Czeska kultura, Czeskie społeczeństwo

Czy Czechy przyjmą euro?

Nowy rok, nowa ja, stare problemy. Z czasem, przede wszystkim. Niemniej, przychodzę do Was z nowym wpisem, trochę nieoczekiwanym (bo nie sądziłam, że wycisnę na niego kilka godzin z życia) i trochę oczekiwanym (bo to temat, który aż się prosi o opisanie). A wszystkiemu winny prezydent Petr Pavel, który w swoim noworocznym orędziu do narodu poruszył dwie bardzo istotne kwestie. Jedna z nich bezpośrednio wynika z przynależności do UE i, jak sądzę, jej wprowadzenie ułatwiłoby wielu z nas życie, a jednocześnie – będzie w Czechach naprawdę trudna do przeprowadzenia. Mowa oczywiście o wprowadzeniu w Czechach euro. To co, chcecie się dowiedzieć, co jest nie tak z europejską walutą z czeskiego punktu widzenia?

Petr Pavel i jego europejska krucjata

Zacznijmy od tego, że to premierowe wystąpienie nowo wybranego prezydenta odbyło się 1 stycznia – jego poprzednik do narodu zazwyczaj przemawiał 26 grudnia. Pavel zaczął od tego, czym w tym okresie Czechy bardzo żyły – tragedią na Uniwersytecie Karola w Pradze. Przypomnijmy: nieznany sprawca zastrzelił młodego tatę z dzieckiem w pobliżu Pragi; potem udał się na jeden z praskich wydziałów UK w centrum miasta i zastrzelił z półautomatycznej broni 14 osób. Wcześniej, jak się okazało, zabił także w rodzinnej miejscowości własnego ojca; kiedy w końcu dopadli go policjanci, zastrzelił i siebie. Tragedia ta zmienia Czechy. Ciężko powiedzieć, w jakim stopniu, ale wizja superbezpiecznego kraju trochę nie współgra z atakami z bronią w ręku. Półautomatyczną bronią, dodajmy. Czy ktoś wyciągnie z tego wniosku i przyjrzy się relatywnie liberalnym przepisom zezwalającym na posiadanie takiej broni? Na razie się na to nie zapowiada.

Euro w Czechach wynika z przynależności w UE

Pavel w przemówieniu stwierdził także – i obiegło to chyba wszystkie czeskie media – że nadszedł czas pomyśleć o spełnieniu zobowiązania wobec UE, mianowicie – o wprowadzeniu w Republice Czeskiej wspólnej europejskiej waluty. Takie stwierdzenie w ustach polskiego premiera lub prezydenta byłoby newsem godnym pierwszych stron gazet, ale w konserwatywnych i dość eurosceptycznych Czechach – to akt odwagi. Pavel zdecydowanie nie wykonał tego kroku, aby przypodobać się wyborcom. Czesi historycznie nastawieni są raczej sceptycznie wobec dużych, międzynarodowych organizacji, które miałyby im coś narzucać (a wg popularnej narracji to właśnie czyni Bruksela; to trochę taki symboliczny następca austriackiego Wiednia, z którym walczyły czeskie elity w erze cesarstwa), a do tego w okresie wchodzenia do UE i NATO ówczesny prezydent, Miloš Zeman i premier, Václav Klaus, narzucili w debacie publicznej bardzo niekorzystną i krytyczną wobec UE narrację, którą, wydaje się, duża część społeczeństwa przyjęła za swoją i która pokutuje do dziś. Nie, Czesi zdecydowanie nie należą do grona euroentuzjastów.

Czesi częścią europejskiej rodziny

Inaczej niż Słowacy, inaczej niż Polacy – w Czechach nie widać raczej tego kompleksu wschodu i potrzeby udowodnienia sobie i innym, że są częścią Europy. Czy to ze względu na austro-węgierską przeszłość [z naciskiem na austro], czy przemysłowe bogactwo, czy ścisłe związki z Niemcami – Czesi Europejczykami się czują. I to od razu tymi najlepszymi, bo przecież ich kraj to serce kontynentu. Gdy ktoś tak rozumuje, żadne euro nie może służyć do poprawiania mniemania o sobie. Mimo że ten tok rozumowania niekoniecznie jest mi bliski, to, co stało się w Czechach po słowach Pavla, oceniam jako coś cudownego. Rozpoczęła się na ten temat poważna debata.

Czeska debata o euro

Temat podchwyciły chyba wszystkie liczące się media. I tak, oczywiście, kwestią dyskusyjną pozostaje, czy Pepa z Pardubic i Ivana z Chebu zapoznają się ze wszystkimi argumentami, a potem poważnie nad sprawą zastanowią, ale gdyby by chcieli – mają taką możliwość. Media raczej nie wprowadzają w ten temat nutek histerii – wręcz przeciwnie, przeczytacie sporo analiz, które obejmują zarówno argumenty za, jak i przeciw. [To zdecydowanie coś, czego moglibyśmy się nauczyć!]. Spróbujmy się niektórym z nich przyjrzeć.

