Czechy weekendowo, Urlop

Południowe Morawy

Południowe Morawy. Gdybym miała wskazać region, który wzbudza we mnie jednocześnie nutę nostalgii i poirytowanie – to bez wątpienia wybrałabym właśnie Południowe Morawy. To region, który z początku tylko mnie irytował. Dlaczego?… Ano dlatego, że wydawało mi się, że ze wszystkich możliwych czeskich regionów trafił mi się ten… najnudniejszy. Najgorętszy. Wysuszony. I prawie bez drzew! I naprawdę trochę trwało, zanim odkryłam jego skarby…

Południowe Morawy

Południowe Morawy – różnorodność

A co takiego odkryłam? Przede wszystkim wielką różnorodność. Południowe Morawy to zarówno klimaty prawie chorwackie – gorąc, zbocza dolin porośnięte winoroślami, zarysy gór na horyzoncie i popijanie wina w cieniu – jak i klimaty niemal górskie, z gęstymi lasami porastającymi doliny, przez które wiją się rzeki. Okazało się, że wystarczy spojrzeć na mapę i przejechać palcem zaledwie parę centymetrów od Brna, aby znaleźć ciekawe zakątki, które można zwiedzać zarówno na nogach, jak i rowerem. Natomiast w samym centrum regionu leży południowomorawska stolica, która jak na czeskie warunki jest miastem dużym, metropolią prawie, a jednocześnie zachowuje swój uroczy swojski charakter. Mowa o Brnie oczywiście. To miasto pełne sprzeczności, niedoceniane, oceniane, wyśmiewane czasem, a zarazem świetne i bardzo wygodne do życia. O Brnie nie będę się w tym poście rozpisywać, ponieważ napisałam o nim już trochę przy innych okazjach – po informacje o tym pięknym mieście zajrzyjcie tutaj.

To nie Czechy!

Na początek powiedzmy sobie, że Południowe Morawy to nie Czechy. To znaczy – tak, region leży w granicach Republiki Czeskiej, nie jest jednak częścią Czech historycznych. Morawy (których częścią są Morawy Południowe) to odrębna historycznie kraina, której znana historia według dostępnych źródeł zaczyna się jeszcze w VII w. (tereny te należały do Państwa Samona, najstarszego znanego państwa Słowian). Prawdopodobnie omawiana kraina – Morawy – znana Wam jest też z lekcji historii, to tutaj bowiem znajduje się kolebka Państwa wielkomorawskiego. Sama nazwa ma pochodzenie jeszcze przedsłowiańskie i przedceltyckie; pochodzi od rzeki Morawa; rdzeń tejże najprawdopodobniej pochodzi od indoeuropejskiego „mar”, oznaczającego morze lub wielką wodę.

Południowe Morawy

Garść historii

Za dawną stolicę Moraw uważa się Weligrad, którego dokładnej lokalizacji dzisiaj nie znamy. To właśnie do tego państwa w 862 r. z misją chrystianizacyjną przybyli Cyryl i Metody. Być może kojarzycie imiona tych dwóch panów z kościoła lub lekcji historii – to bracia-misjonarze pochodzący z licznej, chrześcijańskiej rodziny z Saloników. Podobno znali oni jeszcze z domu język starosłowiański (podania mówią o matce pochodzenia słowiańskiego lub licznej słowiańskiej społeczności żyjącej w ich regionie, dzięki której mieli go poznać). Na zaproszenie władcy Rościsława zjawili się w Państwie wielkomorawskim z misją chrystianizacyjną; spore znaczenie tutaj miał fakt, że nie pochodzili oni z kościoła zachodniego, a wschodniego – Rościsław pragnął możliwie jak najbardziej ukrócić wpływy niemieckie w swoim państwie.

Cyryl i Metody

Cyryl i Metody dziś znani są przede wszystkim jako twórcy pierwszego słowiańskiego alfabetu – głagolicy (istnieją pewne domysły, że wcześniej istniał jeszcze inny język dawnych Słowian, ale dziś nie ma na tę tezę żadnych dowodów). Dlaczego to tak istotne? Ano dlatego, że dzięki pismu Cyryl i Metody mogli przełożyć na język słowiański Ewangelię, a dzięki Ewangelii – rozpocząć swoje dzieło misyjne. Państwo, które chce być niezależne i rosnąć w siłę, potrzebuje czegoś, co będzie je scalać – a religia nadaje się do tego celu znakomicie. W ówczesnej sytuacji geopolitycznej przyjęcie chrześcijaństwa oznaczało dostanie się do klubu liczących się na europejskiej arenie graczy; jednak przyjęcie go z rąk niemieckich misjonarzy oznaczałoby dostanie się pod wpływy niemieckie. Tego Rościsław nie chciał – a Cyryl i Metody dali mu idealne narzędzia, aby tego uniknąć.

