Czechy weekendowo, Urlop

Legendarne Brno

Dzisiaj chcę Was zabrać na pierwszy z kilku spacerów po moim przybranym mieście, Brnie. Tyle mam o nim do powiedzenia, że właściwie nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, że jest bardzo niedoceniane. To takie miasto, które samo w sobie jest piękne, ale ma starszą siostrę, która dosłownie we wszystkim jest lepsza. Praga, oczywiście, przepiękna, o której już wieszczka Libuše przepowiadała, że jej sława sięgnie gwiazd – i to nie bez powodu. Także nie bez powodu nie wspominała w swych przepowiedniach Brna. To taki młodszy brat Pragi, który ani tak piękny, ani tak znany nie jest, ma jednak swoje własne tajemnice, i potrafi wciągnąć jak narkotyk. O tym właśnie chciałabym Wam w tej miniserii Legendarne Brno opowiedzieć.

Brno jak cebula

Już to kiedyś wspominałam, ale powtórzę: Brno jest jak cebula, to znaczy – ma warstwy i śmierdzi. Śmierdzi już na samym wstępie, o ile zdecydujecie przyjechać tutaj koleją. Warstwa pierwsza to właśnie to – całkiem ładny dworzec w dziwnej okolicy, i sporo osób w kryzysie bezdomności, uzależnionych od przeróżnych substancji. Wiąże się z tym trochę śmieci, trochę zaczepek, nic, co zachęcałoby do dalszego zwiedzania. Tymczasem wystarczy zrobić tylko parę kroków w stronę śródmieścia, aby przed naszymi oczami rozpostarł się zgoła inny widok. Brno cesarskie, Brno wiedeńskie, Brno secesyjne, Brno pełne historii, które tylko czekają, aby je wysłuchać.

Brno

Bo Brno to takie miasto, które położone jest gdzieś na trasie pomiędzy Pragą a Wiedniem, i stoi sobie w cieniu obu tych metropolii. Mamy tu więc trochę czeskości, trochę niemieckości, trochę mieszanki, której dziś już może na pierwszy rzut oka nie widać. Było też wielu Żydów, po których dziś zostały złote kostki na chodnikach i wielkie, stare zakłady włókiennicze. Trzeba się jednak trochę rozejrzeć, poszperać, zdrapać pastelowego tynku, aby wychynęły na światło dzienne stare, często niemieckojęzyczne napisy. Bo Brno było w dużym stopniu miastem niemieckojęzycznym

Brno

.

Czesi i Niemcy

Czesi i Niemcy albo Czesi i Austriacy. To jest temat, o którym książki można by pisać. To historia skomplikowana i bolesna, która ciągnie się od wielu stuleci. Ta najnowsza to oczywiście wypędzenie Niemców po II wojnie światowej. Świetnie o tym opowiadał niedawny film Kraina cienia; nakręcony w kolorystyce czarno-białej, pokazywał, jak bardzo szary bywa świat, jak łatwo ofiara zmienia się w kata, a kat – w ofiarę. Ale ja dziś nie o tym, bo ja dziś chciałabym sięgnąć pamięcią daleko, a właściwie to nawet trochę dalej, niż sięga pamięć – w legendy. Brneńskie legendy.

Brno

Wiecie, ja nie jestem żadnym przewodnikiem. Nigdy mnie szczególnie nie ciągnęło do szperania w starych książkach albo słuchania wykładów o historii miasta. Ale kiedy spaceruję po brneńskich ulicach, nie muszę się specjalnie wysilać – ta historia mnie po prostu otacza. Osacza niemal. Zaczęłam więc w głowie spisywać sobie te historie, które budynki i chodniki mi opowiadają o ludziach, którzy je kiedyś zamieszkiwali i po nich chodzili. I kilka z nich dzisiaj tu Wam przytoczę. Może potem innym okiem na Brno spojrzycie.

