aż tylu turystów dziś nie ma; do dziś też czuć, że te regiony różnią się od pozostałej części Republiki – a przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. W niektórych miejscach nadal stoją zaniedbane domy, które straszą przeszłością. Do dziś zresztą to właśnie w tych regionach wysoka (relatywnie, jak na Czechy) jest stopa bezrobocia.

Morawy Południowe

Jeśli wspomniałam o Czechach Południowych, nie mogę nie wspomnieć o Południowych Morawach. W mojej polskiej głowie te dwa regiony to takie swoje odpowiedniki w Czechach (tych właściwych, mam tu na myśli krainę historyczną) i na Morawie. O podziale i różnicach między Czechami a Morawą będzie więcej w kolejnym odcinku, tymczasem dodam tylko, że Południowe Morawy, Jižní Morava, to region winem płynący. Moja rodzina śmieje się czasem, że to położony najbliżej Polski obszar o charakterze śródziemnomorskim. I trochę tak jest – regionów winnych jest kilka, lokalne szlaki wiodą często po winnicach (legendy głoszą, że na jednej z nich winorośl uprawia się od czasów rzymskich), drzew wielu nie ma, to otwarta przestrzeń. Znajdziecie tu za to kilka perełek – na przykład Znojmo albo Mikulov. Ten ostatni leży zresztą tuż przy austriackiej granicy i jeśli zdarzyło się Wam jechać kiedyś przez Brno do Chorwacji albo szerzej, na południe, na pewno obok niego przejeżdżaliście. Warto się tam zatrzymać w drodze i skosztować lokalnego wina.

Tych małych, lokalnych, szerzej niekoniecznie znanych regioników w Czechach, mam wrażenie, jest mnóstwo. Wystarczy choćby wspomnieć jeszcze České středohoří, czyli czeskie Śródgórze, czy Morawski Kras. Nie wspominam już w ogóle o pasmach górskich – Górach Izerskich, Rudawach, Jesionikach, Górach Orlickich. Wszędzie tam znajdziecie wspaniałe widoki i piękne trasy.

Wysoczyna, nieznana królowa

Zanim przejdę do czterech sztandarowych punktów typowego czeskiego urlopu, muszę jeszcze wspomnieć o Wysoczynie. To taki region, o którym turyści spoza Czech chyba prawie nie wiedzą, oprócz typowych czeskich zapaleńców, rzecz jasna. Tutaj ważne rozróżnienie, bo trochę tak, jak sprawa ma się z Wielkopolską czy Małopolską, rozróżniamy dwa pojęcia: Wysoczynę – województwo, czyli kraj, oraz Wysoczynę – krainę geograficzną. Ta druga jest o wiele rozleglejsza i to o tej mówię. Jej stolicą jej Igława, a ona sama rozciąga się na właściwie od Pragi aż po Brno. To najrozleglejszy obszar górski w całych Czechach; pasm górskich znajdziecie tam aż siedem – ale szczerze mówiąc, wątpię, że kiedykolwiek o nich słyszeliście. Nie są one zbyt wysokie, w ogóle nie przeszkadza to jednak przyjemnemu ich poznawaniu pieszo czy na rowerze.

Cztery filary czeskiego urlopu

Zbliżamy się powoli do końca tego przydługiego odcinka, zanim on jednak nastąpi, wspomnę jeszcze o małych miasteczkach, transporcie lokalnym, zamkach oraz wieżach widokowych. Wydaje mi się, że to są takie cztery podstawy typowego czeskiego urlopu. O, chyba że ktoś posiada przyczepę kempingową albo wręcz karawan, wówczas dodajmy jeszcze życie na kempingu. Czechy stoją małym miasteczkami – powiem, chociaż Wy już pewnie o tym wiecie. Czeski Krumlow, Kutna Hora, Litomyśl, Kromieryż, Telcz, Třebíč, Tabor, Ołomuniec (chociaż ten akurat jest dość duży). Są one bardzo często przeurocze, skrywają wiele ciekawych historii i można w nich zazwyczaj dobrze zjeść – czeską kuchnię, rzecz jasna – i popić dobrym piwem.

Małe lokalne browary, których w Czechach jest kilkaset, nie żartuję, znajdują się właściwie prawie wszędzie i wszędzie można próbować nowych frykasów w płynnym złocie. Podobnie wszędobylskie są wieże lub punkty widokowe. Jak Boga kocham, jest ich całe zatrzęsienie, a ja czasami mam wrażenie, że celem życiowym każdego Czecha jest zdobyć jak największą ich ilość. Są wszędzie i stanowią doskonały cel wycieczek. Nie mogę też zapomnieć o transporcie lokalnym, szczególnie o kolei, która – jak wspomniałam na początku tego odcinka – choć być może nie jest najnowsza, ma tę wielką zaletę w porównaniu z polskimi kolejami, że dociera niemal wszędzie, a do tego jest relatywnie tania. A jeśli nawet motorak do jakiejś wsi czy miasteczka nie dociera, prawdopodobnie pojedzie tam autobus, i to nawet z bagażnikiem na rowery. Tu warto pewnie jeszcze zauważyć, że České dráhy na wielu dworach prowadzą wypożyczalnie rowerów. Można więc wycieczkę pociągową zmienić w pociągowo-rowerową. Czy to nie wspaniałe?

Zamki. To ostatni punkt, choć pewnie jeden z najważniejszych. Zamków w Czechach jest cała masa i, podobnie jak wieże widokowe, czyli rozhledny, stanowią idealny punkt do którego można dojść lub dojechać. Te najsłynniejsze to na przykład hrad Loket, hrad Křivoklát, hrad Karlštejn czy hrad Pernštejn. Mnóstwo jest także pałaców. Nie będę ich teraz wszystkich wymieniać, ale to na pewno dobry kierunek poszukiwań, jeśli interesuje Was zwiedzanie Czech.

Czy odpowiedziałam dziś na Wasze pytanie, dokąd jeżdżą na wakacje i jak się urlopują Czesi? Mam nadzieję, że chociaż częściowo tak. Najlepiej będzie jednak przekonać się o tym osobiście. Nie traćcie więc czasu, wymieńcie co najszybciej złotówki na korony i z gotówką w ręce (bo kartą na prowincji zapłacić nie jest wcale tak łatwo) ruszajcie na wyprawy. Te czeskie. Lokalne.

Ciau i do usłyszenia za tydzień!

M.

To jest transkrypcja 2 odcinka podcastu. Jeśli chcesz posłuchać inne odcinki, znajdziesz je tutaj. Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciał(a)byś ją wesprzeć, postaw mi kawę! Pomoże mi to opłacić techniczną stronę bloga i podcastu:

Wsparcie