Oprócz religii zapewnili państwu także alfabet. To prezent, którego nie sposób przecenić. Język, oprócz religii, jest prawdopodobnie jednym z najsilniejszym spoiw, które łączą społeczeństwa. Jak wiemy z historii, obrządek łaciński koniec końców wygrał z obrządkiem słowiańskim; a dzisiaj Czesi i Słowacy, a także większość północnych Słowian, pisze alfabetem łacińskim*. To nie przekreśla jednak roli, jaką w historii rozwoju słowiańskiej państwowości odegrali Cyryl i Metody. Do dzisiaj w Czechach dzień upamiętniający ich przybycie na Morawy jest świętem narodowym i dniem wolnym od pracy.

Południowe Morawy

Południowe Morawy od tysiąca lat te same

Południowe Morawy to nie tylko historia dawnych Słowian. To również miejsce, w którym ludzie nieprzerwanie żyją od ponad tysiąca lat. Nie tak dawno temu przeprowadzono badania genetyczne w morawskich wioskach, porównując DNA ich mieszkańców z DNA dawnych władców Państwa wielkomorawskiego. I co się okazało? Że dawne tereny tego kraju nadal zamieszkują potomkowie jego władców. To zgoła odmienna sytuacja niż w Polsce, gdzie w ciągu samego tylko minionego stulecia przewaliło się kilka wielkich armii, frontów i nastąpiły wielkie migracje ludzi. Tutaj – nie. Nie znaczy to, że wojny omijały te tereny, niemniej ludzie pozostawali u siebie, zachowali też w pewnym stopniu swoje tradycje.

Mowa oczywiście o winie i wszystkim, co się z nim wiąże. Tradycyjne tańce i zwyczaje związane z uprawą winogron stanowią najżywszą chyba część morawskiego folkloru. Morawy w ogóle w Czechach (rozumianych jako kraju) uchodzą za trochę inny świat. W Pradze, jeśli opowiada się o kimś dowcip, to najczęściej jest nim właśnie stereotypowy Morawianin. Morawianie nie pozostają jednak dłużni, bo z równą zaciekłością podśmiechują się z mieszkańców stolicy. Czego najczęściej dotyczą te dowcipy?… Picia alkoholu, rzecz jasna**.

Południowe Morawy

Folklor południowomorawski

Morawskie zwyczaje to również folklorystyczne stroje, muzykowanie i tańce. Dociekliwi znajdą także oryginalne przykłady morawskiej architektury i sposobu zdobienia domów. Świetnym przykładem są np. winne piwniczki w wioseczce Petrov, których biało-niebieskie fronty cieszą oko. Wycieczka do winnych piwniczek to świetny pomysł na miłe spędzenie paru dni w iście morawskim stylu. W Internecie bez problemu znajdziecie pensjonaty na Morawach, których właściciele nierzadko są także właścicielami winnic i chętnie Was swoim winem poczęstują. A aby się o samym winie trochę więcej dowiedzieć, warto także udać się na degustację do winnej piwniczki, podczas której specjalista opowie trochę bliżej o produkcji tego boskiego trunku, a także o trudach i słodyczy życia winiarza. O samym winie i o tym, jak je rozróżniać i na co przy kupowaniu zwracać uwagę, pisałam już kilka lat temu cały artykuł. Tutaj dodam tylko, że wina morawskie to w większości wina białe, często lekko kwaskowe, mineralne. Jednym ze szczepów typowo morawskich jest słynna Palava.

Południowe Morawy

Palava i okolice

Jej nazwa pochodzi od nazwy wzgórza – Palavy (po polsku: Wzgórza Pawłowskie), górującego na południowym horyzoncie, jeśli wspiąć się na któryś z brneńskich pagórków (przy dobrej pogodzie zobaczycie stąd nawet szczyty alpejskie, które wcale daleko nie są). To także miejsce wykopalisk archeologicznych – na wzgórzach Palavy we wczesnym paleolicie znajdowały się osady łowców mamutów. Wykorzystywali oni wąskie przejście przy zboczu wzgórza, na którym dziś znajdują się ruiny zamku Děvičky (swoją drogą – piękne miejsce na spacer, ruiny wyglądają zjawiskowo), aby łatwiej polować na mamuty. To właśnie w tej okolicy znaleziono Wenus z Dolních Věstonic, czyli najstarszą na świecie ceramiczną figurkę kobiety. Dziś można ją podziwiać w brneńskim muzeum.

Park Podyji

Park Podyje

Południowe Morawy to tak naprawdę kilka pomniejszych regionów. Dzielić je można na kilka sposobów; ja spróbuję Wam opisać kilka tych, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Każdy z nich jest w pewnym sensie wyjątkowy, a w jednym z nich znajduje się nawet jeden z czterech istniejących w Republice Czeskiej Parków Narodowych. Park Podyje, bo o nim mowa, to cudowny, zielony park wokół snującej się w dolince rzece Dyji. To także najmniejszy Park Narodowy w całych Czechach (zaledwie 63 km2) i dom niemal nigdzie indziej w Czechach niewystępującego gatunku węża: Węża Eskulapa. Dla ciekawskich – jest on symbolem medycyny i farmacji (podobno czcili go już Starożytni Rzymianie!).  Park warto odwiedzić, szczególnie wiosną lub wczesnym latem, bo jasna, ostra zieleń np. majowa robi niepowtarzalne wrażenie. Szczególnie, gdy zwiedzanie parku połączyć z kosztowaniem owoców pobliskich winnic…

Park Podyji

Morawski Kras

Na północ od Brna znajdziecie Morawski Kras. To prawdopodobnie jeden z najbardziej znanych mikroregionów w okolicy Brna, wymieniają go chyba na każdej liście miejsc do odwiedzenia. O co ten szum?… Chyba na początek powinnam tutaj wspomnieć, że Brno leży właściwie na granicy – na południe od niego rozpościera się równina i tylko daleko na horyzoncie dostrzec można obrysy gór (Białe Karpaty, Alpy). Jest gorąco, niezbyt lesiście, a na zboczach dostrzeżecie winogrona.

Północ od Brna to jednak zgoła inny krajobraz. Tutaj świat jest dużo bardziej zielony, chłodniejszy (to tu zimą można niemal z pewnością znaleźć śnieg i stoki do pozjeżdżania); kraina jest pofałdowana (jest to w końcu kras), sporo tu pagórków, a także – przepięknych lasów. To także tutaj znajdują się słynne jaskinie – jak ta najbardziej znana, czyli  Punkevní (z Przepaścią Macocha; jeśli to do niej się udacie, nie zapomnijcie wcześniej zarezerwować biletów online!), ale i inne, mniej popularne, do których wejść można tylko kilka razy do roku (np. Býčí skála) lub takie dostępne bez biletu przez cały rok. Gratka dla wszystkich miłośników tego rodzaju formacji skalnych i podziemnych. Tutaj opis jednej z polecanych wycieczek.

Południowe Morawy

To w ogóle jest region, który nie lada radość sprawi wszystkim, którzy lubią sobie wyobrażać, jak mogło wyglądać życie kilka tysięcy lat temu. W okolicy znajduje się także tzw. Rudické propadání. To nic innego jak podziemna przepaść; znajduje się w niej najwyższy podziemny wodospad w Czechach (35 m) oraz system jaskiń, który wije się aż przez 12 km. W pobliżu znajdziecie też ciekawe formacje skalne oraz miejsce, gdzie kiedyś znajdowała się pradawna ludzka osada. Ciekawe miejsce na niezbyt ciężki spacer w miłych okolicznościach przyrody.

Chrziby

Czy wspominałam już, że okolice Brna są wspaniałe, bo bardzo różnorodne? Dowody na to twierdzenie to dwa kolejne mikroregiony, o których chciałabym Wam wspomnieć. Pierwszy z nich to Chrziby (czes. Chřiby), a więc niewielkie pasmo górskie rozciągające się przez ok. 35 km od Kyjova aż do Komieryża. Najwyższy szczyt ma zaledwie 587 m n.p.m. (Brdo); nie dajcie się jednak zwieść, bo to wprost idealne miejsce na przemiłą wycieczkę pieszą, szczególnie jesienią – pagórki porastają lasy przede wszystkim liściaste, które we wrześniu zaczynają mienić się czerwono-złotą paletą kolorów. Świetnym celem wycieczek są ruiny zamku Cimburk z XIV w. (jeśli się tam udacie, nie zapomnijcie gotówki, aby zapłacić za wstęp). Sama nazwa Chrziby pochodzi od staroczeskiego chřib – pagórek, a to słowo wywodzi się podobno jeszcze z języka praindoeuropejskiego.