Brno

Czesko-niemiecka rywalizacja

Czesi i Niemcy żyli w Brnie razem od dawien dawna, nikt już nie pamięta od kiedy. Od zawsze była pomiędzy nimi rywalizacja. Pewnego razu Niemcy postanowili zbudować sobie kościół. Wynajęli do tego majstra, który rozpoczął prace. Kiedy Czesi się spostrzegli, że Niemcy budują kościół, od razu postanowili zbudować własny, i to w lepszym, bardziej reprezentatywnym miejscu. Wybrali wzgórze w centrum. Wkrótce obydwie budowle zaczęły wznosić się ku niebu. Pewnego wieczoru w hospodzie przy piwie majster Niemców przechwalał się, że na pewno szybciej skończy budowę, bo majstrowie Czechów nie garnęli się do roboty. Plotka się rozeszła, a rozeźleni Czesi następnego dnia wymusili na radzie miasta wygnanie chełpliwego budowniczego z miasta. Ten bardzo się zdenerwował całą sprawą, lecz uprosił ich, aby pozwolili mu dokończyć rozpoczęte okno. Czesi przystali na tę dziwną prośbę. A dzisiaj, przechodząc obok poniemieckiego kościoła pod wezwaniem św. Jakuba, spójrzcie w górę. Na fasadzie, która patrzy na katedrę św. Piotra i Pawła (czyli kościół budowany przez Czechów), nad oknem widać małego ni to aniołka, ni to skrzata. Człowieczek ten nie posiada spodni i wypina tylną część swojego ciała w stronę dumnej brneńskiej katedry, po dziś dzień pokazując Czechom, co majster o nich myślał.

Brno

Brneńskie fontanny

W Brnie jeszcze przed wybudowaniem sieci wodociągowej wodę czerpano z rzek i studni. Rzeki przez Brno przepływają aż trzy: Svitava, Svratka i Ponavka. Ich odnogi, gałęzie i biegi od wieków syciły miasto i zapewniały mu życie. Jak woda dostawała się do domów bogatych mieszczan? Przynosiły ją w wiadrach służki, które udawałby się po nią do miejskich fontann i studni. Takie miejsca służyły wymianie informacji; podczas nabierania wody zawsze można było dowiedzieć się czegoś ciekawego. Nierzadko też lustro wody odbijało ludzkie tragedie; kobiety przychodziły i żaliły się, opowiadając o swoich nieszczęściach. Legenda mówi, że woda nigdy nie zapomina raz wypowiedzianych przy niej słów i do dziś w jej szemraniu można usłyszeć płacz nieszczęśników. Pewnego razu przy studni Karolinka, znajdującej się na dzisiejszej ulicy Česka, wypłakiwała się służka, która zaszła w nieślubną ciążę ze swoim pracodawcą. Nieszczęsna, porzucona przez kochanka, rzuciła się w jej toń i zginęła. Podobno, jeśli nadstawić ucha, do dziś można usłyszeć jej zawodzenie. Tamtej studni dziś już na powierzchni nie ma; szukać musielibyście jej kilka metrów pod dzisiejszym poziomem ulicy w starej piwnicy. Teraz nad nią znajduje się fontanna – odbudowana po innej, starszej, którą w XIX w. zniszczył piorun.

Brno

Krwawy baron Trenck

Ciekawa jest historia barona Trencka, którego los splótł się z Brnem. Narodził się jako jeden z synów podpułkownika Johanna Trencka w Reggio di Calabria. Podobno po narodzeniu wyglądał, jakby nie żył – ale położna, aby go ożywić, zanurzyła go w winie. Od tego czasu śmierć omijała go wielokrotnie: jako dziecko przeżył poparzenie, niebezpieczną zabawę z bronią, podczas której prawie się zastrzelił, wyskoczył z wózka, które spadał do przepaści, przeżył wychłodzenie, gdy załamał się pod nim lód. Pewnego razu uderzył go nauczyciel, i tak go to wściekło, że odwiedził go sam diabeł i zaproponował mu umowę. Zapewnił, że strzały i miecze będą mu niestraszne, o ile w odpowiednim czasie odda mu we władanie swoją duszę. Od tego czasu baron unikał śmierci jeszcze wiele razy. W młodości przeżył wiele epidemii, z których jedna – epidemia dżumy – zabiła jego żoną i córkę.

