feminizm, Myślodsiewnia

Silna kobieta

Istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo, że gdy przeczytacie ten tytuł, poczujecie ochotę wyłączyć przeglądarkę. Co kogo obchodzi silna kobieta?!… To, jak wiadomo, bzdura na resorach i jakiś odjazd. Nie warto tracić czasu. Jeśli tak uważacie – wyłączcie stronę. Dzisiejszy post kieruję do dziewczyn. Tych dużych, ale też tych małych, do wszystkich w ogóle, szczególnie do tych, które silnymi kobietami chcą być, ale myślą, że nigdy nimi nie będą. Bo silną kobietą się człowiek staje, a nie rodzi. I to zazwyczaj za sprawą własnej woli.

Dlaczego w ogóle o tym piszę? To przecież blog o życiu w Czechach. Na co dzień dzielę się takimi przyziemnymi przemyśleniami: a to polecę czeskie filmy, a to pozastanawiam się nad czeskim językiem, a to podpowiadam, jak do Czech wyemigrować. A dziś nie – dziś chcę napisać o silnych kobietach. Kim dla mnie są, dlaczego uważam, że nimi są i jak się taką stać. Chcę się podzielić moimi przemyśleniami, siostry i chętnie poznam Wasze zdanie, kim według Was jest silna kobieta.

Mała dziewczynka

Wszystko zaczyna się już od małego, a właściwie – małej. Dziewczynki z samej natury rzeczy – a przynajmniej według słów ojców – rodzą się małe, słodkie i bezbronne. Raczej się ich nie słucha, ale trzeba je przed światem bronić i otaczać opieką. Mają się uczyć delikatności, czułości i opiekuńczości, bo to waśnie w nich społeczeństwo będzie najbardziej ceniło w przyszłości. Dziewczynki mają wyrosnąć na dziewczyny ciche, spokojne, a przede wszystkim – posłuszne, czyli takie, które nie będą kwestionować porządku świata i bez szemrania podporządkują się temu, co przypadło im w roli. A rola ich taka, aby słuchać innych, wykonywać polecenia i opiekować się słabszymi, ewentualnie umożliwiać życie innym – tym, którzy podejmują decyzje, tym, którzy rządzą – tak, aby nie musieli się już zajmować przyziemnymi sprawami i mogli poświęcić w całości ważniejszym kwestiom.

Bardzo nad tym ubolewam. Każdy człowiek, który się rodzi, ma w sobie potencjał. Niestety często, a w przypadku dziewczynek jakby częściej, ten potencjał się marnuje, bo nie jest zgodny z wyobrażeniem tego, jakie na temat danej osoby ma otoczenie. Oczekiwania społeczne, choć nie zawsze wypowiadane wprost, są przekazywane z pokolenia na pokolenie, podawane wraz z różowymi sukienkami i lalkami, i tym, co wypada, a co nie i mają ogromny wpływ na to, jak kształtuje się młody człowiek. Czyjaś aprobata lub jej brak może mieć ogromny wpływ na rozwój dziecka, a potem nastolatka.

Krótki poradnik jak

Spisałam więc krótki poradnik: jak być silną kobietą. Silną, to znaczy taką, która poświęciła czas i energię na poznanie własnych pragnień, mocnych stron i słabości, i która zastanowiła się, kim chce być, a potem, krok po kroku, rozpoczęła realizację tego planu. Znając oczekiwania otoczenia, ale poddając je krytycznej analizie i nie biorąc do serca, jeśli miałyby okazać się dla niej szkodliwe. Co więc robię ja, aby być kobietą i nie zwariować?…

1. Pamiętam, że moja wartość nie zależy od niczego. Człowiek jest człowiekiem i niczego więcej nie musi robić ani osiągać, aby zasługiwać na szacunek i mieć prawo wolnego wyboru. Innymi słowy – jestem wystarczająco dobra. Wystarczająco mądra, piękna, zgrabna… wstawcie sobie tutaj dowolny przymiotnik. Tak, jasne, mogę być lepsza albo nadal czuć potrzebę rozwoju, ale to nie może być warunkiem okazywania mi szacunku przez innych albo szanowania samej siebie.