W okolicy koniecznie zajrzyjcie do Welehradu, w którym znajduje się bazylika Wniebowzięcia Maryji oraz św. Cyryla i Metodego. Podania ludowe utożsamiają to miejsce ze stolicą Państwa wielkomorawskiego. Czy tak faktycznie było – nie wiadomo, źródła na to nie wskazują. O życiu w osadzie z czasów Wielkich Moraw można dowiedzieć się z niedalekiego skansenu Modra. To świetne miejsce na wizytę z dziećmi, bo obok znajduje się także wystawa podwodnego świata pokazująca życie ryb w morawskim… stawie. W niepozornym budyneczku wejdziecie do podwodnego tunelu pod jeziorem i pooglądacie ogromne pływające nad Wami ryby. Niedaleko jest też restauracja i wybieg dla turów.

Białe Karpaty

Nie tak daleko od Chribów znajduje się kolejne niepozorne pasmo górskie, na które warto skierować wzrok, jeśli wakacje planujecie w okolicy. To Białe Karpaty. Góry te są odrobinę wyższe niż Chrziby, ale ich najwyższy szczyt, Wielka Jaworzyna, nie przekracza tysiąca metrów (970 m n.p.m.). Przez nie wije się granica czesko-słowacka; można więc podczas spaceru skoczyć do sąsiadów i nakupić np. owczych serów. To nie jest region, który przyciąga tłumy – to gratka raczej dla osób, które lubią spokój i kameralne miejsca w przyrodzie. Przy okazji warto wpaść do Žítkovej i poczytać o miejscowych czarownicach. Całkiem niedaleko znajduje się także Petrov – przeurocza wioseczka, w której możecie popodziwiać typowe słowackie biało-niebieskie piwniczki winne i popróbować u gospodarzy winnego trunku.

Trzy rzeki: Osława, Igława i Rokytna

Nie bardzo znanym regionem Południowych Moraw jest regionik na zachód i południowy zachód od Brna. Wiją się tutaj w swych dolinach aż trzy rzeki – Oslawa, Igława i Rokytna. Wzdłuż każdej z nich znaleźć można ciekawe, lecz znane raczej tylko wśród lokalsów szlaki, wiodące przez dolinki, a czasem wdrapujące się na okoliczne pagórki. To urocze miejsca, gdzie być może nie znajdziecie sklepu z pamiątkami z Chin oraz miejsca do zrobienia popularnego selfie, za to na pewno czekać tam na Was będzie ta najbardziej lokalna czeska atmosfera. Gdzieniegdzie brzegów strzegą indiańskie totemy (wiwat trampowie!), czasem w jakimś zaułku znajdziecie malutką hospudkę, w której za śmieszne pieniądze lać będą piwo i lemoniadę z kija. Najczęściej jednak przywita Was po prostu cisza. I przepiękna przyroda, zwyciężająca nad przejawami ludzkiej bytności (np. w postaci wszędobylskich ruin zamków porastających zielenią). Największą z rzek jest oczywiście Igława – i tę można spróbować pokonać także inaczej niż na własnych nogach, choćby w kajaku. Wskoczcie tutaj po inspirację na spacer w pobliżu jednej ze wspomnianych rzek.

Novy Hradek

Mikulov i okolice

Na koniec wrócę na samo południe, bo to prawdopodobnie właśnie ten krajobraz najbardziej z Południowymi Morawami się kojarzy. Region ten świetnie zwiedza się na rowerze – połączenia kolejowe umożliwiają planowanie wycieczek do danej destynacji i powrót pociągiem. Ścieżki poprowadzono pięknymi terenami przez lasy i pola, a także wśród winnic. Warto przy okazji zahaczyć o zamki i pałace, choćby Lednice czy Valtice. Nie mogę także nie wspomnieć o dwóch miastach, wokół których toczy się winne życie – czyli o Mikulowie i Znojmie. Pierwsze zapewne nieraz mijaliście, jeśli jechaliście kiedyś przez Czechy na południe, np. do Austrii na narty lub nad chorwackie morze. To prześliczne miasteczko z okazałym pałacem na wzgórzu, w którym zdecydowanie warto zatrzymać się na kawę lub coś mocniejszego. Jeśli będziecie mieli trochę więcej czasu niż godzinkę przerwy w drodze na południe, wdrapcie się na Święty Pagórek. Podziwiać z niego będziecie nie tylko panoramę miasteczka, ale także okalające go winnice, ruiny zamku Děvičky, austriackie wiatraki, a nawet, przy dobrej pogodzie, zarysy Białych Karpat i Alp.

