Czeska kultura

Czeska mentalność: odcinek 1 Czeskiego Radia

Cześć! Dzisiaj trochę nietypowo, bo dzisiaj przed Wami transkrypcja 1 odcinka mojego nowego podcastu CZESKIE RADIO. To moja autorska audycja, w której w formie audio przedstawiam wybrane tematy w sposób szeroko pojęty związane z życiem w Czeskiej Republice. Będę się zastanawiać o tym, jak się w Czechach żyje Polakom, co w Czechach jest interesującego, nie pominę też wątków historycznych. Serdecznie zapraszam Was do odsłuchu.

Podcast postanowiłam podzielić na sezony. Pierwszy sezon składa się z 6 odcinków, które premierę będą miały co tydzień. Odcinek 1 pt. Czeska mentalność odsłuchać możecie już dziś na Spotify, Amazon Music i Samsung Podcast (a wkrótce i na innych).

Pohoda, czyli słynny czeski luz

Pohoda. To chyba najczęstsze hasło, które słyszę, gdy rozmawiam z Polakami o Czechach. Najczęstsze skojarzenia rodaków na temat ich południowych sąsiadów – Czechów – to piwo, kofola, smażony ser i właśnie pohoda.

Co to właściwie jest pohoda? Określiłabym to jako takie poczucie luzu, jakiś rodzaj swobody, uprzejmości w stosunku do drugiego człowieka. Czyli brak spiny, brak tego charakterystycznego dla wielu Polaków kija w dupie. Kiedy spotykacie takiego statystycznego, stereotypowego Polaka, może się Wam wydawać (i w niektórych przypadkach to wrażenie będzie usprawiedliwione), że lubi się wywyższać. Lubimy to, prawda? Pokazać tę odrobinę władzy, która stała się naszym udziałem i to, że jesteśmy ważni. Otóż w Czechach tego ja nie widzę. Tutaj dominującym podejściem do drugiego człowieka jest uprzejmość.

Uprzejmość – ja bym ją nawet dookreśliła jako swego rodzaju egalitaryzm. Czyli poczucie, że drugi człowiek jest mi równy, a skoro tak, to warto być dla niego czy niej miłym i uprzejmym.

Inna dynamika społeczna

Ten egalitaryzm nie wziął się oczywiście znikąd, to – według mnie – efekt zupełnie innej dynamiki społecznej, która ma miejsce w Czechach. Ta dynamika wynika oczywiście z historii. Czechy to kraj, w którym historycznie wysoki odsetek populacji pracuje w przemyśle. To znaczy, że zmiany społeczne i urbanizacja, które w Polsce dokonywały się (i nadal się dokonują) w wieku XX, w Czechach miały miejsce jakieś sto lat wcześniej. Do dziś, w porównaniu z resztą krajów UE, odsetek Czechów pracujących w przemyśle jest nadal wysoki, to aż 38% aktywnych zawodowo osób. W Polsce dziś to 31%. Wysokie uprzemysłowienie kraju sprzyjało rozwojowi miast, a wraz z nimi zmianie stosunków społecznych – dzięki zarobkom w fabrykach pojawili się robotnicy, a w końcu powstała także klasa średnia. Robotnicy-profesjonaliści cieszyli się większym szacunkiem i byli cenniejsi dla pracodawców niż chłop, który obrabiał ziemię i odrabiał pańszczyznę.

