Nadszedł piątek, a jak piątek, to siadam do pisania. I dzisiaj mam trochę do napisania. Trochę się bowiem zadziało od mojego wyjazdu na nie-wakacje do Polski i czas nadrobić zaległości. Ten post będzie o tym, co się obecnie w Czechach wyprawia, przede wszystkim w kontekście pandemii, więc jeśli czujecie, że tego tematu już macie dość – nie czytajcie dalej; lepiej poczytajcie dwa poprzednie posty. W zeszłym tygodniu opisałam siedem czeskich wspaniałości i wygląda na to, że post może okazać się najpopularniejszym wpisem tego roku, a jeszcze tydzień wcześniej podsunęłam Wam trzy dobre czeskie filmy na weekendowy wieczór. Jeśli jednak interesuje Was bieżąca sytuacja i chcielibyście ją np. porównać do tej polskiej, zapraszam poniżej. Dziś będzie o koronawirusie, a więc – pandemia w Czechach, część 2.
Pandemia w Czechach, część 1
Na początek trzeba wspomnieć, że Czesi bardzo dobrze – aby nie powiedzieć: podręcznikowo – poradzili sobie z pierwszą falą pandemii. Zaledwie kilkanaście dni po pojawieniu się pierwszego przypadku pojawił się obowiązek noszenia maseczek, potem nastąpił szybki lockdown, zamknięto szkoły, większość sklepów; ludzie kupowali materiały i szyli maseczki po domach. Wkrótce potem zamknięto także granice. Wydawało się, ze wszyscy się zmobilizowali, utrzymywali dystans, zasłaniali twarze.
Nadeszła wiosna i w momencie, gdy koronawirus zaczynał szaleć w innych krajach, w Czechach już ustępował. Tak, wszystko tutaj działo się około miesiąca szybciej niż np. w Polsce. Szkół już właściwie nie otwarto do końca roku szkolnego, a wszyscy mieli nadzieję, że gdy rozpocznie się nowy, o koronawirusie już nikt nie będzie pamiętał. Hospody przez długi okres były zamknięte, ale wszędzie pootwierały się okienka i można w nich było albo kupić jedzenie na wynos, albo piwo (nalewali do PET-ów, dzbanków, a także do plastikowych szklanek). Ludzie kupowali piwo, a że pogoda sprzyjała, to czas spędzali razem – na wolnym powietrzu, racząc się złotym trunkiem w pobliżu „życiodajnych” okienek. Wkrótce potem Sąd Rejonowy w Pradze stwierdził, że totalna kwarantanna wprowadzona przez rząd była nielegalna (popełnili błąd formalny przy wprowadzaniu obostrzeń, o ile dobrze pamiętam), a rząd okrakiem wycofał się z najostrzejszych środków zaradczych. Nastała wiosna, wyjrzało słońce i wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
Pandemiczne wakacje z COVID-em
Potem nadeszły wakacje, a największym problemem w czeskiej polityce było to, czy Chorwaci otworzą swe granice dla Czechów. Pojawił się nawet pomysł otwarcia specjalnego „tunelu drogowego”, którym Czesi mogliby przejeżdżać przez inne pozamykane państwa nad morze. Jeśli bowiem nie wiecie, Czesi mają ponoć dwie podstawowe potrzeby życiowe, jedną z nich jest piwo (stąd okienka…), a drugą – urlop w lecie nad chorwackim morzem. Na szczęście jednak granice ostatecznie pootwierano, a Czesi tłumnie ruszyli na południe.
No i się zaczęło. Wraz z powrotem z wakacji liczba nowych zakażeń znowu zaczęła rosnąć; nie mniej jednak lato trwało, a obostrzenia już wcześniej całkowicie zniesiono. Ludzie bawili się, spotykali, organizowano imprezy, koncerty, spotkania. Zakażenia rosły, jednak głównie między młodszymi, nie było więc aż tylu hospitalizowanych. A potem przyszedł wrzesień i otwarto szkoły. Pierwsze tygodnie nie były jeszcze aż tak alarmujące, ale potem liczba zakażeń zaczęła lawinowo rosnąć. Do tego stopnia, że wczoraj, 22. października, nowych zakażeń przybyło ponad 14 tysięcy. W międzyczasie czeski rząd bawił się trochę ze społeczeństwem w kotka i myszkę: minister zdrowia, pan Vojtěch , ogłaszał zamiar wprowadzenia nowych obostrzeń w jakimiś medium, tylko po to, aby kilka godzin później jego szef, premier Babiš , dementował te zamiary i sprowadzał je do poziomu prywatnych wizji pana ministra. Pan Vojtěch chyba miał dość, bo ustąpił ze stanowiska i oddał się śpiewowi (tu możecie zobaczyć, czy poszło mu lepiej, niż zarządzanie pandemią), a nowym ministrem zdrowia został pan Prymula.
