W kalendarzu mamy środek czerwca, tymczasem za oknem – jakby już lato. Pogoda iście wakacyjna – a skoro tak, to dobry pretekst żeby pogadać trochę o dobrych knajpach w Brnie. Tak, w Brnie – bo tych praskich po pierwsze jakoś wybitnie nie znam, po drugie, wskazówek dokąd w Pradze zabłądzić jest w sieci cała masa. A o Brnie – cisza. Przychodzę więc na ratunek wszystkim tym, którzy do Brna tego lata zawitają i chcieliby udać się do lokalnych knajpek z ciekawą atmosferą.
Od razu zaznaczam, że to nie jest wykład a la Lukáš Hejlík, który zwiedził gastroscenę całej chyba Republiki, zjeżdżając ją wzdłuż i wszerz i robi na tym teraz kasy jak lodu. Jeśli szukacie konkretnych poleceń albo rzeczy trochę innych niż te, które polecę poniżej, być może trochę bardziej fancy – wejdźcie na jego gastromapę. Jest tam faktycznie masa wskazówek, pod jaki adres się wybrać, jeśli chcecie mieć pewność, że dobrze traficie.
No dobrze, to skoro wstęp już za mną, to ruszam z moimi polecajkami. To raczej nie będą knajpy z pierwszych stron kulinarnych gazet, niemniej adresy, które po prostu lubię, w których fajnie spędza się czas, w których jest atmosfera. I tak, to nie oznacza, że wszystko w nich będzie na tip-top.
Duck Bar i pyszny hermelin
Pierwsza knajpa, którą polecę, to Duck Bar. Tę wiele-nie-mówiącą nazwę nosi niepozorny bar ukryty w jednym ze starych domeczków przyklejonym do sąsiada na jednej z wąskich uliczek równie niepozornej dzielnicy Brna – Kamenne kolonii, stojącej na wysokim wzgórzu nad rzeką Svratką. Kamenná kolonie, czyli inaczej Kamenka, to niewielkie osiedle, które powstało tu nielegalnie w roku 1925 – postawione rękoma robotników niedalekiej ceglarni na terenie dawnego kamieniołomu, będącego własnością miasta. Właściciele tutejszych domków dopiero na początku XXI wieku otrzymali możliwość wykupienia działek od miasta. Ale wracając do meritum – w latach 60. i 70. zaczęli się tutaj sprowadzać artyści i bohema i to właśnie dzięki nim ten zakątek miasta ma tak niezwykłą atmosferę.
Hospudka, o której mówię, jest po prostu niebanalna. Od razu mówię, że jeśli jesteście przyzwyczajeni do praskiego sznytu typowego czeskiego lokalu, to raczej tego tu nie znajdziecie. To miejsce trochę dziwne, bardzo lokalne, alternatywne. To chyba słowo klucz do zrozumienia tego miejsca. Trzeba dodać, że Kamenka jest dzielnicą niedużą – jest tu ok. 130 domów i wszystkie znajdują się na jednej ulicy, która zawija się niczym wąż przez całe osiedle – i wszyscy się tu chyba znają. Do tego nie tak daleko znajdują się dwa wydziały i przesiaduje tu sporo studentów. Dodajcie całą masę wydarzeń artystycznych, które się tu organizuje – wraz z imprezami folklorystycznymi! – i otrzymacie niebanalną hospudkę będącą sercem niewielkiej wioseczki niemal w centrum drugiego największego miasta w Republice. A, jak już tam zawędrujecie, to koniecznie spróbujcie hermelinu z orzeszkami ziemnymi. To ich popisowe danie. [Być może odnajdą się tu wegetariani/wegani – to pierwsze miejsce na świecie, gdzie widziałam bezmięsnego utopenca!].
Skryta winiarnia w sercu miasta
Drugie godne polecenia miejsce także jest trochę ukryte i trzeba wiedzieć, dokąd się idzie, żeby je znaleźć. Co zabawne, niedawno odkryłam, że znajduje się właściwie pod samym nosem polskiego konsulatu – na dokładnie tym samym dziedzińcu. To maleńka winiarnia U Tří knížat ukryta w piwnicy jednej ze starych kamienic w samym centrum miasta. Nastrój robi w niej przede wszystkim samo miejsce – to piwnica postawiona z czerwonych cegieł z półokrągłym sufitem. Sama winiarnia nie jest duża, do tego pierwsze dwa pomieszczenia są właściwie zastawione butelkami z winem. Ale dalej znajduje się jeszcze jedna piwniczka i tam właśnie można przysiąść z winem u stołu i podelektować się atmosferą tajemniczości – nic dziwnego, te pomieszczenia należą do najstarszych w całym Brnie.