Urbanizacja a okupacja niemiecka

Ten krótki rys historyczny pomoże nam zrozumieć, dlaczego w Czechach wyższa była urbanizacja i jeszcze przed II wojną światową analfabetyzm był na bardzo niskim poziomie (ok. 3% na ziemiach czeskich, 16% na Słowacji). Co to ma wspólnego z uprzejmością? Kilka elementów. Po pierwsze, ludzie wykształceni i specjaliści w dziedzinie przemysłu to cenni pracownicy. Już samo to odpowiadało za inne doświadczenie okupacji niemieckiej podczas II wojny światowej. Czeski przemysł był niezbędny dla niemieckiej machiny wojennej. Polacy byli rolnikami, którzy nie stanowili wielkiej wartości dla Rzeszy. Czesi byli cennymi pracownikami jeszcze cenniejszego przemysłu. Tutaj ludzkie życie – a właściwiej rzecz biorąc – życie specjalisty, który mógł przyczynić się do budowy przemysłu wojennego – było po prostu cenne. To przekładało się na mniejszy terror na ludności czeskiej – oczywiście w pewnych okolicznościach, to znaczy, o ile taki Czech nie był Żydem ani nie brał udziału w ruchu oporu. Po drugie, społeczeństwo, w którym ludzie mają możliwość zdobycia wykształcenia i dobrze płatnej płacy, jest społeczeństwem, w którym różnice klasowe zdecydowanie nie są tak drastyczne, jak to miało miejsce w II RP. Ja w dzisiejszej lekkiej pogardzie zwykłego człowieka do bliźniego w Polsce widzę pokłosie relacji pan-cham. Do dziś aktualne – niestety – pozostaje w Polsce powiedzenie „zastaw się, a postaw się”; Czesi są w porównaniu z nami bardzo skromni. Echa tej relacji szlachcica i chłopa w Czechach za bardzo nie ma i to właśnie – wydaje mi się – przekłada się także na zwykły szacunek, który można dostrzec na ulicach, a co się z tym wiąże – także brak pozerstwa. Epatowanie bogactwem w Czechach jest w bardzo złym tonie.

Cisza przede wszystkim

Uwielbienie ciszy. Zupełnie inaczej niż Polacy, Słowacy czy Ukraińcy, Czesi uwielbiają ciszę i spokój. Mam wrażenie, że nacje trochę bardziej kulturowo związane ze wschodem uwielbiają silne emocje. My, Polacy, wręcz się w nich nurzamy. Spójrzcie tylko na politykę; poziom emocji sporów politycznych już od wielu lat sięga wrzenia. Spójrzcie na filmy – na Miasto 44, na Różę, na W ciemności czy Kanał, czy inne dobre polskie filmy (nie mówię tu o szytych na tę samą mdłą modłe komediach romantycznych robionych tak, żeby można je było puścić na TVN w prime time’ie). Wszystkie one mają niesamowicie mocny ładunek emocjonalny. Ja się czasami śmieję, że mnie mało który film czy historia rusza, bo mam polską psychikę sponiewieraną wszystkimi opowieściami z czasów wojny, komunizmu i wcześniej, które epatują wręcz przemocą i dramatyzmem. Spójrzcie na piosenki – na Bartosiewicz, na Niemena, na Chylińską. Różni artyści, ale ładunek uczuciowy równie mocny. Czesi tak nie mają. U Czechów – mam wrażenie – wszystko, i życie codzienne, i kultura, są bardziej subtelne. Cisza – to się liczy. Spokój – to się ceni. To się przejawia w kilku rzeczach w życiu codziennym – na przykład w tym, jak Czesi podchodzą do imprez. Nikt nie robi biesiad, gdzie stoły uginają się pod jedzeniem, a wszyscy razem upijają się, pojadając smakołyki i dyskutując. Czesi się nawet do domów nie zapraszają. Wszyscy po prostu schodzą się do pobliskiej hospody i tam spokojnie popijają sobie piwko. Myślę, że to też jest jedno ze źródeł, z których wypływa pewna niechęć do przybyszów zza wschodniej granicy – my, bardziej wschodni Słowianie, jesteśmy dla nich po prostu za głośni i za wulgarni. Czesi lubią swoją ciszę.

Konserwatyzm a sprawa czeska

Konserwatyzm. Wspomniana uprzejmość i kindersztuba może być też jakąś spuścizną po cesarstwie Austro-Węgierskim. W ogóle wiele rzeczy w Czechach, które nadal są obecne w społeczeństwie dzisiaj, związanych jest ze spuścizną po Cesarstwie. Choćby uwielbienie do tytułów naukowych, które Czesi wepchną chyba wszędzie, nawet do danych pacjenta albo na nagrobki. Jedną z nich jest też biurokracja. Jakiś rodzaj konserwatyzmu, ale nie rozumianego jako przywiązanie do wartości rodzinnych czy religijnych, bardziej mówię tu o konserwatyzmie kulturowym. No bo po co właściwie wprowadzać płacenie kartą, skoro można płacić gotówką? Jeśli coś działa od tysięcy lat dobrze, to po co to zmieniać? I nawet jeśli w tym punkcie przyznam im rację, to jedzenie wciąż i wciąż mięsa z knedlikami lub sosem tatarsko-majonezowym naprawdę jest czymś, nad czym warto się zastanowić.