Brno

Baron lubił utrzymywać porządek twardą ręką – brutalnie zwalczał leśnych rozbójników. Zdobył w ten sposób uznanie samej Marii Teresy, która zezwoliła mu na utworzenie armii pandurów. Od tego czasu grabili i rzezimieszkowali, a na wszystkich w okolicy, w której się pojawiali, padał blady strach. Wkrótce za grabieże i porażki podczas walk Trenck stanął pod szubienicą, ale i wtedy diabeł postanowił podać mu pomocną dłoń. Karę zmieniono na dożywocie na Špilberku. Tam udało mu się rozkochać w sobie młodą baronkę, która pomogła mu zorganizować ucieczkę. Wypił tajemną truciznę, która spowodowała stan podobny do śmierci. Żołnierze wydali ciało barona jego młodej kochance, a ta podjęła próbę ucieczki. Wyjazd udaremnił jednak pewien nieznany mnich-franciszkanin, który powiedział baronowi, że ten wraz ze swą kompanią zabił jego siostrę i rodziców. Baron wrócił więc do celi i tam po kilku miesiącach umarł. A aby diabeł, z którym zawarł umowę, nie szkodził na Špilberku, jego ciałem zaopiekowali się kapucyni i pochowali barona w swojej krypcie, gdzie leży, zmumifikowany, do dziś. Jego dusza aż do teraz błądzi po niej w nocy, brzdąkając łańcuchami i prosi o przebaczenie.

Brno

Brneńskie wrota do piekieł

Niedaleko klasztoru kapucynów z mumiami mnichów znajduje się Zelný trh. To jeden z centralnym placów w centrum miasta, który od dawien dawna służy jako plac targowy. Kupcy z okolicy przywożą tutaj warzywa i owoce. Wokół placu z biegiem lat najbogatsi z nich pobudowali kamienice, w których piwnicach przechowywali swoje bogactwa: zapasy jedzenia, przetwory, wino, a może nawet i inne kosztowności. Piwnice te z biegiem czasu się rozrastały, wraz z rosnącymi majątkami bogatych kupców. Służyły przede wszystkim do przechowywania żywności, a budowano je przez pokolenia starym sposobem wbijania drewnianych klinów w skałę i polewania ich wodą. Dziś niektóre mają kilka pięter – tzw. kulturalna warstwa ma w Brnie w niektórych miejscach nawet ponad 2 m.. Niektóre z piwnic skażone były krwią poprzednich właścicieli, przejmowane w nieuczciwy sposób. Nowi właściciele bali się, że ktoś ich nowo zdobyte skarby im zabierze, więc piwnice kopano jeszcze głębsze. Najgłębsza znajduje się podobno pod numerem 9. Ten dom należał oryginalnie do pobliskich mnichów. Któregoś razu kopacze dokopali się tak głęboko… że już nigdy nie wrócili.

Brno

Nikt nie wiedział, co się z nimi stało, ale kardynał Ditrichstejn na wszelki wypadek kazał przewieść do Brna relikwie św. Prymitiva i św. Konstantyna. Zbudowano tu słup z Najświętszą Trójcą, która miała ochronić mieszkańców przed ciemnymi siłami z dołu. Brnianie postawili tu też fontannę, którą zobrazowali, co może spod ziemi wyleźć. Diabeł nie dał jednak za wygraną i kazał pozłocić jej łańcuchy. Te z kolei zachęciły dwóch młodzieńców do przybycia do miasta. Na placu akurat odbywało się wesele jednego z bogatych mieszczan; najpierw młodzików nikt nie chciał puścić do piwnicy, ale z biegiem czasu, jak wszyscy popili, udało im się tam dostać. Nigdy już nie wyszli. Gdy rano śmiałkowie zeszli do piwnicy ich szukać, znaleźli ich zniekształcone ciała i usłyszeli śmiech diabła. Uciekli, a wejście do piwnicy zasypali. Skarby podobno czekają na kogoś, kto nigdy nie zgrzeszył. Święci patroni mają takiej osobie sami pokazać do nich drogę i ochronić przed złymi siłami; a fontanna i słup z Trójcą Świętą stoją na placu do dziś.