W niezbyt odległej okolicy możecie się wdrapać na wieżę widokową – znaną jako Stezka nad vinohrady na pagórku Kobylí vrch. Czy ja już wspominałam, że Czesi lubują się w wieżach widokowych? Tutaj połączyli ją z tym, co na południu mają najlepszego – czyli z winem. Wdrapawszy się na jej szczyt, popodziwiacie rozciągające się wszędzie dookoła winnice. A jak już z niej zejdziecie, możecie podjechać do jednej z niedalekich winiarskich wsi – np. Bořetic. Przechadzając się po wsi, będziecie mogli zobaczyć typowe regionalne zabudowania, czyli tzw. vinné sklipky. Z braku lepszego porównania powiem, że przypominają one trochę domki Hobbitów. W środku, rzecz jasna, gospodarze przechowują swoje winne skarby. Nie ma chyba lepszego sposobu na zapoznanie się z lokalsami, niż wizyta w takiej piwniczce i kosztowanie lokalnych trunków.

Znojmo i okolice

Drugim, równie ważnym (a może i ważniejszym dla regionu, bo drugim największym w województwie, zaraz po Brnie) miastem jest Znojmo. Znojmo ma trochę inny charakter niż Mikulov, osobiście wydaje mi się trochę mniej turystyczne, co oczywiście traktuję jako zaletę. Znajdziecie w nim ryneczek, mnóstwo winiarni, kościół św. Mikołaja, rotundę Najświętszej Maryi Panny i św. Katarzyny, a także przeuroczą dolinę, w dole której wije się rzeka Dyja. Znojmo słynie także ze świetnie zachowanego systemu podziemi, które można zwiedzać. W okolicy zajrzeć możecie do Šobesu – podobno – najstarszej winnicy na Południowych Morawach. Legenda głosi, że wino uprawiać tu zaczęli już Rzymianie. Wiedzie tam tzw. winny szlak, który zahacza o Park Podyje i wije się wzdłuż rzeki, a potem zboczami okolicznych winnic i lasami. Po drodze znajdziecie oczywiście stoiska, na których można skosztować lokalnego wina. Niedaleko znajduje się także malowana piwniczka w miasteczku Šatov – warto zajrzeć, to powiększona piwnica, na której ścianach pewien lokalny mieszkaniec, w niemal całkowitej ciemności i przez trzydzieści lat, malował freski. Dziś piwniczkę można obejrzeć (za opłatą) i posłuchać opowieści o jego losach.

Uff, i to by było na tyle! Mam nadzieję, że tym przydługaśnym wpisem przekonałam Was o tym, że na Południowych Morawach jest co zwiedzać. Prawdopodobnie o części miejscówek nie wspomniałam – nie da się jednak wszystkiego opowiedzieć w jednym wpisie blogowym. Trochę się też zastanawiałam, czy nie zrobić z tego krótkiej serii południowomorawskiej, koniec końców postanowiłam jednak umieścić wszystkie informacje w jednym miejscu. Jak widzieliście w tekście, umieściłam w nim kilka odnośników, znajdziecie tam inne wpisy traktujące o wycieczkach w konkretne miejsca lub o danej tematyce. Tymczasem, do napisania i zobaczenia na szlaku!

M.

Park Podyji

* Notabene, dzisiejsza rosyjska cyrylica pochodzi właśnie od głagolicy. Widzicie więc, jaką moc twórczą posiada alfabet.

** Żarty żartami, ale byłam raz świadkiem, kiedy na morawskie wesele przyjechał pewien prażak. Zostało to ogłoszone i przeżywane przez weselników chyba nawet bardziej niż obecność tam cudzoziemców. Oczywiście, że za punkt honoru obrano sobie spicie nieboraka do nieprzytomności. Jak można było przypuszczać, chłopak nie sprostał zadaniu i w drodze z toalety… usnął na korytarzu. Usnął tak głęboko i w takim miejscu, że zupełnie się zgubił i nikt go nie mógł odnaleźć. Szukaliśmy go jeszcze dobrą godzinę po zakończeniu wesela. W końcu sam się obudził i dał znać, że żyje. Jak możecie przypuszczać, to dało tylko kolejny powód do opowiadania żartów.