Czeska kultura, Czeskie społeczeństwo

Praga kontra Brno

Temat dzisiejszego odcinka podcastu jest trochę clickbaitowy i podchwytliwy, od razu się przyznaję. Konflikt pomiędzy stolicą, zazwyczaj największym miastem w państwie a tym drugim lub trzecim, które z jakiegoś powodu pretenduje do wyższej pozycji niż ta, która przypadła mu w udziale, jest chyba dość klasyczny, nie uważacie? Nie wiem, jak to wygląda z pozycji Warszawy, ale ja, poznanianka, od dziecka pamiętam przytyki moich współziomków z Poznania na temat „Warszawki” i „stolycy”, przy czym tu mówimy o Poznaniu, mieście bodajże piątym na drabince tych największych w Polsce. Podejrzewam, że mieszkańcy Krakowa czy Gdańska mieliby swoje trzy grosze do dorzucenia. No właśnie, bo w Polsce tych dużych miast, które mogłyby chociaż symbolicznie być konkurencją dla Warszawy, jest kilka.

Sława Pragi sięga gwiazd

W Czechach sytuacja jest trochę inna. To prawdopodobnie wynika też z tego, że Praga jest chyba jednym z bardziej znanych miast na świecie, a jej „sława sięga gwiazd”, jak przepowiadała legendarna czeska wieszczka, Libuše. Z taką reklamą trudno jest konkurować. Praga co roku przyciąga ogromne rzesze turystów – w roku 2022 było to około 6 milionów osób, przy czym pamiętajmy, że ta liczba nie dosięgła jeszcze przedcovidowych rekordów. O Pradze pisze się książki – także w Polsce, wspomnijmy chociażby wydane w ostatnich latach pozycje takie jak Praga. Czeskie ścieżki Mariusza Surosza czy Osobisty przewodnik po Pradze Mariusza Szczygła, albo zupełną świeżynkę – Praga in flagranti Zbigniewa Macheja. Praga bije rekordy popularności i nie zliczę, ile razy widzę pytania na różnych czechofilskich grupach na facebooku, które dotyczą polecanych miejsc do odwiedzenia czy jedzenia w Pradze. Tego jest po prostu bardzo dużo.

Jednocześnie Praga, jako stolica, jest czeską siedzibą wielu międzynarodowych korporacji. Jako ośrodek akademicki zapewnia stałą podaż wykształconych absolwentów, które takie firmy chętnie zatrudniają do swoich środkowoeuropejskich biur. W Pradze jest międzynarodowe lotnisko z połączeniami w przeróżne miejsca na świecie, w tym do Nowego Jorku. Praskie stare miasto przyciąga odwiedzających z całego świata, w tym także filmowców; praskie ulice wielokrotnie służyły i służą jako scenografia do filmów.

Nie dziw, że wszystkie pozostałe czeskie miasta mają do czego gonić. Praga im trochę odleciała, bo Praga jest trochę z innego świata. Odwiedzający mówią – po co właściwie mam jechać gdzie indziej, skoro w Pradze jest wszystko – jest kultura, jest historia, jest piękno, jest przyroda, są nawet i winnice. To wszystko prawda.

Czechy to nie Praga

Czechy to jednak nie tylko Praga. Praga jest wspaniała, nie zrozumcie mnie źle. Wszyscy ci, którzy Pragę wychwalają, mają stuprocentową rację. Niemniej – Praga to nie Czechy. Praga Czechom trochę odleciała; to takie miasto, które być może trochę padło ofiarą własnego sukcesu. Podobało mi się, jak w jednej ze wspomnianych wcześniej książek autor opisywał, w jaki sposób Czesi Pragę metaforycznie „odzyskali”. I mówiąc „odzyskali”, mam na myśli, że zdobyli symbolikę miasta, uczynili ją czeską, pozbawili pierwiastka inności.

