Czechy weekendowo, Urlop

Spływ po Wełtawie

Ostatni weekend to trzy dni pełne doznań. To była przygoda! Moja buzia rozciąga się w uśmiechu na samo wspomnienie, bo nie zabrakło w nim niczego: było dużo wody, rzeki i kajaków, świetna zabawa, miłe towarzystwo i przede wszystkim – wspaniała przyroda na wyciągnięcie ręki. Tak się bowiem złożyło, że spełniłam moje dawne marzenie – w końcu wybraliśmy się na spływ kajakowy po Wełtawie.

Spływ po Wełtawie

Czeska klasyka

Spływ kajakowy na Wełtawie to chyba najbardziej popularna kajakarska trasa w Czechach. Czeska klasyka – jakby powiedzieli Czesi. I nic dziwnego! Wełtawa to jedna z najważniejszych czeskich rzek; jej bieg rozpoczyna się gdzieś na szumawskich zboczach, gdzie jej dwa nurty (Zimny i Ciepły) łączą się i dają początek rzece, która kilkadziesiąt kilometrów dalej przepływa przez najpiękniejsze czeskie miasta i miasteczka, jak na przykład średniowieczny Czeski Krumlow, a potem samą stolicę – Pragę, po to, by na koniec wlać się do potężnej Łaby.

Na początek może wspomnę, że kajakarstwo oraz ogólnie spływy na różnych sprzętach po rzekach są w Czechach naprawdę popularne. Wielu ludzi ten sport uprawia, a nawet jeśli nie robi tego regularnie, chociaż raz go spróbowało. Nic dziwnego zresztą, Czechy bowiem w rzeki – nomen omen – opływają i sporo jest takich, na których można próbować swoich sił. O tym, jak się na taki wyjazd przygotować, co trzeba wiedzieć i gdzie szukać inspiracji na trasę, już kiedyś pisałam. Jeśli więc szukacie ogólnych informacji o spływach kajakowych w Czechach, zajrzyjcie do tego wpisu.

Spływ po Wełtawie

Dzisiaj zajmę się wyłącznie Wełtawą, bo też taki spływ ma rangę pewnego kulturowego zjawiska, które w Czechach jest fenomenem samym w sobie. Voda na Vltavě – zapytajcie o to dowolnego Czecha, a prawdopodobnie zacznie Wam opowiadać niesamowite opowieści ze spływu. Trasa ta pojawia się też w filmach i serialach. Jednym słowem – wycieczka tego rodzaju ma podobną wagę kulturową jak u nas wyprawa nad Morskie Oko albo żeglowanie po mazurskich jeziorach.

Prawie 50 km na wodzie!

Nasza wyprawa rozpoczęła się od wczesnej pobudki. Czechy niby nie takie duże, ale z Brna do naszego punktu początkowego mieliśmy ponad 300 km. Trasa zakładała spływ z Vyššígo Brodu aż do wsi Zlatá Koruna i liczyła niemal 50 km (49,6 km); to prawdopodobnie jeden z najpopularniejszych odcinków na Wełtawie. Podzieliliśmy ją na trzy odcinki: z Vyššígo Brodu do kempingu Branná, następnie z Branny do kempingu Nové Spolí tuż przed Czeskim Krumlowem oraz z Czeskiego Krumlowa do wsi Zlatá Koruna. Myśmy płynęli trzy dni, ale wiele osób tę wycieczkę wydłuża aż do Boršova (wówczas trasa liczy prawie 70 km). Wszystko oczywiście zależy od sił i możliwości czasowych uczestników wycieczki.

