To jest wpis, który chciałam napisać już od dawna! Wreszcie się do niego zabrałam – a to dlatego, że wygląda na to, że druga fala przybiera na sile i nie wiadomo, czy wycieczki do Czech będą po weekendzie jeszcze możliwe. No więc jeśli nie – nic nie szkodzi, przychodzę do Was dziś z filmowymi polecajkami i dziś na tapetę wjeżdżają czeskie filmy! Na pierwszy ogień idą filmy poważne, takie trochę do refleksji i trochę do poznania się z czeską perspektywą historyczną. Jeden z filmów to zupełna nowość, reżyserowana zresztą przez Agnieszkę Holland, czyli film opowiadający niezwykłą historię czeskiego uzdrowiciela, drugi to czeska opowieść wojenna (jakże inna niż wszystkie polskie filmy wojenne!), a trzecia – to film nagrodzony Oscarem i Złotym Globem w 1996 r.
Šarlatán
Ten intrygujący tytuł zdradza trochę o czym opowieść, a tę Agnieszka Holland tym razem snuje o człowieku niebanalnym – utalentowanym zielarzu i uzdrowicielu, którego życie, rozciągające się na większą część XX wieku i większość jego okropieństw, przedstawia film. Jan Mikulašek, główny bohater filmu, to postać autentyczna – znany uzdrowiciel i zielarz, który wsławił się umiejętnościami diagnostycznymi i leczył setki tysięcy ludzi z całej Czechosłowacji – i nie tylko (wśród jego pacjentów był nie tylko czesko-słowacki prezydent Zápotocký, ale też wysoko postawieni naziści czy brytyjski król).
Film nie jest kroniką, raczej luźnym zbiorem wspomnień człowieka, który całe życie stara się odkupić swoje winy, pracując dla innych, jednocześnie nie umiejąc dla innych być. To historia uzdrowiciela, przez którego ręce przeszło prawdopodobnie ok. 5 mln ludzi, którym starał się pomóc i leczyć; człowieka, który przeszedł testy nazistów, mające na celu sprawdzenie prawdziwości jego „metod”, człowieka, który osiągnął tak wiele, że uwierzył we własną nietykalność w brutalnej rzeczywistości XX w. To wreszcie portret człowieka miotanego uczuciem, pogardą i strachem, który za wszelką cenę chce przeżyć. Po prostu człowieka. Wciągająca historia, niebanalna opowieść, a przy tym ciekawy skrawek historii postaci szeroko w Czechosłowacji znanej. Zdecydowanie polecam!
Musíme si pomáhat
Musíme si pomáhat to film , który porusza tematykę Holocaustu, ale także stosunków czesko-żydowsko-niemieckich. Jeśli jednak oczekujecie ciężkiego dramatu, dusznej atmosfery i zaorania psychiki – to się przeliczyliście. Filmy czeskie, nawet te poruszające ciężkie tematy, często mają w sobie pewną czułość dla swoich bohaterów (i dla widzów, którzy nie będą musieli się udawać na psychoterapię po projekcji).
Proponowany film niekoniecznie oddaje prawdę historyczną, bo relacje czesko-niemieckie prawdopodobnie nie zawsze były tak kolorowe. Czescy Niemcy mieli dostęp do niemieckich radiostacji i mediów; czeskie radio właściwie nie nadawało w języku niemieckim, w związku z czym łatwo jest się domyślić, której propagandzie ulegali. Film opowiada dość pokrętną historię trzech sąsiadów: Czecha, Żyda i Niemca w czasach II wojny światowej i krótko po niej. Nie obędzie się bez namolnych umizgów, pięknej żony Czecha i nieoczekiwanego dziecka. Świetnie też pokazuje, jak bardzo skomplikowana jest najnowsza historia oraz że mało co jest czarno-białe. Innymi słowy – to dobra propozycja na wieczór, jeśli nie chcecie iść w komedię, a macie ochotę na poznanie czeskiej kultury. Bardzo polecam!
Kolja
Mam takie wrażenie, że czeskie filmy, nawet jeśli traktują o tematach poważnych/bolesnych/okrutnych/niewyobrażalnych, jak na przykład te opowiadające historie z okresu wojny, przyprawione są taką odrobiną… sama nie wiem, czego – czułości? Szczyptą humoru? Odrobiną ludzkiego ciepła? Trochę tak, jakby twórcy nie mogli znieść tragicznej w wielu momentach historii, więc postanowili widzom odrobinkę ten odbiór ułatwić. Oglądając wspólnie z Lubym filmy zarówno czeskie, jak i polskie, często dochodzimy do wniosku, że gdyby te czeskie filmy produkowane były w PL, to niektórzy bohaterowie zginęliby trzy razy szybciej (i nie byłoby o kim filmu robić), przyjaciele nie wyciągnęliby pomocnej dłoni, a nachalny adorator stałby się z miejsca brutalnym gwałcicielem. Ale Czesi to Czesi, i może to dobrze, że gdzieś na świecie ludzie chcą wierzyć, że inni ludzie są dobrzy.
Dzisiaj jeden z takich filmów: Kolja co prawda nie o wojnie, ale z wielką historią w tle, opowiadający o ludzkich dramatach bezpośrednio wynikających z takiej, a nie innej sytuacji politycznej i gospodarczej państw naszych sąsiadów. Historia o chłopcu pozostawionym przez matkę i starym kawalerze, który z przypadku dostaje dziecko pod swoją opiekę. Nasz bohater nie tylko musi pokonać barierę wieku (mógłby być dziadkiem chłopca), językową (chłopiec nie mówi po czesku), ale też uprzedzeń politycznych (mały pochodzi z Rosji). Świetne kino, nagrodzone zresztą Złotym Globem i Oskarem, opowiadające z czułością o dziwnych i poplątanych ludzkich losach i o tym, w jak nieoczekiwanych okolicznościach można znaleźć szczęście.
Dajcie znać, czy podobają Wam się tego rodzaju wpisy. A jeśli na już potrzebujecie jeszcze innych filmowych poleceń, zapraszam do przejrzenia #cobytuobejrzecpoczesku na blogowym fanpejdżu, znajdziecie tam jeszcze kilka innych propozycji, także komediowych. Większość opisanych filmów dostępnych jest na Netflixie (z czeskim IP).
Udanej soboty!
M.