Różne oblicza stolicy

Praga wcześniej czeska, owszem, do pewnego stopnia była, ale była też i niemiecka, i żydowska. Po drugiej wojnie światowej stała się także w pewnym stopniu radziecka, niemniej, to Czesi ją sobie podporządkowali. I tak, jak na początku lat 90. można pewnie było powiedzieć, że jest bardzo czeska, tak dziś – jest też bardzo kosmopolityczna. Turystyczna. Znajdziecie tam wątki czeskie, swojskie, ale znajdziecie też tę czeskość komercyjną, zmienioną w produkt turystyczny, który sprzedaje się milionom odwiedzających. Czasami wynikają z tego zabawne historie, jak na przykład ta z trdelnikiem, który w centrum Pragi sprzedaje się jako tradycyjne czeskie ciastko. Ciastko to jednak nie jest w żadnym wypadku tradycyjnie czeskie, o jego pochodzenie do dziś kłócą się Słowacy z Węgrami, a jeszcze przed kilkunastoma laty (a może i mniej) w Pradze mało kto o nim słyszał. Popularność Pragi oczywiście nie musi być zła, nie oszukujmy się – miasto czerpie z niej zyski; pozostaje jednak pytanie, na ile turyści nie zaczynają przeszkadzać mieszkańcom stolicy w codziennym życiu. Praga jest także kosmopolityczna w tym sensie, że mieszka dziś w niej spora bańka cudzoziemców, którzy niekoniecznie lubują się w czeskości, natomiast uwielbiają swoje wygodne, bezpieczne życie w ponad tysiącletnim mieście, gdzie mnóstwo jest ciekawych, alternatywnych, trochę hipsterskich knajp, w których można popijać pyszną kawę i zajadać się kuchnią z całego niemal świata.

Inne Czechy

Jak na tym tle wypada reszta Czech? Cóż, odpowiedź nie może być prosta, ani jednorodna. Czechy są po prostu od Pragi inne. Różne. Różnorodne. W panoramie pięknej przyrody i krajobrazie tysiąca – wydawałoby się – małych miasteczek wyróżnia się kilka dużych miast. I zanim do nich przejdę, do tej perspektywy mniejszych miast, chciałam zrobić jeszcze jedną dygresję. W tym przysłowiowym niemal, naszym tytułowym konflikcie Praga kontra Brno, mam wrażenie, podkreśla się przede wszystkim perspektywę Brna, czyli tego miasta aspirującego. Prażani są w niej przedstawiani jako takie elementy zapyziałe, zadufane, które już dawno straciły kontakt z bazą i które, oczywiście, niesłusznie, pogardzają wszystkim, co nie-praskie i wszystko inne wyśmiewają. Osobiście nie jestem do końca przekonana, czy ta perspektywa oddaje prawdę – to znaczy, ona jest, rzecz jasna, dość mocno podkoloryzowana i przesadzona, ale i tak, wydaje mi się, bardziej świadczy o jakichś brneńskich czy prowincjonalnych kompleksach niż o faktycznym stosunku prażan do reszty świata. Praga po prostu ma to gdzieś, bo ma na głowie inne problemy niż zastanawiać się, dlaczego jest lepsza od prowincji. W swoim mniemaniu prostu jest, i tyle.

Czechy w oczach prażan

Ciekawe jest także to, jak Praga prowincję postrzega. Bo wydaje mi się – ale teraz wkraczam na teren własnych obserwacji, możecie się ze mną nie zgodzić i chętnie posłucham dlaczego – że jako prowincję postrzega tylko wybrane regiony w kraju. To znaczy – tak jakby pewne regiony istnieją w praskiej świadomości jako prowincja, inne jako przykład dzikiego kraju, a jeszcze inne – nie istnieją w ogóle. Jest w tym pewna hierarchia, to znaczy – inaczej się patrzy na Karkonosze, inaczej na Góry Orlickie, a inaczej na Białe Karpaty. To wynika w jakimś sensie z charakteru tych regionów, ich historii i powiązań ze stolicą. Jeśli będziemy chcieli szukać porównać, możemy stwierdzić, ze Warszawa też z południa najbardziej lubi chyba Podhale, Tatry i Zakopane; z jakiegoś powodu warszawiaków rzadko widuje się na przykład w Kłodzku i w Masywie Śnieżnika, prawda? I tak, możemy się kłócić, że to tylko dlatego, że Tatry są najwyższe i przez to najbardziej znane, ale wydaje mi się, że historia odgrywa tu niebagatelną rolę.