2. Nie nadskakuję. Pamiętacie te różne, wypowiadane na głos lub pełnym przygany szeptem, upomnienia, aby zadbać o innych? [A może zrobisz panu herbatki?… Uśmiechnij się! Czemu taka zmarszczona chodzisz? Nie posprzątałaś?…]. Generalnie wychodzę z takiego założenia: każdy, kto ma dwie sprawne ręce i nogi, jest w stanie sam siebie ogarnąć. Fakt, że jestem dziewczyną, nie czyni mnie predysponowaną do ogarniania podstawowych potrzeb innych osób. Tyczy się to podziału obowiązków domowych, dzielenia się nimi sprawiedliwie i według własnego uznania, a nie stereotypów. Plus, jeśli mam po temu okazję, z chęcią pytam wujów-patriarchów, czego bozia im poskąpiła, że na froncie domowym odnoszą tak srogie porażki. Póki co są oni w wieku, gdy nadal wszystkie cztery kończyny mają na miejscu i sprawne, dzięki czemu pytanie jest jak najbardziej na miejscu.

3. Powtarzam sobie, co już osiągnęłam. I nie, nie chodzi o to, aby nieustannie się przechwalać – chodzi o to, że dziewczyny nie słyszą często, że są w czymś świetne. W naszym społeczeństwie w ogóle rzadko kogokolwiek się głośno chwali, a jeśli już, to tylko to, co jest społecznie akceptowane. Tymczasem chwalenie głośno dodaje skrzydeł, sprawia, że chód staje się lżejszy, a uśmiech sam wypływa na usta. Ja miałam to szczęście, że znalazło się wokoło mnie sporo osób, które mi to mówiły (bo sama też na początku nie umiałam). Jesteś świetna! To było niesamowite! Wspaniale sobie z tym poradziłaś. Masz niesamowity umysł. Dziękuję im z całego serca, że mnie tego nauczyły. Teraz mogę powtarzać to sobie już sama. To działa jak czar. Kiedy chwalimy siebie za małe rzeczy, dodajemy sobie motywacji i energii do stawienia czoła dużym wyzwaniom.

4. Daję sobie prawo do odpoczynku. To może brzmieć zabawnie, ale to poważna sprawa. Wokoło widzę sporo osób, które odpoczywać nie umieją – bo uważają to za stratę czasu. Ja się tego nieustannie uczę. Zorganizować sobie życie tak, aby umieć odpoczywać – chylę czoła przed każdym, komu się to udało. Tymczasem bez prawdziwego odpoczynku, bez luzu i odpuszczenia ciężko jest się czemukolwiek poświęcić, bo człowiek staje się po pewnym czasie cieniem samego siebie. Cierpi na tym on sam i wszystkie zadania, których się podejmuje.

5. Odpuszczam sobie porażki. To chyba jedna z najważniejszych lekcji, jakich nauczyło mnie póki co życie – jeśli coś sknocę, to analizuję, gdzie i dlaczego popełniłam błąd. Wyciągam wniosek, który biorę ze sobą. Resztę zostawiam. Nie ma sensu nurzanie się w poczuciu wstydu i winy, to tylko i wyłącznie zabiera energię i niczemu nie służy. Kiedy więc zdarza mi się nawalić, analizuję, co się właściwie stało, wyciągam wniosek, otrzepuję się i idę dalej. I tak, czasem jeszcze się zaśmieję nad własną głupotą.

Kim właściwie jestem i czego chcę

Ostatnia na mojej liście jest refleksja nad samą sobą. To chyba nie będzie bardzo odkrywcze, ale… no właśnie, może jednak właśnie jest. Poznanie siebie, swoich silnych i słabych stron nie jest wcale łatwe ani oczywiste. Człowiek wchodzi w życie niejako z rozbiegu i często nie zastanawia się nad tym, co mu przynosi. Czasem otoczenie wymusza na nas podejmowanie „poważnych” decyzji dotyczących życia: szkoły, pracy, czy rodziny, ale taka głęboka, intencjonalna refleksja nad sensem własnego życia nie jest czymś, co zdarza się co drugi dzień.

Tymczasem poznanie własnych pragnień nie jest wcale łatwe. Niektórzy poszukują całe życie. Dlatego jeśli już wiemy, co jest dla nas naprawdę ważne, warto o to zawalczyć. Nie wiem, jak Wy, ale ja należę do ludzi, którzy łatwo się rozpraszają. Interesuje mnie tysiąc rzeczy i to na raz, i nigdy nie wiem, na czym mam się skupić najpierw, bo chcę przecież zrobić wszystko. Dopiero uczę się podejmować decyzje, nadawać priorytet i wybierać, czemu poświęcam czas i uwagę.

No właśnie, bo znowu się rozproszyłam – puenta tego podpunktu jest taka, aby, gdy już się odkryje, co daje nam poczucie spełnienia, nie dać się z tej drogi zepchnąć. Albo może po prostu o tym pamiętać i nie tracić celu z oczu. Przerażająco łatwo jest dać sobie wmówić, że nasze potrzeby nie są dość ważne, aby walczyć o spełnianie marzeń, które dla innych mogą wydawać się błahe – a dla nas mogą stanowić o poczuciu szczęścia, które będzie nas zalewać, gdy będziemy kłaść wieczorem głowę na poduszce. W końcu nikt nie zna nas tak dobrze, jak my sami. I tylko my będziemy w stanie podjąć w 100% odpowiednią decyzję, bo tylko my wiemy, dokąd chcemy dojść.

Refleksja na 31. urodziny

Wszystkie te podpunkty to takie moje przemyślenia na 31. urodziny, które minęły prawie pół roku temu (nadal nie mogę uwierzyć, że z przodu mam już trójkę…). Pewnie zwrócicie uwagę, że w większości zdań używałam sformułowania „człowiek”, a nie „kobieta”, mimo że przecież w tytule wspominam o silnej kobiecie. To chyba dlatego, że…i tutaj prawdopodobnie każde wytłumaczenie obudzi kontrowersje! Sama się zastanawiam, co właściwie czyni kobietę, czym się różni od mężczyzny i szczerze mówiąc?… Nie jest to dla mnie wcale oczywiste. Ale to temat na inną i zdecydowanie dłuższą opowieść, a tymczasem powiem tylko, że piszę o ludziach, bo tak było mi to łatwiej ująć. Być może to błąd?…

Niemniej jedną rzeczą, która nas, kobiety, łączy na pewno, to sposób, w jaki jesteśmy traktowane przez społeczeństwo. Oczekiwania są mniej lub bardziej podobne i wychowanie, mimo że się różni, też ma pewne cechy wspólne. To dziewczynki się ugładza, nie daje się im wyszaleć, mówi się im, że się za głośno śmieją albo że mają przede wszystkim wyglądać. To temat rzeka i pewnie niejedną rozprawę doktorską można by o tym napisać. Dość, aby stwierdzić, że właśnie dlatego bycie dziewczynką, a potem dziewczyną i kobietą łatwe nie jest, a stanie się silną kobietą to już w ogóle nie lada wyczyn. I dlatego właśnie spisałam sobie te kilka prawd życiowych – dla siebie i dla wszystkich tych dziewczyn, które dzielą ze mną ten wspólny los. Ja się ciągle tego uczę, a Wy?

M.

PS To piękne zdjęcie na polnej drodze zrobiła moja kochana kuzynka @forestmonster.