Doszliśmy więc do wniosku, że Czesi są konserwatywni. Nie są jednak konserwatywni tak samo jak Polacy. To znaczy, że czeski konserwatyzm nie ma tego katolickiego tła – katolicyzm bardzo stracił na popularności na przełomie XIX i XX wieku, a potem także w trakcie komunizmu. Dziś mało kto wyznaje tu wiarę katolicką. Mniej jest strachu przed seksem, mniej jest wstydu z nagości. I mniej nienawiści wobec LGBT+. Kobiety mają więcej praw – mogą na przykład bez strachu i bez problemu dokonać aborcji.

Czesi jako hobbici

Wsobność. Lubię powtarzać, że Czesi są jak hobbici. Niektórzy, którzy są być może mniej taktowni, powiedzą, że Czesi są zamknięci na świat, że nic spoza ich wspaniałej Republiki (i może chorwackiego wybrzeża) nie interesuje. Cóż, będzie w tym jakaś część prawdy. Czesi, szczególnie ci starsi, są w pewnym sensie nastawieni do wewnątrz. Lubują się w hołdowaniu czeskiemu krajobrazowi, historii, szlakom, uwielbiają zwiedzać zamki i zdobywać wieże widokowe. Kochają kontakt z naturą – to dobrze widać choćby w popularności subkultury trampów. Dziś są oni bardziej kojarzeni ze starszym pokoleniem, ale kiedy tego rodzaje grupy pojawiły się po raz pierwszy, byli to młodzi ludzie, którzy, stojąc u progu dorosłości, chcieli uciec spod kurateli ojców, cesarza, wojska, a potem nowopowstałego kraju, czyli Czechosłowacji. Trampowie inspirowali się Dzikim Zachodem i tej wolności – także obyczajowej – szukali na szlakach i w lasach. Potem przyszła komuna i odcięła ich od reszty świata, zwrócili się więc do tego, co mogli zdobywać. Do Czechosłowacji.

Ta wsobność to w jakimś sensie będzie to spuścizna po historii. Czesi zostali w XX wieku dwa razy dotkliwie i okrutnie zdradzeni przez sprzymierzeńców lub kraje, które uważały za przyjacielskie. Pierwszy przykład to rok 1938 i konferencja monachijska. Masaryk, a potem Beneš, jego spadkobierca i kolejny prezydent Czechosłowacji, byli zdecydowanie prozachodni i bardzo profrancuscy. Prezentowali liberalne i demokratyczne wartości. Beneš do ostatnich chwil kreował się na polityka, który wyciągnie asa z rękawa i ochroni kraj przed katastrofą. Kiedy tak się nie stało, a pokonany polityk musiał odlecieć z Pragi do Londynu, opinia publiczna poczuła się bardzo zawiedziona. Zaufanie ludzi zostało nadszarpnięte. Zdradzili nie tylko sprzymierzeńcy, którzy bez sprzeciwu oddali część terenów Czechosłowacji Niemcom, ale także własny prezydent, który ustąpił ze stanowiska i emigrował.

Drugi przykład zdrady to oczywiście rok 1968. Chyba warto tutaj przypomnieć, że po wojnie komuniści w Czechosłowacji wygrali demokratyczne wybory; dopiero dwa lata później dokonali przewrotu i zmienili ustrój. Nastroje społeczne nie były jednak alarmistyczne; ludzie chcieli budować nowy kraj i, przede wszystkim, żyć w spokoju. Ta iluzja upadła w 1968 r.; chyba dopiero wtedy wielu Czechów zrozumiało, że Rosjanie niekoniecznie nieśli braterską pomoc, ile szerzyli własny imperializm. Warto zaznaczyć, że Czesi nie mieli takich doświadczeń z Rosjanami jak Polacy – Rosjanie nie okupowali Czechosłowacji, faktycznie Czechosłowację natomiast częściowo wyzwolili, a potem jej teren opuścili. Aż do 1968 roku.

Do dziś w związku z tym w Czechach jest silny sentyment do własnego kraju i własnej przyrody i kuchni, elity zaś są przedstawiane jako podejrzany, być może obcy, element. Ten motyw pojawia się też od czasu do czasu w polityce – patrzcie choćby na Babiša, który – choć jest krezusem – kreuje się na człowieka z ludu walczącego z elitami.