No dobrze, dokąd więc Praga jeździ na wakacje w Czechach, jeśli już musi? Na pewno do Południowych Czech. Te niemal mityczne zielone wzgórza są tłem dla wielu wakacyjnych filmów i seriali, w których główni bohaterowie – najczęściej prażanie – wybierają się na urlop. Pogórze, dalej Szumawa, legendarna Wełtawa, zalew Lipno – to na pewno kierunki popularne. Niesłabnącą miłością cieszą się także Karkonosze, jako najwyższe czeskie góry lub – zagraniczne, ale przecież nie tak do końca – Tatry. Całkiem ulubione są także Morawy Południowe, ale ten region, w odróżnieniu od poprzednich, które są przecież już poczeszczone – należy do trochę innych ludzi. Ten region jest w różnych tekstach kultury przedstawiany trochę inaczej; to takie czeskie zmitologizowane kolonie, coś egzotycznego, coś innego. Być może stąd ta szczególna relacja między Pragą a Brnem, bądź co bądź, stolicą tego egzotycznego regionu.

Odwieczny spór pomiędzy stolicą a prowincją

Z prowincją jest zgoła inaczej. To oczywiste, że porównuje się do centrum; tak dzieje się chyba w każdym kraju. W Polsce w szkole rzadko podkreśla się, jak bardzo różnorodni jesteśmy. Ja sama pochodzę z Poznania i tak, faktycznie pamiętam, że uczyliśmy się o poznańskiej gwarze, historii małego hajmatu, znam trochę lokalną kuchnię, bo gotowano ją u mnie w domu. Ale czy kiedykolwiek uczyliśmy się, dlaczego i jak bardzo różny jest Śląsk? Kaszuby? Kociewie? Podlasie? Nie bardzo. Jakieś ogóły o regionach, może tak, ale żeby wejść głębiej, bardziej szczegółowo poznać, jak i dlaczego się różnimy – tego w mojej edukacji szkolnej zdecydowanie zabrakło. Być może to jest jakaś spuścizna po komunizmie i tym, jak bardzo scentralizowany był PRL i jak duży nacisk kładło się na kulturę polską, tę klasyczną, ogólną, deprecjonując regionalizmy. Pewnie dlatego moja prababcia mówiła w większości gwarą, moja babcia ją znała, choć już nie używała na co dzień, moja mama była z nią osłuchana, a ja tymczasem znam tylko kilka słów. Pewnie dlatego w Polsce w grupach folkowych nie widać zbyt wielu młodych ludzi. Pewnie dlatego zdecydowana większość ważnych instytucji państwowych znajduje się w stolicy, Warszawie, a na drogę szybkiego ruchu pomiędzy Wrocławiem a Poznaniem, dwoma dużymi metropoliami na zachodzie kraju, czekaliśmy po transformacji dobrych dwadzieścia lat. Bo nikt w Warszawie nie uważał, że połączenie Śląska z Wielkopolską jest potrzebne. Nikt na to nie wpadł.

Czechy bogate różnorodnością

Teraz, kiedy żyję w Czechach, zauważam, że tutaj na te różnice zwraca się większą uwagę. Mimo że Praga jest Pragą, Czechy nie są tak centralistyczne jak Polska. Nie są idealne, nie to chcę powiedzieć, na pewno mają sporo wyzwań przed sobą, jak chodzi na przykład o radzenie sobie z integrowaniem mniejszości z czeską większością społeczeństwa. Ale mimo że Praga jest centrum czeskiego świata, pozostałe metropolie też się liczą. Można do nich na przykład wygodnie i w miarę tanio dojechać transportem publicznym. Nie wszystkie instytucje publiczne znajdują się w Pradze – trzy najważniejsze krajowe instytucje sądownicze zlokalizowane są poza stolicą. Ústavní soud, czyli czeski odpowiednik Trybunału Konstytucyjnego, Nejvyšší soud, czyli Sąd Najwyższy oraz Nejvyšší správní soud České republiky, czyli Najwyższy Sąd Administracyjny Czech znajdują się w Brnie. W czasach Zooma i Skype’a być może nie ma to już aż tak wielkiego znaczenia, ale w czasach bardziej analogowych na pewno miało to wpływ na niezależność tych instytucji.

