Dwa podobne miasta. Dwa zupełnie inne miasta. Lubię przechadzać się po obu, i często to robię, czasem nawet z aparatem. Oba sporo w swojej historii wycierpiały i zażyły momenty chwały i wstydu. Oba naznaczone są ciężkim niemieckim piętnem. Tylko że ta niemieckość w obu przypadkach była zupełnie różna. Poznań i Brno, moje dwa miasta, jedno rodzime, drugie przybrane – bo to o nich piszę – podobne są do siebie nie tylko ze względu na wielkość (Brno jest odrobinę mniejsze), posiadanie międzynarodowych targów, które w czasach komunizmu stanowiły bramę na świat, ale też niemiecką przeszłość. Poznań ponad sto lat znajdował się pod niemieckim zaborem, Brno kilkaset lat znajdowało się w granicach Cesarstwa Austrii, a potem Austro-Węgier. Różnica polegała jednak na tym, że w Poznaniu rządził żywioł pruski, a w Brnie – austriacki.
Niemcy, czyli kto
Niemcy to temat niezwykle fascynujący. Kraj zbudowany z wielu krain historycznych, układanka narodowa składająca się z wielu bohaterów, wielu władców i wielu koncepcji sprawowania władzy. Dziś to jeden z najbogatszych krajów Europy, spełniony sen o raju wielu uciekinierów, i to z całego świata. Dla Polaków Niemcy to jeszcze do niedawna synonim wroga, mordercy, zaborcy i okupanta. Albo bogacza, kogoś lepszego, komu wiedzie się znacznie lepiej. Te dwa koncepty długo łączyły się w naszym pełnym kompleksów spojrzeniu na zachodniego sąsiada. Dzisiaj nasz narodowy stosunek do Niemców wygląda trochę inaczej, prawdopodobnie dlatego, że żyje się nam już dużo lepiej, a Polska w ciągu ostatnich 30 lat poczyniła ogromne postępy w rozwoju cywilizacyjnym (bez względu na to, co opowiadają niektórzy politycy). Na to wcześniejsze spojrzenie złożyć się mógł także fakt, że w najnowszej historii do czynienia mieliśmy przede wszystkim z żywiołem pruskim. Mówiąc „my”, mam na myśli Polaków ogólnie, ale w szczególności Polaków z ziem zachodnich, tych, na których Niemcy mieli największy wpływ.
Zabór pruski, najgorszy czy najlepszy?
Zabór pruski był postrzegany w różnych okresach za jednocześnie jeden z najgorszych i najlepszych. Niemcy pod wodzą Prus były wówczas państwem nowoczesnym. Nowoczesność ta objawiała się np. w wykorzystywaniu technologii do prowadzenia wojen (transport kolejowy, dowodzenie poprzez telegraf, np. podczas wojny z Francją). Bismarck, który w 1871 stał się kanclerzem Niemiec (zwanym Żelaznym Kanclerzem), chciał zburzyć porządek wiedeński, a więc zbiór pewnych konserwatywnych wartości, które zjednoczyły monarchie Austrii, Francji i Rosji, chcące utrzymać swoją władzę. Wszystkie te monarchie łączyła wiara w restaurację (przywrócenie na tron „prawowitych” władców), legitymizm (władcy z namaszczenia boskiego) i przede wszystkim w równowagę – czyli sprawienie, że żadna z monarchii nie wybije się na pierwszeństwo. Bismarck chciał zburzyć zastany porządek; walczył także z Kościołem Katolickim (księża w Niemczech stali się pracownikami państwowymi – czytaj: to od Bismarcka zależało ile i czy otrzymają pieniędzy; dzięki tej subtelnej zmianie zyskał on wpływ na Kościół). Działanie to było także częścią Kulturkampf, o którym prawdopodobnie słyszeliście w szkole. Celem akcji było uniezależnienie się od Watykanu; program wzmocnił także próby wyplenienia polskości z ziem zabranych Królestwu Polski.
Walka z Niemcami w zaborze pruskim przyjmowała różne oblicza. Początkowo Polacy uważani byli za pełnoprawnych obywateli (było ich blisko połowa w powiększonym państwie Prus; tj. aż do zjednoczenia Niemiec, potem Niemców w państwie Pruskim oczywiście przybyło); później, w okresach po powstaniach Listopadowym i Styczniowym, a także po Wiośnie Ludów, stosunek Niemców do Polaków uległ znacznemu pogorszeniu. Język polski był rugowany z instytucji publicznych; wielu Polakom odebrano majątki. Walka z Kościołem Katolickim często była także walką z polską elitą – bo polska elita była katolicka. Po nieudanych zrywach wojskowych Polacy postawili jednak na pracę od podstaw i edukację, a także rozwój gospodarczy (i odnosili na tym polu sukcesy). W Poznaniu do dziś stoi postawiony w tamtym okresie Hotel Bazar, który budzi dumę mieszkańców miasta. To właśnie w Wielkopolsce w końcu miejsce miało jedno z niewielu udanych powstań narodowościowych – Powstanie Wielkopolskie zakończyło się poszerzeniem granic nowopowstałej II Rzeczpospolitej właśnie o Wielkopolskę (a legenda powstańcza w rodzinach trwa do dziś; sama miałam w rodzinie dwóch pradziadków, którzy brali w nim udział i o których wspomina się z dumą).