To właśnie w tym miejscu w średniowieczu powstała czeska osada – pomiędzy żydowską a niemiecką – a z ich połączonych mocy później wyłoniło się Brno. Nazwę dom odziedziczył po hospodzie, która mieściła się naprzeciwko, w budynku, który potem przejęła poczta. Do dziś zresztą istnieje kilka legend opowiadających historie o duchach, które ukazują się na dziedzińcu – jeden z nich to podobno zabity w nieuczciwym pojedynku pan z Boskovic, a drugi niesłusznie stracony za zdradę Jaroslav z Boskovic. Jak słusznie podejrzewacie, dom ten należał przez wiele lat właśnie do Panów z Boskovic. Słowem – dużo historii, lokalne wino i bardzo przyjazne ceny. Jeśli przyjedziecie do Brna i będziecie chcieli popróbować naprawdę dobrego regionalnego wina – to jest Wasz adres.
Raj dla štamgastów
O kolejnej knajpie, która jest niezwykła i którą chciałabym Wam polecić, dowiedziałam się właściwie przypadkiem. I szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak to możliwe, że udało mi się mieszkać w Brnie tyle lat i o niej nie wiedzieć. Wyobraźcie sobie bowiem ten najbardziej tradycyjny czeski podnik, jaki Wasza wyobraźnia w ogóle może stworzyć – drewniane stoły, drewniana boazeria, raczej ciemne wnętrze, zdjęcia z czasów, gdy wszystkim władnął jeszcze cesarz Franciszek Józef, a piwo lało się jedno – pilzner. Mowa o hospodzie U Bláhovky. Wyjście tam to istna podróż do czasów, gdy światem rządziły ściśle określone zasady.
Tak, rzeczywiście, tutaj napijecie się porządnego pilznera. I biada temu, kto spróbuje zamówić cokolwiek innego! Myśmy tam trafili trochę z przypadku, wałęsając się po uroczej dzielnicy Veveří. Nie mając znowu aż takiej ochoty na piwo, ośmieliliśmy się zamówić cztery małe piwa – to spojrzenie kelnera, który najchętniej wyrzuciłby nas za takie świętokradztwo za drzwi, pamiętam do dzisiaj. I jak się okazało, lokal ten słynie z – jakby to ująć – pewnej niedostępności dla obcych. Większość klientów to štamgaści, czyli stali bywalcy, którzy znają się ze wszystkimi i mają swoje miejsca w knajpie. Można tu też spróbować czeskiej kuchni – na przykład czeskich chlebičków, przyszykowanych tak, aby pasowały jako przekąska do idealnie schłodzonego złotego piwa. Przygotujcie się na kanapeczki z pastą skwarkową, z utopencem czy śmierdzącym ołomunieckim twarożkiem. Och, doznanie boskie. Jeśli już się uda wam wejść i znaleźć miejsce, bo to wcale nie takie oczywiste!
[Jeśli jednak się Wam nie uda, to nie płaczcie, podrzucam od razu inny adres. Lokal większy, trochę bardziej nastawiony na zwykłych klientów, ale także klimatyczny i tak – tam na ścianie także znajdziecie Franciszka Józefa! Jak widać, sentyment za dawnymi czasami jest wciąż w narodzie całkiem żywy. Mowa o knajpie o uroczej nazwie Hostinec U Semináru, która także znajduje się na Veveří. Jeśli lubicie starą, czeską kuchnię i dobre, złote piwo – to na pewno się Wam tu spodoba!].
Kawiarnie z ogródkiem
No dobrze, było już wino, było piwo – czas na kawę. Kawiarni w Brnie jest sporo – szczególnie te nowe, trochę hipsterskie, namnożyły się w ostatnim czasie jak opętane. Dobrej kawy więc nie brakuje, pytanie brzmi raczej – dokąd się udać, by było nie tylko hipstersko, ale także klimatycznie. Myślę, że pomóc może na przykład kawiarnia Mitte w samym sercu miasta, przy ulicy Panske. Z zewnątrz dość niepozorna, z tyłu kryje uroczy ogródek, w którym można się schować przed zgiełkiem miasta i w ciszy posłuchać śpiewu ptaków, popodziwiać kamienice piętrzące się w górę i podelektować kawą.