W Czechach fascynuje mnie to, jak bardzo honoruje się regionalizmy. Polacy pomyślą – to taki nieduży kraj, jak bardzo różnorodny może być, skoro Polska jest taka duża i wszędzie taka sama? No więc dla osób, które myślą w ten sposób, mam małą niespodziankę – ani Polska nie jest taka jednorodna, jak się ją przedstawia, ani Czechy za małe na różnice regionalne. Dla mnie fascynujące jest to, jak duże te różnice regionalne są i jak bardzo je widać i słychać.

Niby czeski, a jednak nie czeski

Weźmy już choćby kwestię języka. Tak, w całych Czechach mówi się po czesku, ale jeśli mówicie czeszczyzną standardową, zdecydowanie możecie mieć mały problem z dogadaniem się gdzieś na głębokich Morawach Południowych. Czeski dzieli się na kilka nářečí, czyli dialektów, oprócz tego, że dzieli się także na češtinę hovorovą, czyli mówioną oraz spisovną, czyli literacką, uczoną w szkołach. W telegraficznym skrócie, bo to temat szeroki i ciekawy i zasługujący być może na osobny odcinek – podział czeski na mówiony i pisany wziął się z wydarzeń politycznych z XVII wieku.

Język czeski dwóch prędkości

Po Bitwie pod Białą Górą w 1620 r., którą wygrały stronnictwa katolickie i habsburskie, pozycja czeskiego jako języka obecnego w życiu publicznym bardzo ucierpiała. Czeski stał się językiem wsi, z oficjalnych miejsc wyparł go niemiecki. Kiedy w XIX wieku w Czechach, które były wówczas częścią imperium habsburskiego, pojawili się narodowi odrodzeńcy, patrioci, którzy chcieli odnowić język czeski i przywrócić mu należne miejsce w czeskim społeczeństwie, wychowywało się już pokolenie, które go do życia zawodowego – w miastach – w ogóle nie potrzebowało. Można to sobie porównać z sytuacją wielu języków ludności rdzennej na przykład w Ameryce Południowej, gdzie ludziom do pracy wystarczy tylko hiszpański, a język rdzenny powoli zanika.

Czescy aktywiści w XIX w.

Podobnie było z czeskim – jego szanse na przetrwanie z każdym upływającym rokiem były coraz słabsze. Tymczasem pojawiło się grono czeskich zapaleńców, którzy postawili przed sobą wyzwanie – ożywić czeski. Nie było to zadanie łatwe, bo czeski nie służył do opisywania życia publicznego przez około dwieście lat – i nie pozostało to bez wpływu na niego. Brakowało słów do opisywania świata. Czescy patrioci zaczęli więc czerpać z innych języków słowiańskich, szukając inspiracji i przeciwwagi dla świata niemieckojęzycznego, który ich otaczał. Stąd w języku czeskim dziś na przykład słowo plyn, czyli gaz – które powstało dzięki inspiracji właśnie polszczyzną, jako coś, co płynie w rurach. No dobrze, ale odbiegamy od tematu – puenta tej opowieści jest taka, że czeski mówiony – hovorová čeština – przez dwieście lat rozwijał się swobodnie, bez nauczycieli, bez spisywania gramatyki, bez szkół, które uczyłyby jego standardowej wersji. To znaczy, że zaszło w nim wiele zmian, które pojawiały się spontanicznie i których nikt za bardzo nie standaryzował. Tymczasem język pisany – ten pozostał dwieście lat z tyłu. Te różnice starano się jak najszybciej i jak najlepiej zasypać, ale one widoczne są w języku czeskim do dzisiaj.