Czesi a Niemcy
Tymczasem historia Czechów i Niemców wyglądała zgoła inaczej, bo i relacja tych dwóch narodów wyglądała odmiennie. Czesi historycznie do czynienia mieli przede wszystkim z Niemcami z Austrii (koncept nazywania austriackich Niemców Austriakami i traktowania ich jako oddzielnego narodu pojawił się właściwie dopiero po II Wojnie Światowej). Czesi w Cesarstwie Austrii mieli pewną pozycję, która zmieniała się wraz ze ewoluującym podejściem do kwestii narodowościowych w państwie; nigdy jednak nie byli grupą przesadnie dyskryminowaną, a część czeskich polityków aż do 1914 roku wręcz popierała ideę współistnienia narodu czeskiego w ramach Cesarstwa Austro-Węgierskiego – bali się oni bowiem, że gdyby ono upadło, żywioł niemiecki Czechów by po prostu zmiótł. Te nastroje odwróciły się po przegranej przez Niemców Wielkiej Wojnie, gdy okazało się, że stworzenie niepodległego kraju Czechów i Słowaków (a także części Niemców) jest możliwe. Upadek Austro-Węgier wywołał ogromne rozczarowanie wśród Niemców sudeckich (w czeskim rozumieniu tego terminu), a także Węgrów (którzy zresztą do dziś nie pogodzili się ze stratą części swoich terytoriów); dało to zresztą podwaliny pod wiele trudności, z którymi borykała się I Republika.
Prusy kontra Austria
Już zaraz dojdę do sedna moich rozważań – jeszcze tylko jedna uwaga – Austria i Prusy przedstawiały dwie odmienne koncepcje sprawowania rządów narodów niemieckich. Austria była imperium zrzeszającym wiele narodowości, języków i kultur; była także państwem relatywnie starym, piastującym swe tradycje, skostniałym nawet, które potrzebowało reform. Koncepcji naprawy tego wielonarodowego tworu było co najmniej kilka; w późniejszym okresie zdecydowanie umożliwiano jednak kultywowanie poszczególnych kultur i używanie języków narodowych. Prusy natomiast, po ostatecznym zjednoczeniu z innymi państwami niemieckimi w 1871 r., były krajem nowoczesnym, stawiającym na technologię i walką zdobywającym swoją pozycję. Kulturą jednoczącą była tylko kultura niemiecka (Kulturkampf…). Cel Bismarcka był jasny – zjednoczenie świata niemieckiego i przywódcza rola w nim Prus. Austria, jako naturalny kandydat do zajęcia tej pozycji, była konkurencją, której postanowił się pozbyć, i ostatecznie mu się udało.
Jest rok 1866. U Hradce Králové rozgrywa się jedna z ważniejszych bitew nowoczesności. Ścierają się dwa imperia – wielkie, bogate Cesarstwo Austrii i nowa, rosnąca w siłę monarchia Prus. Bitwa, w której Austriacy mieli niewielką przewagę, zadecydowała o przechyleniu szali w rozgrywce o pierwszeństwo w Europie Środkowej na stronę Prus. To właśnie ta wygrana zwiększyła apetyt państwa pruskiego na więcej i to te emocje wlane w narodowe serca ponad pół wieku później umożliwiły dojście do władzy nazistów. Tymczasem bitwa sama w sobie była krwawa – padło w niej ponad 7 tys. żołnierzy (głównie pochodzących z armii austriackiej), a prawie drugie tyle zaginęło. Co ciekawe, w bitwie tej walczyli po obu stronach Polacy – ci z zaboru pruskiego po stronie niemieckiego cesarza, a ci z zaboru austriackiego – po stronie Habsburgów.
Las Svib, w którym rozegrał się część bitwy i w którym padło tylu żołnierzy, do dziś uważa się za przeklęty. Mówi się, że ziemia nie była w stanie przetrawić takiej liczby martwych i przez wiele lat ich wypluwała, a ich białe kości świeciły w bladych promieniach słońca, odkrywane przez okolicznych mieszkańców. Podobno po dziś dzień miejsce to budzi dziwne poczucie obecności duchów, a spacerując przez przeklęty las, spotkać można błąkające się tam nieszczęsne dusze żołnierzy. To też motyw pojawiający się w wielu tekstach kultury, ostatnio – w najnowszej książce Jaroslava Rudiša, Ostatnia podróż Winterberga.