Ministrowie jak rękawiczki
Roman Prymula był w czasie pandemii kimś, kim jest w Polsce prof. Simon – nie tylko lekarzem specjalistą, ale także naczelnym medialnym ekspertem, który komentował wszystkie posunięcia rządu właściwie od początku pandemii. Do tego jest lekarzem wojskowym, który (jak podejrzewam) raczej nawykły jest do tego, że to inni słuchają jego, a nie odwrotnie. Niejednokrotnie krytykował rząd za to, że nie działa dość radykalnie (przy czym reszta społeczeństwa miała raczej inny ogląd na tę sytuację). Trochę się z Lubym zastanawialiśmy, jakim cudem taki człowiek będzie w stanie znosić premiera, który potrafił publicznie upokorzyć i sprowadzić do roli pouczanego uczniaka poprzedniego ministra zdrowia na konferencji prasowej w świetle i blasku jupiterów. Jak można było podejrzewać, nowy minister długo ministrem chyba nie pozostanie, bo wczoraj – po tym, jak w przeciągu ostatnich dwóch tygodni znowu zamknął całą gastronomię i sporo sklepów/punktów usługowych w Czechach oraz ograniczył prawo do poruszania się po dworze – dziennikarze przyłapali go na prywatnej kolacji w zamkniętej restauracji z kolegą, w dodatku bez maseczek.
Jak możecie się spodziewać, ta informacja zelektryzowała niemal wszystkich. Premier wezwał publicznie ministra do rezygnacji; ten odmówił i stwierdził, że jeśli premier chce, aby odszedł, to go musi wyrzucić. Mniej więcej na to się zapowiada – Babiš już zapowiedział, że nazwisko nowego ministra ogłosi w poniedziałek. I teraz wszyscy się zastanawiają, kto ma na tyle skłonności masochistycznych, aby taką propozycję przyjąć od Babiša w roli premiera i w środku drugiej fali pandemii. Warto odnotować, że obaj panowie pochodzą z tej samej partii. Smaczku sprawie nadaje też fakt, że zaledwie kilka dni temu inna ministra czeskiego rządu (Jana Maláčová, ministra pracy i spraw socjalnych, z partii koalicyjnej) trochę przypadkiem powiedziała na wizji czeskiej telewizji, że premier, jej szef, cytuję: „jest debilem i zrobił burdel, który teraz wszyscy musimy sprzątać”. Odnosiła się oczywiście do dziwnych meandrów Babiša związanych z obostrzeniami i braku strategii rządu ws. pandemii.
Aktualna sytuacja pandemiczna
Tymczasem w Pradze już prawie przygotowano szpital polowy, który oficjalnie posłuży jako placówka zastępcza największego szpitala covidowego w czeskiej stolicy. Oprócz tego Komisja Europejska ma podarować Czechom 30 respiratorów, co, wg zapowiedzi Ursuli von der Leyen, jest tylko początkiem pomocy, jaką Republika ma otrzymać. Do pomocy ma także przylecieć 28 medyków z amerykańskiej Gwardii Narodowej. Wg wizji pana Prymuli czeska opieka zdrowotna w obecnej chwili jest wyczeprana w 80%, a szczyt jej możliwości przy takim tempie wzrostu zakażonych nastąpi między 8. a 11. listopada. Czy tak faktycznie się stanie – nie wiadomo, na razie rząd walczy wszelkimi sposobami o wypłaszczenie krzywej. Jednak dla wszystkich czarnowidzów chciałabym na koniec dodać jedną pozytywną informację – Czechy jako najprawdopodobniej jedyny kraj z regionu może pochwalić się wysoką pozycją (13., między Niemcami a Szwajcarią) w światowym rankingu liczby lekarzy na 1000 mieszkańców (konkretnie 4,31 medyków na 1000 obywateli). Polska w tym rankingu zajmuje miejsce 58., a na 1000 mieszkańców przypada 2,4 lekarza.
Gdzie sprawdzać?
Jeśli interesuje Was bieżąca sytuacja w Czechach, bardzo polecam Wam zaglądać do innej polsko-czeskiej blogerki, Eweliny z Bardzo Fantastycznej Pragi. Oprócz świetnych materiałów o czeskiej stolicy znajdziecie tam też bieżące aktualizacje o koronawirusowej sytuacji. Co dla Polaków ważne, na ten moment Polska pozostaje jednym z niewielu krajów, której granice z Czechami pozostają otwarte. Nie można co prawda do Czech jeździć turystycznie, ale służbowo, do lekarza lub do rodziny już tak. Tutaj znajdziecie fajną mapę z aktualnymi danymi.
Na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam dużo, dużo zdrowia. Trzymajcie się ciepło! :*
Marta
PS Obiecuję, że w przyszłym tygodniu post będzie na jakiś przyjemniejszy temat!
PS2 A gdybyście mieli ochotę się trochę pośmiać, pooglądajcie sobie czeskie memy. Prawie tak dobre, jak czeski film.