Zacznijmy od stwierdzenia faktu – Czesi, podobnie jak i Polacy, w referendum poparli wstąpienie swojego kraju do Unii Europejskiej. To było jedyne do tej pory referendum przeprowadzone w Republice Czeskiej; podobnie jak w Polsce, ZA opowiedziało się 77% osób biorących w nim udział (dla porównania: w PL było to również 77%, ale np. na Słowacji – aż 92%!). Tamten głos TAK oznaczał także zobowiązanie do przyjęcia euro. Czy w chwili obecnej pojawiają się głosy, że należy przeprowadzić w tej sprawie referendum? Tak. Czy ma to sens, skoro Czesi już się w tej sprawie wypowiedzieli? Nie bardzo, ale punkty polityczne przed nadchodzącymi wyborami na pewno można w ten sposób zarobić.

Kryteria konwergencji, czyli jak wejść do strefy euro

Na początek krótka powtórka z WOS: aby dany kraj mógł euro przyjąć, musi spełnić tzw. kryteria konwergencji. Jest ich aż pięć i dotyczą: stabilności cen (inflacja na poziomie przekraczającym maks. o 1,5 punktu procentowego inflację trzech najstabilniejszych pod tym względem państw członkowskich), długotrwałej równowagi finansów publicznych (deficyt), stabilnego kursu walutowego (min. dwa lata w ERM II), długotrwałej stabilności stop procentowych i wysokości długu publicznego (dług nie może być większy niż 60% PKB).

W tej chwili, wg ekspertów, Czechy spełniają tylko jedno z wymienionych kryteriów – to dotyczące stopnia zadłużenia, które nie przekracza 60% PKB. Niestety, pandemia, a potem kryzys energetyczny oraz wojna w Ukrainie odcisnęły mocne piętno na czeskiej gospodarce – wywołana tymi czynnikami inflacja do pewnego stopnia ją zdestabilizowała. To jednak nie oznacza, że Czesi nie mają szans do stabilności wrócić – wręcz przeciwnie, zgodnie z analizą Ministerstwa Finansów i ČNB, przy polityce pilnowania państwowych wydatków (a wydaje się, że to właśnie robi rząd Petra Fiali), stanie się tak jeszcze w tym roku. Czy to oznacza, że Czesi już się szykują na zmianę waluty?

Czeskie plany na euro

Krótko mówiąc – nie. W Czechach co prawda już od 2007 r. istnieje Národní plán zavedení eura v České republice, czyli instytucja powołana przez czeski rząd w celu ułatwienia zmiany waluty, ale nie zanosi się na to, aby obecny rząd rzeczywiście takie plany miał. W tej kwestii wypowiedział się już premier, który stwierdził, że – parafrazując – choć warunki po temu miałyby szansę zaistnieć, on nie na to umawiał się z wyborcami i nie jest to w planie. Innymi słowy – to nie jest dobry moment. Inaczej wydaje się myśleć czeski prezydent, a wraz z nim politycy różnych barw, którzy podchwycili temat.

Plusy przyjęcia europejskiej waluty

Czy jednak przyjęcie euro to rzeczywiście dobry krok? Tu zdania są podzielone. Zdaniem wielu ekonomów przyjęcie europejskiej waluty zapewni Czechom kilka zasadnych korzyści: pewniejszą pozycję w UE, miejsce przy stole decydujących o eurozonie, wyższy poziom zintegrowania z Zachodem, a także brak ryzyka walutowego, co przełoży się na oszczędność dla firm działających na rynku czeskim i tych, które potencjalnie chciałyby na nim zainwestować. To może się także okazać korzystne dla wszystkich produkujących na eksport, a że Czechy to gospodarka otwarta, czyli właśnie taka, która przede wszystkim eksportuje, zniknęłyby trudności związane z nieustannym przewalutowaniem i zmieniającym się kursem walutowym.

Tutaj należy zrobić małą dygresję i wspomnieć, że czeski biznes się samoistnie w dużej mierze zeuroizwał – to znaczy, że np. już teraz więcej pieniędzy pożycza w euro niż w koronach – przede wszystkim dlatego, że pożyczki w euro są tańsze; nie trzeba ich ubezpieczać ze względu na ryzyko walutowe. Co więcej, od niedawna czeskie firmy w euro mogą się rozliczać z urzędem skarbowym (rozliczać – ale składane deklaracje nadal są w koronach).