Brno

Woda w Brnie w legendzie i w życiu

Woda to bardzo ważny motyw brneńskich legend. Wydarzenia, które opisuje kolejna, miały miejsce w czasach, gdy na Morawach czczono jeszcze starych bogów. Na wzgórzu, gdzie dzisiaj stoi katedra, stał pomnik pogańskiego boga, spod którego ciekł święty potok. Tego lata Brno męczyła straszna susza. Wyschły Svitava i Svratka, potoczki, ramienia rzek, studnie, nawet święty potok. Nie było wody. A gdy nie ma wody, nie ma też jedzenia. Miasto głodowało. Pewnej nocy nad miastem rozpętała się straszliwa burza. Pioruny waliły wszędzie, jeden z nich uderzył w pomnik boga stojący na dzisiejszym Petrovie i zabił pogańskiego kapłana. Tego dnia o świcie do Brna przybyli posłowie księcia Rościsława. Ludzie, spragnieni i wygłodzeni, z wdzięcznością przyjęli pomoc… a potem postanowili się ochrzcić. Tylko że nie było wody. Wówczas książę Rościsław wziął kij i uderzył nim w skały na Petrovie. Trysnęła z nich lodowata woda. Gdy padła na kij Rościsława, puściła pęki, liście, witki, gałęzie… aż wyrosło z niej drzewo. Pod tym drzewem następnego dnia ochrzczono Brneńczyków, a obok wybudowano niewielki kościółek, który nazwano na część św. Piotra, bo Pan powiedział, że ten będzie skałą, której nawet bramy piekielne nie przemogą. Tak podobno Brno stało się chrześcijańskie.

Brno

Brneńska katastrofa

W Brnie wodę czerpano ze studni i fontann rozmieszczonych w mieście, które napełniała m.in. woda z Petrova. W trakcie XIX w., w związku z uprzemysłowieniem, woda ze Svratky przestała być pitna, zbudowano więc oczyszczalnię. Przede wszystkim jednak rozpoczęła się budowa sieci wodociągowej, która m.in. zasilało źródło z Brezavy nad Svitavou. Im bardziej sieć się rozrastała, tym mniej korzystano ze źródeł lokalnych. Usuwano stawy, zasypywano zakola rzek i demontowano młyńskie koła – zostały po nich już tylko nazwy ulic i zakątków: Rybnicek, park Luzanky, ulice Vlhka, Mlynska… Pod ziemią częściowo znalazła się także rzeka Ponavka. Woda jednak zawsze znajdzie swoją drogę – świadczyć o tym może tragiczny wypadek z roku 1976, gdy pod kobietą czekającą na tramwaj zapadła się jedna z ulic w centrum Brna. Kobieta nie przeżyła – do dziś nie znaleziono jej ciała; porwał je prąd podziemnego strumienia. Wypadek ten wymusił intensywne badania; wkrótce naukowcy odkryli, że ok. 100 m pod Brnem znajduje się olbrzymia studnia artezyjska, z której pod ciśnieniem woda wędruje na powierzchnię ziemi. Aby uniknąć podobnej katastrofy, zmapowano stare ujścia wody i pozwolono, aby nimi wyciekała na powierzchnię. W ten sposób część dawnych zbiorników napełniła się znowu.

Brno

Czy to wszystkie brneńskie legendy? Oczywiście, że nie. Jest ich całe mnóstwo, ale pozwólcie, aby coś jeszcze Was zaskoczyło, kiedy w końcu wysiądziecie w pociągu na brańskim dworcu, choćby w trakcie jednodniowego wypadu z boskiej Pragi. Kto wie, może gdzieś na brneńskich ulicach się spotkamy!

M.

Brno

PS To była część pierwsza serii o Brnie. Czeka mnie jeszcze spisanie industrialnych historii miasta, a wierzcie mi, że tych jest nie mniej i są nie mniej fascynujące niż stare legendy. Do napisania wkrótce!

Brno
Brno