Osierocone metropolie
Brno i Poznań to dwie metropolie będące osieroconymi dziećmi dawno ukatrupionych imperiów. Brno zachwyca architekturą secesyjną, tak podobną do tej we Wiedniu; można powiedzieć, że rozwijało się w jego cieniu. Jeszcze przed wojną duża część jego mieszkańców to byli właśnie Niemcy (20-30% w zależności od części). Poznań z kolei był miastem-twierdzą (Festung Posen); leżące w połowie drogi między Berlinem a Warszawą miasto stanowiło klucz do utrzymania ziem zachodnich (a także Śląska) pod wpływem Prus. Z tego powodu miasto zostało ufortyfikowane (pozostałości fortów zwiedzać można do dziś; były one zresztą wykorzystywane przez Niemców także w trakcie II WŚ). Budownictwo Poznania w niczym chyba nie przypomina tego z Brna – jest tu sporo czerwonej cegły, trochę muru pruskiego, pochodzących z końcówki XIX i początków XX w. budynków secesyjnych, które jednak wcale tak bardzo brneńskiej secesji nie przypominają (Jeżyce!).
Czeskie a polskie zniemczenie
Być może to względny liberalizm panujący pod koniec XIX w. w Austro-Węgrach przyczynił się do tego, że czeska kultura mogła się rozwijać. Nie zrozumcie mnie źle – to nie była sielankowa historia, gdzie Czesi mogli bez przeszkód i z błogosławieństwem cesarza kultywować swoje zwyczaje, teatr i język. Wystarczy wspomnieć losy narodowych odrodzeńców walczących o rozbudzenie czeskiego patriotyzmu wśród Czechów; za taką działalność często cierpieli oni prześladowania z rąk cesarskich urzędników. Prześladowania te jednak były trochę inne niż to, co my pamiętamy z lekcji historii – weźmy na ten przykład Karela Havlíčka Borovskiego, który za działalność oświatową i krytykowanie władz w prowadzonych przez siebie gazetach skazany został na banicję. Banicja ta jednak polegała na przymusowym wyjeździe do Tyrolu, gdzie pisarzowi państwo zapewniało byt, wikt i opierunek, a także wizyty rodziny. Zresztą po kilku latach zezwolono mu na powrót do Pragi. Bądźmy więc szczerzy – Tyrol to zdecydowanie nie Syberia (to oczywiście metafora, nie twierdzę, że z Poznania kogoś wysyłano na Syberię;).
Tymczasem w Wielkopolsce i Poznaniu sprawa wyglądała inaczej. Tutaj również starano się kultywować kulturę, ale przede wszystkim liczyła się twarda rzeczywistość i pieniądze. Warunki rozwijania polskich firm były trudniejsze niż te w Czechach, tymczasem bez nich kultura i język nie miały szans na rozwój. To gospodarka stała się polem ostrej rozgrywki między Polakami a Niemcami; być może to właśnie stąd upatrywać możemy poznańskiego porządku, odpowiedzialności i stawiania pracy na tak wysokim piedestale. Przynajmniej ja tak sobie to tłumaczę.
Dodam jeszcze, że w życiu rodzinnym i porównując moje dwie rodziny: polską i czeską, różnice te dostrzegam całkiem wyraźnie. To oczywiście może być dziełem przypadku, ale myślę, że za jakiś rys w ich charakterystyce odpowiada historia. I tak moi Brneńczycy zdecydowanie bardziej umieją w hasło „pracować, aby żyć”; tymczasem moi rodzimi Poznaniacy zbyt często „żyją, aby pracować”. Czesi potrafią znaleźć czas na odpoczynek; częściej chodzą do teatru, być może czytają więcej książek; Polacy więcej i ciężej pracują, są o wiele bardziej dynamiczni i skuteczni, nastawieni na cel; lepiej radzą sobie w zmieniających się sytuacjach. Niestety często przy tym zapominają, że po pracy warto odsapnąć i że życie nie składa się tylko z obowiązków.
Drugi ważny aspekt to katolicyzm – przez przywództwo katolickich Habsburgów wielu Czechów utożsamia religię katolicką z narzucanym porządkiem. I co prawda Brno jest prawdopodobnie najbardziej katolickim miastem w Czechach, niemniej oznacza to, że za katolików uważa się jakieś 30% mieszkańców Moraw (to w Polsce tylko, ale w Czechach aż 30%). W Poznaniu jeszcze do niedawna liczba ta była zbliżona do 80%. Być może w jakimś stopniu za tę sytuację odpowiedzialne jest utożsamianie katolicyzmu ze sprawą polską, chociaż oczywiście ważniejsze w tym kontekście są pewnie lata komunizmu. Warto jednak pamiętać, że katolicyzm utożsamiano z polskością już podczas zaboru pruskiego.
Czy tylko ja dostrzegam w tym dawny wpływ obecności Niemców w naszej polskiej i czeskiej rzeczywistości? Dajcie znać, co o tym myślicie.
M.