Łatwiejszy dostęp do pożyczek w euro mają większe podmioty; te mniejsze, lokalne, pozostają z droższymi pożyczkami w koronach, co automatycznie przekłada się też na wyższe ceny dla konsumentów i mniejszą konkurencyjność lokalnych firm. Wprowadzenie euro nie tylko te szanse by wyrównało, ale także zwiększyłoby konkurencyjność czeskiego rynku i mogło przyciągnąć zagranicznych inwestorów. Nie wspominamy tu już o tym, że dostęp do tańszych kredytów zyskaliby też klienci detaliczni, a więc zwykli obywatele.

Minusy przyjęcia euro

To z kolei może się jednak także przełożyć na wzrost cen nieruchomości – więcej tanich kredytów, to prawdopodobnie więcej chętnych do kupowania domów i mieszkań, a więc wzrost cen. Z minusów eksperci podkreślają, że decyzja o wejściu do eurozony jest niemalże ostateczna – ewentualne wyjście z niej byłoby bardzo trudne. Posiadanie euro wiąże się tymczasem z oddaniem znacznej części narzędzi do kierowania polityką walutową narodowego banku centralnego na poziom europejski. W przyszłości może się okazać, że potrzeby gospodarki czeskiej i europejskiej nie są tożsame, a mechanizmy zarządzania walutą dobre dla ogółu eurozony lub w ramach rozwiązania jakiegoś konkretnego jej problemu mogą okazać się mniej korzystne dla rynku czeskiego, który przecież nie jest szczególnie duży i który niekoniecznie wielcy europejscy gracze wzięliby pod uwagę.

Dochodzi do tego kilka jednorazowych zagrożeń: ryzyko zwiększenia kursu euro-korona tuż przed przyjęciem nowej waluty, co miałoby się wiązać z możliwą utratą konkurencyjności rynku eksportowego. Trzeba też pamiętać o jednorazowych kosztach wejścia do unii bankowej i SSM. Zdarzają się też głosy, które pytają, jak długo eurozona będzie jeszcze trwać i czy wprowadzanie tej waluty jest w ogóle grą wartą świeczki; eksperci wskazują też na poziom zadłużenia południowych krajów eurozony i potencjalne ryzyko konieczności ich ratowania w razie niewypłacalności.

Decyzja przede wszystkim polityczna

Czy czeska gospodarka jest gotowa na przyjęcie euro? W tej chwili nie, ale istnieją spore szanse, że w miarę bliskiej przyszłości tak się stanie. Wydaje się, że decyzja o wprowadzeniu europejskiej waluty pozostaje przede wszystkim polityczna – taki krok jest możliwy, wiąże się ze złożonym zbiorem zjawisk gospodarczych (i tych pozytywnych, i tych negatywnych). Zwolennicy euro w Czechach najbardziej jednak podkreślają, że kwestie gospodarcze, o ile bardzo istotne, nie muszą być najważniejsze. Przypominają oni, że euro równa się nierozerwalnemu złączeniu czeskiej gospodarki z gospodarką Zachodu. W kontekście Rosji, której marzy się zmiana porządku geopolitycznego na świecie i która chętnie widziałaby Europę Środkową w swojej strefie wpływów, chyba każde połączenie z Zachodem mogące wymóc jego reakcję i ewentualną pomoc w przypadku wojny, jest warte rozważenia.

Być może właśnie takie myśli przyświecały Petrovi Pavlovi, gdy otworzył temat wprowadzenia euro w swoim noworocznym orędziu. To nie będzie jednak łatwe zadanie – przede wszystkim dlatego, że większość społeczeństwa czeskiego jest przeciwna temu krokowi. To w skrócie znaczy, że żaden polityk, któremu nie przyświeca jakiś wyższy cel, tego tematu raczej nie poprze – bo propagowanie euro na chwilę obecną w Czechach to trochę orka na ugorze. Czesi historycznie nie lubią organizacji międzynarodowych lub, po prostu, zagranicznych, które miałyby im coś – cokolwiek by to było – narzucać. Kiedyś była to walka z Wiedniem i wszechobecnym wpływem niemieckim, dziś ten symbol uciemiężenia trochę przejęła Bruksela.

Czy Pavel jest więc skazany na porażkę? Tego nie wiadomo. Być może liczy na jakąś konkretną kalkulację polityczną, może chce wykorzystać swój autorytet i popularność w celu odczarowania euro. A może liczy, że swoimi działaniami wywoła odpowiednią reakcję społeczną i niejako wymusi działanie klasy politycznej. Czy to mu się jednak powiedzie, gdy u steru rządu stoi zachowawczy i konserwatywny Fiala, któremu wiele rzeczy można by zarzucić, ale nie, że jest euroentuzjastą? Dowiemy się wkrótce.

M.

Przy pisaniu powyższego wpisu korzystałam z poniższych treści: