dobre życie, Myślodsiewnia

Pasja a obowiązek

Dużo ostatnio było tekstów wyłącznie o Czechach. Dziś postanowiłam trochę zmienić klimat i pozastanawiać sie trochę nad pasją i obowiązkiem. Ostatnimi czasy życie toczy się szalonym tempem i nie pozwala niemal na przemyślenia. Tydzień rozpoczynam myślą, że to już poniedziałek, a kończę – och, to już sobota? Niesamowite jest, jak szybko uciekają już nawet nie tygodnie, ale miesiące. Rok temu postanowiłam przenieść mojego pożal się boże bloga z wordpress.com na własną domenę. Dwa lata temu wróciłam z chwilowej emigracji na stare śmieci. Trzy lata temu postanowiłam wyprowadzić się z domu do innego kraju. Cztery lata temu…

Upływający czas

Właściwie nie wiem, co wydarzyło się cztery lata temu. Wiem tylko, że czas pędzi tak niesamowicie szybko, że właściwie nie wiem, kiedy to się stało. Tak, chyba się powtarzam. Czas zapieprza w takim tempie, że został mi już tylko rok do trzydziestki. Tylko rok!
Kiedyś tyle oczekiwałam! Mając naście lat, sądziłam, że dwadzieścia to szczyt dorosłości. Mając dwadzieścia, dwadzieścia pięć wydawało mi się granicą starości. Mając dwadzieścia pięć…nie wiem już nawet, co myślałam wówczas. Wiem tylko, że to było wczoraj.

Oprócz tego, że w międzyczasie wyprowadzałam się do dwóch krajów, skończyłam studia, potem podyplomówkę, potem dostałam niezłą pracę, potem drugą – trochę gorszą, zrobiłam ileś kursów, znowu zmieniłam prace i zdobyłam właściwie drugi zawód – czy dobrze wykorzystałam ten czas?

Nie jestem pewna. Właściwie oprócz narzekania na upływające życie, chciałam napisać, że w tym tempie trudno jest skupić się na tym, co naprawdę ważne – na tym, co czyni nas szczęśliwymi. Rozgryzienie tego, czym to właściwie dla mnie jest, było i nie było proste. Było – bo wiedziałam to, mając osiemnaście lat. Nie było – bo kolejnych dziesięć zajęło mi zrozumienie, że to właśnie na tym należy się skupić. Tego szukać i o to walczyć. Taaa, nie ma to jak refleks.

 

PortoPasja a obowiązek

Jakiś czas temu to do mnie przyszło – robić to, co się kocha, to nie tylko niebywałe szczęście i dar, to też obowiązek. Człowiek może światu dać tylko siebie. Trzeba się postarać, by dać tę najlepszą wersję. Nie sądzę, by ta wersja mnie siedziała przez osiem godzin dziennie e biurze, wgapiała się w monitor i rozwiązywała problemy innych ludzi…

Chociaż wątpliwości wciąż gdzieś tam są. Na przykład te, jak się w życiu odnaleźć. Jak zabezpieczyć przyszłość, skąd wziąć na dom, jeśli chce się otworzyć pensjonat, skąd wziąć na życie, kiedy chce się pisać książki… Mój poznański zdrowy rozsądek zdecydowanie opowiada się, by tym właśnie sprawom nadać priorytet.

Gdzie leży dobra odpowiedź? Nie mam pojęcia. A jak Wam udaje się łączyć pasje z utrzymaniem? Łączycie jedno i drugie? Albo to ta sama rzecz? A może udaje Wam się po pracy ukraść kilka godzin dziennie na pielęgnowanie spraw, dzięki którym rośniecie?…

Pozdrowienia z pozycji horyzontalnej, lecząca chore korzonki,
Marta

Galicja