Regionalne dialekty w czeskim

Do tego musimy wspomnieć o regionalizmach. Dialekty są obecne niemal we wszystkich regionach. Na Południowych Morawach w każdej niemal wiosce znajdziecie różnice; niektóre z nich są zresztą na tyle istotne, że ludzie nauczyli się korzystać ze standardowego języka, aby się porozumieć. Stąd można odnieść poniekąd błędne wrażenie, że na Południowych Morawach używa się więcej języka literackiego. Cóż, i tak, i nie, – w sytuacjach lokalnych przewagę mają dialekty. W sytuacjach, gdzie spotykają się ludzie z różnych regionów – mówi się bardziej literacko. Sytuacja wygląda inaczej na przykład w Południowych Czechach, gdzie mówi się wszędzie raczej czeszczyzną mówioną. Języka literackiego raczej się nie uświadczy. Tak, ta sytuacja jest dość skomplikowana.

Poznaj Czecha swego po trunku

Ale nie tylko język się zmienia, kiedy jedzie się przez Czechy. Inna jest także architektura, inna bywa kuchnia, inne rzeczy się pija. Piwo, ten najbardziej znany i superpopularny czeski produkt, obecne jest chyba wszędzie. Są tacy, co pijają czeskie koncerny, i bywają zadowoleni, są tacy, co szukają trochę bardziej wyrafinowanych produktów, i chadzają do lokalnych hospod czy browarów, gdzie leją z kija to lokalne piwo. Czechy piwem po prostu stoją. Znajdziecie tu nie tylko klasycznego lagera, najczęściej występującego w formie jedenastki lub dwunastki, ale od jakiegoś czasu także piwa rzemieślnicze, czyli na przykład IPĘ. Według specjalistów to właśnie w Czechach posmakujecie tej najbardziej tradycyjnej IPY, przygotowywanej wg klasycznej receptury. Poza dużymi miastami zresztą wymyślnych piw rzemieślniczych raczej nie uświadczycie – chyba że się wybierzecie na jakiś piwny festiwal.

Czechy to jednak nie samo piwo, bo na Morawach robi się i pije przecież wino. Produkcja jest lokalna, a mówiąc to, mam na myśli, że tego wina prawie się nie eksportuje, bo nie jest go jakoś wybitnie dużo, mimo to bywa nagradzane. Z winem związana jest zresztą specyficzna lokalna kultura morawska. To wokół niego kręcą się liczne lokalne święta i folklor, tańce i śpiewy. Zresztą, im bardziej na wschód, tym alkoholu związanego z folklorem leje się chyba więcej – a wino zmienia się w śliwowicę.

Tożsamość regionalna

Wróćmy jeszcze na koniec do tożsamości. Tożsamość, poczucie tego, kim jesteśmy – różni się dość mocno w zależności od regionu. Rozmawiałam niedawno z moją nieszwagierką i razem doszłyśmy do wniosku, że w Czechach najsilniejszą regionalną tożsamość mają chyba Wołosi, po czesku Valaši, czyli mieszkańcy położonej najbardziej na wschód części Morawy, czyli Valašska. To potomkowie dawnych pasterzy owiec, który przyszli w tutejsze góry prawdopodobnie z Rumunii gdzieś pomiędzy XIV a XVII wiekiem. Ich ówczesny język przepadł z biegiem czasu, lud się zesłowiańszczył, ale ich kultura, zwyczaje, folklor, muzyka – przetrwały częściowo do dzisiaj. Czuć to w dumie z pochodzenia, czuć to w ludziach, którzy tam mieszkają, czuć to w kuchni, czuć to w muzyce. Człowiek jedzie w Beskidy i od razu wie, że tutaj ci sami ludzie mieszkają od wielu, wielu pokoleń.

Trochę podobnie, chociaż oczywiście inaczej, bo charakter tego regionu jest inny, jest z Południowymi Morawami. Tutaj też ludzie bywają uparci, konserwatywni, pewni swojej kultury. I zdecydowanie cięci na Pragę i jej mieszkańców. Do dziś wspominam pewne południowomorawskie wesele, w którym miałam przyjemność uczestniczyć, gdzie większą sensacją w roli gościa okazał się Prażak niż cudzoziemcy. Tych potraktowano przyjemnie i łagodnie, ale prażakowi nie odpuszczono. Biedny chłopak musiał twardą głową udowadniać „honor” stolicy i niestety – walka ta nie okazała się dla niego pomyślna. W pewnym momencie poszedł do toalety i zniknął. Znaleźliśmy go dopiero po zakończeniu wesela, kiedy organizatorzy z pewnym strachem zaczęli podejrzewać, że ktoś go porwał albo gdzieś się zgubił. Biedak z powodu nadmiernego spożycia alkoholu po prostu zasnął w drodze z toalety, tym samym udowadniając Morawianom, że stolica ma się czego od nich uczyć.