Być może w tym można też doszukiwać się jakiegoś źródła eurosceptyzmu, który w Czechach jest o wiele większy niż w Polsce. To wynika chyba właśnie ze strachu przed pozbawieniem sprawczości, którą się w Czechach docenia.

Konkurs w narzekaniu

Narzekanie. Czesi sami mówią o sobie, że są najbardziej na świecie narzekającym narodem. Mi się wydaje, że mówią tak dlatego, że nie znają Polaków. To cecha, która, kiedy ktoś mi o niej powiedział, bardzo mnie zaskoczyła, właśnie dlatego, że wcale tego tak nie postrzegam. Wydaje mi się, że Czesi są raczej pozytywnie nastawieni do świata – i tak, narzekają trochę na polityków, ale bądźmy szczerzy, kulturę polityczną i demokratyczną mają lepszą niż my, a nie bez znaczenia jest też lepsza pogoda, piękne krajobrazy i tanie piwo oraz wino. Jedyny powód do narzekań, jaki widzę ja – to drożyzna. No dobra, może znalazłoby się ich jeszcze kilka, ale powiedzmy, że to już moja polska natura. Zawsze znajdę dziurę w całym.

Czesi a alkohol

Tolerancja alkoholu. Czesi są na szczycie listy narodów, które spożywają najwięcej alkoholu na świecie. Tak, wyprzedają nas. To dość szokujące statystyki. Po pierwsze dlatego, że czeskie picie jest takie… niewinne. Nieszkodliwe. Niewidoczne. Powszechne. Piją prawie wszyscy, demokratycznie – od młodych po starych, od kobiet po mężczyzn. Kultura picia jest wszechobecna, niemal każde spotkanie towarzyskie wiąże się z piciem alkoholu. Pije się też zazwyczaj piwo lub wino; twardy alkohol też się pojawia, ale raczej nie na co dzień. Piwo natomiast ze spokojem pija się do obiadu i mało komu wydaje się to dziwne. Gdybym miała po polsku ponarzekać, to byłby prawdopodobnie drugi punkt z największych czeskich wad. Ta niedostrzegalność alkoholu i kiepska edukacja żywnościowa prowadzi do wielu ciężkich chorób w czeskim społeczeństwie.

Stereotypowy ateizm

Ateizm. Większość Czechów to agnostycy. Wierzę, że moi słuchacze znają różnicę, ale dla porządku rzeczy przytoczę: ateista to człowiek, który nie wierzy w Boga, agnostyk natomiast to człowiek, który wierzy w jakąś formę siły wyższej, nie wyznaje jednak żadnej konkretnej religii.

Badania z ostatnich 30 lat pokazują, że ludzie przestali przyznawać się do należności do kościoła. Co ważne, czeski antyklerykalizm pochodzi sprzed ery komunizmu. Cała Pierwsza Republika postawiona była w opozycji do Austro-Węgier, które były katolickie. Prezydent Masaryk wywołał nawet pewien skandal dyplomatyczny w roku 1925, kiedy na zamku praskim w święto Jana Husa wywiesił husycką flagę. To wywołało sprzeciw Papieża i skończyło się odwołaniem papieskiego nuncjusza z Pragi. Ale czeski antykatolicyzm to przecież także wojny husyckie, które w pewnym sensie dały podwaliny pod europejską reformację, która pojawiła się dopiero jakieś sto lat później, a także Bitwa pod Białą Górą w 1620 roku, przedstawiana jako bitwa pomiędzy katolikami a protestantami; wygrali ją katolicy i to oni dominowali aż do upadku cesarstwa. Dziś w Czechach katolików jest niewielu, a ci, którzy są, nie przypominają tych polskich. Te społeczności wydają mi się bardziej zżyte, ale też bliższe naukom kościelnym – być może dlatego, że jako katolicy żyją w mniejszości w kraju, gdzie większość nie rozumie ich wyborów życiowych.

Dziękuję za lekturę/odsłuchanie i do usłyszenia za tydzień!

M.

To jest transkrypcja 1 odcinka podcastu. Jeśli chcesz posłuchać inne odcinki, znajdziesz je tutaj. Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciał(a)byś ją wesprzeć, postaw mi kawę! Pomoże mi to opłacić techniczną stronę bloga i podcastu:

Wsparcie