Spływ po Wełtawie

Opowieść zacznijmy od tego, że z naszej siedmioosobowej ekipy nikt nie mógł się poszczycić szczególnie dużym doświadczeniem w spływaniu wartkich wód kajakiem; można by wręcz powiedzieć, że byliśmy nowicjuszami. Nic zresztą nie zapowiadało, że czeka nas przesadnie ciężkie zadanie – na miejscu startowym zastaliśmy radosny tłum pełen osób z każdej grupy wiekowej; byli tam rodzice z dziećmi oraz zaprawieni alkoholem członkowie wycieczek firmowych, co tylko upewniło nas w przekonaniu, że nic nadzwyczaj niebezpiecznego nie może nas czekać. Jak się okazało, nie była to do końca prawda…

Vodácká kultura

Atmosfera panująca na wodzie, w kempingach, w barach leśnych i wodnych – jest po prostu niesamowita. Infrastruktura wzdłuż rzeki zapewnia chyba wszystko, o czym można by w takich okolicznościach zamarzyć – jest gdzie zjeść, gdzie zajść do toalety, co wypić i gdzie się przespać. Kempingi znajdują się wzdłuż brzegu właściwie na całym wspomnianym odcinku; na rzece co kilkaset metrów zacumowany jest statek-bar rzeczny, gdzie zakupić można drinki lub piwo, w ogóle nie schodząc z kajaku (Gwoli ścisłości dodajmy jednak, że picie alkoholu na rzece na te moment jest zabronione; temat co jakiś czas wraca do czeskiego parlamentu). Dodajcie do tego ekipy radośnie spływające rzekę na raftach (pontonach), ubrane w okolicznościowe koszulki, kapelusiki i uzbrojone w zabawki do psikania wodą oraz – oczywiście – przepiękne okoliczności przyrody. To ostatnie zachwyciło mnie najbardziej, bo – umówmy się – otoczenie imprezowe to nie są znowu aż tak moje klimaty. Chwile ciszy, piękna wody i strzelistych drzew, gdy płynie się w lesie, to jednak zupełnie co innego. A tymi Wełtawa może się zdecydowanie chwalić…

Spływ po Wełtawie

Witaj, przygodo!

Na pierwszą przygodę nie musieliśmy długo czekać. Już drugi jaz (dla laików od laika: „zjeżdżalnia” zbudowana ludzką ręką przy wodospadach rzecznych do zjeżdżania) przysporzył nam na tyle trudności, że wraz z Lubym z piskiem wlecieliśmy do wody (Nie tylko my zresztą, z naszej siedmioosobowej ekipy nad powierzchnią wody utrzymały się tylko dwie osoby:D). Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, w końcu podobno spływ bez wywrotki się nie liczy – tyle tylko że za jazem czekał nas kilkuset metrowy odcinek dość silnych fal, a rzeka nas po prostu porwała! Dzięki dobrym ludziom udało nam się w końcu zatrzymać, ale emocje towarzyszące próbom przeciwstawienia się tak silnemu prądowi utkwią mi w pamięci na długo.

Przygoda nad Wełtawą nie byłaby pełna, gdyby nie nocleg na kempingach. Spaliśmy na dwóch: Branná i Nové Spolí. Oba dobrze wyposażone w sanitariaty; na obu można znaleźć restauracyjki/bufet, w których z powodzeniem można zjeść obiad/śniadanie, chociaż oczywiście w większości do wyboru jest czeska hipersmażona klasyka: smażony ser, smażone fryty i kofola/piwo. W kempingu Branná na samym jego skraju znaleźliśmy niewielkie lokalne stoisko, gdzie zjeść można było grillowanego pstrąga i hermelin (mniam!). To był jednak raczej wyjątek od czeskiej rzeczywistości smażonej w głębokim starym oleju. Kamping Branná był naprawdę duży i raczej imprezowy; Nové Spolí był znacznie bardziej kameralny i spokojny. Większość imprezowych grup spływała do innego kempingu za Czeskim Krumlowem, ze zdumieniem więc odkryliśmy, że tym razem to my stanowimy najbardziej zabawową grupę w okolicy. Nie było się też czemu dziwić, ktokolwiek pozostał na naszym kempingu, to o ile nie szalał w kantynie, na imprezę ruszał do Czeskiego Krumlowa. Myśmy pospacerowali po nim popołudniu, a wieczorem rozpaliliśmy ognisko i smażyliśmy na nim kiełbaski przy namiotach. A w nocy kąpiel nago w rzece! Wspomnienia bezcenne.