Pražský institut pro urážení Brna

Prażanie jednak nie pozostają dłużni. W Internecie aż się roi od memów, które wyśmiewają Brno i przedstawiają życie w nim w co najmniej niepochlebnym świetle. Zresztą, pomijając fakt, że jest to miasto bardzo wygodne do życia, sami jego mieszkańcy twierdzą, że jest to wielka wioska. I nie chodzi tylko o to, że nie można wyjść na miasto i nie spotkać kogoś znajomego. W Brnie zdarzają się czasami historie… dziwne. Jak na przykład wtedy, kiedy wraz z moim prywatnym Czechem udaliśmy się do miasta i w dzielnicy, która znajduje się jakieś piętnaście minut pieszo od ścisłego centrum, znaleźliśmy… kurę. Wałęsała się ona po chodniku – najwyraźniej uciekła komuś z ogródka. Było to o tyle dziwne, że w tej konkretnej dzielnicy ogródki były naprawdę niewielkie i nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś miał na 30 metrach kwadratowych kurnik. Jako że biedaczka była zagubiona, zadzwoniliśmy po straż miejską – po kilkunastu minutach na miejscu pojawił się oddział do wyłapywania dzikich zwierząt. Zabrali więc kurę, było nie było, potomkinię dinozaurów, i odjechali, a my mogliśmy kontynuować spacer na starówkę.

Wracając do zabawnych memów – konflikt pomiędzy dwiema największymi metropoliami w Czeskiej Republice w pewnym sensie przeniósł się także do Internetu. Mam na myśli dwie grupy, które cieszą się sporą popularnością na Facebooku – Pražský institut pro urážení Brna, która liczy 22 tys. członków i Brněnský institut pro urážení Prahy, która z kolei liczy 24 tys. członków. Na obu znajdziemy masę memów wyśmiewających się z tego drugiego miasta, przy czym i tutaj trochę widać, że brneńczycy śmieją się z Pragi jakoś częściej niż prażanie z Brna. Jest w tym wszystkim jakiś lekki posmak relacji postkolonialnej. Nie śmiejcie się – faktycznie to praskie spojrzenie bywa trochę egzotyzujące mieszkańców Moraw, a to morawskie jest z kolei nasycone lekką pogardą, podszytą jednak zazdrością. To wszystko oczywiście nie jest dostrzegalne gołym okiem; ja osobiście nie byłam świadkiem jakichś wielkich konfliktów pomiędzy mieszkańcami jednego i drugiego miasta – w obu wszak mieszka się naprawdę dobrze i zdecydowana większość mieszkańców jest do siebie podobna.

Linia podziału Czech

Tak, gdybym miała narysować jakąś linię dzielącą Czechów, ta prawdopodobnie nie biegłaby pomiędzy Pragą a Brnem. Mieszkańcy wielkich miast będą do siebie podobni, i to bez względu na to, czy mówimy o Pradze, Brnie, Warszawie czy Krakowie. Pracują oni często w dużych firmach, mieszkają w miastach, w których jest duży kapitał, z którego czerpią. Inaczej bywa na tej głębszej prowincji, gdzie środki nie zawsze docierają, gdzie oferta kulturalna i edukacyjna jest mniejsza, a życie – powolniejsze. Wydaje mi się, że wielu ludzi właśnie dla tego pomalejszego tempa na prowincję wyjeżdża i tam właśnie często znajduje odpoczynek. A Wy, co lubicie bardziej? Szybkie życie w wielkim mieście czy powolne rozkoszowanie się życiem w mniejszym miasteczku?

M.

To jest transkrypcja 3 odcinka podcastu. Jeśli chcesz posłuchać inne odcinki, znajdziesz je tutaj. Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciał(a)byś ją wesprzeć, postaw mi kawę! Pomoże mi to opłacić techniczną stronę bloga i podcastu:

Wsparcie