A jeśli już o ogródkach i dziedzińcach mowa – nie mogę nie wspomnieć o moim ulubionym dziedzińcu w Brnie, czyli o ogródku kawiarni Spolek. To niepozorne miejsce ma zdecydowanie w sobie to coś. Nie jestem pewna, co to jest – czy dobre piwo, które tu podają, czy jedzenie, które odstaje trochę od czeskich klasyków (na plus, jest pysznie i zdrowiej), czy po prostu miejsce, w którym się znajduje. Kiedy byłam tu po raz pierwszy, byłam przekonana, że musi się za tym kryć jakaś oryginalna historia – ale tym razem chyba Was zawiodę, według informacji, których się doszukałam, wcześniej był tutaj zwykły zakład krawiecki. Niemniej na ogródku, tuż za stolikami, znajduje się kaplica i były klasztor Urszulanek, a także stare drzewa, pod którymi można usiąść z piwem, winem lub kawą i ponapawać się atmosferą. Kawiarnia wyposażona jest też w miniplacyk zabaw dla dzieci, więc można chwilę odpocząć nawet z pociechami.
Czeskie śniadanie
Na koniec zostawiłam sobie jeszcze dwie rekomendacje. Jedna z nich jest bardzo czeska – to rzecz jasna chlebičky! Chlebičky to w ogóle w mojej rodzinie sprawa kontrowersyjna – ja je uważam za zwykłe kanapki, mój prywatny Czech za genialny czeski wynalazek. Ja się dziwię, że ktoś może robić biznes, sprzedając w piekarni chleb z obkładem, jemu oczy aż się świecą na samą myśl o takim śniadaniu. No i powiem Wam, że są w Brnie miejsca z chlebičkami, które sprawiają, że moje oczy też się świecą.
Jednym z nich jest sklep o uroczej nazwie Chlebiček właściciela cukierni Kolbaba. Pewnie teraz trochę przewracacie oczami i zastanawiacie się, czemu polecam Wam sklep z kanapkami. Otóż jest to genialna propozycja na śniadanie, jeśli nie chcecie wydać nie 200-300 koron (a tyle teraz kosztuje brunch w kawiarni, jeśli zamówicie do niego też kawę lub inny napój). Do tego jak wspaniale wygląda ta wystawa! Kanapki są w kilkunastu różnych odsłonach, każda jest aż obładowana obkładem – serami, sałatkami, szynkami, sałatami, jajkiem, pomidorami… co tylko dusza zapragnie. Można też zaszaleć i zamówić słony věneček albo, jeśli ktoś woli opcję zdrowszą, kanapkę z żytniego chleba z pastą z buraka. Serio! To chyba najzdrowsza propozycja kulinarna, jaką widziałam w czeskim wykonaniu ? W każdym razie – chlebiček taki kosztuje do 50 koron, można skonsumować na miejscu albo jeszcze lepiej – wziąć na wynos i zjeść na przykład w pobliskim odnowionym parku, na Moravaku, podziwiając „brneńskie morze”.
[Z innych chlebičkarni dobrą sławą cieszy się także Ema, tam jednak chlebičky będą trochę droższe – niemniej, mówią, że warto!].
Wietnamskie jedzonko
Ostatnia propozycja jednocześnie jest i nie jest czeska. Chodzi o trzy lokale w wydaniu wietnamskim. Wietnamczycy od wielu lat współtworzą czeskie społeczeństwo, a ich kuchnia jest tutaj całkiem popularna. I tak, są miejsca, które robią ją bardzo dobrze. Trzy z nich, które naprawdę lubię, to Little Saigon, trochę ukryty w jednej z ulic przy brzydkiej Křenovej, Domovina, w prestiżowym miejscu na Zelným Trhu, i Cà Phê Cổ, trochę bardzie luksusowa, lecz nadal klimatyczna, knajpka w centrum. We wszystkich trzech miejscach zjecie naprawdę dobre wietnamskie jedzenie.
Czy coś pominęłam? Oczywiście. Urokliwych miejsc z jedzeniem i piciem w Brnie jest naprawdę sporo – wystarczy trochę się powałęsać i od czasu do czasu wstąpić do zachęcających Was lokali… Smacznego!
M.