Spływ po Wełtawie

Kultura, panie!

Spływ urozmaiciła nie tylko wspaniała przyroda, ale także piękne miejscowości, które mijaliśmy po drodze. Chętni przerwę mogą sobie zrobić choćby w Rožmberku nad Vltavou czy w Zlatej Korunie (klasztor!), nie wspominając już o wspaniałym Czeskim Krumlowie, czyli czeskiej perle, która na listach do zwiedzenia w Czechach znajduje się zaraz za samą Pragą. Pięknych, niewielkich miasteczek w Czechach znajdziecie na pęczki, ale żadne chyba z Czeskim Krumlowem równać się nie może. Warto odwiedzić go także z tej wodnej perspektywy.

Od bardziej doświadczonych „vodaków” (tak w Czechach nazywani są kajakarze/kanadyjkarze) słyszałam kilkukrotnie, że na Wełtawie bywa jak na autostradzie. Rzeczywiście, kilka odcinków trasy, szczególnie w weekend, bywa zatłoczona. Z drugiej strony, trasa ta jest naprawdę piękna widokowo, a ludzie, którzy nią płyną, przyczyniają się do tworzenia wyjątkowej atmosfery. Vodackie piosenki, przyśpiewki, zabawy w wodzie, na lądzie, siedzenie przy ognisku, kosztowanie ryb, kąpiele w rzece… To wszystko zdecydowanie tworzy niezwykły klimat, którego przynajmniej raz w życiu warto zaznać.

Spływ po Wełtawie

Praktyczne uwagi

Z praktycznych rzeczy: wraz z kajakiem/kanadyjką zdecydowanie warto wypożyczyć kapok i wodoszczelną beczkę (np. 50 l). Niektórzy są w stanie zmieścić do środka śpiwór i namiot (ja nie należę do tych szczęśliwców); inni korzystają z usługi przewiezienia bagażu do konkretnego kempingu lub w inny sposób się organizują (na nas czekały porozstawiane przez nas wcześniej na kempingach auta z bagażami). Zdecydowanie doradzam czapkę (obowiązkowo!) i krem do opalania (50-kę…), a także małą wodoszczelną torebkę, do której można schować portfel i telefon. Warto też mieć odpowiedni zapas gotówki – w takich miejscach płacenie kartą to raczej wyjątek niż standard.

Wypożyczenie kajaków prawdopodobnie lepiej jest zamówić wcześniej; podobnie konieczne będzie przekazanie informacji o miejscu docelowym naszej wycieczki. Trzeba też wiedzieć, co chce się wypożyczyć: kanadyjki są większe niż kajaki i otwarte; kajaki mniejsze i zamknięte, a pod kątem stabilności i bezpieczeństwa wszystkie je bije raft, czyli ponton. Tym zjechać jest oczywiście najłatwiej (ale też najwolniej). Na nim bezpiecznie czuć będą się jednak nie tylko dzieci, ale i osoby niepływające. Zjazd na kajaku lub kanadyjce zdecydowanie wymaga większych umiejętności i może dostarczyć adrenalinki. Przed startem należy zapoznać się z mapą trasy, liczbą jazów i stopniem ich trudności. Niekiedy konieczne może się okazać przeniesienie przez nie kajaka/kanadyjki.

To co? Widzimy się na rzece? Ahoj!

M.

PS Wreszcie zrozumiałam, jak to się mogło stać, że naród pozbawiony morza pozdrawia się marynarskim pozdrowieniem. Widząc, jak wielkie uwielbienie rzeka może wzbudzić w Czechach, zrozumiałam, że być może to właśnie z tej miłości wzięło się „ahoj”. Kiedyś być może wywołałoby to mój uśmiech, ale po ostatnich doświadczeniach i porwaniu przez nurt rzeki spokorniałam – i całkowicie rozumiem, dlaczego Czesi w takim stopniu swoje rzeki adorują.