Świat jest ogromny. Być może dopiero teraz, gdy faktycznie możemy go oblecieć, dostrzegamy i zdajemy sobie sprawę z tej prostej prawdy. I tak jak jest ogromny – jest również zróżnicowany. Tak, tak, wyobraźcie sobie, że nie wszyscy w niedzielę na obiad mają rosół lub schabowego! Dziś porozważam o tym, jak sobie z tym faktem poradzić. A także trochę o tym, czym jest spuścizna tradycji, czy warto ją cenić, no i jakie to wszystko ma znaczenie dzisiaj, kiedy, jak się zdaje, podkreśla się tylko różnice kulturowe.
Mówią, że najadą nasz kraj. Mówią, że uwiodą nasze kobiety. Mówią, że uprowadzą córki. Mówią, że będą gwałcić i kraść. Mówią, że narzucą nam swoją religię. Są obcy i nie rozumieją, w jaki sposób najlepiej się na tych ziemiach żyje. Nigdy nie poznają, bo nie chcą, a nawet gdyby chcieli, nie mogą, bo są inni. Nigdy nie zostaną jednymi z nas.
Różni czy inni?
To teraz pytanie. Jak często słyszeliście powyższe słowa w przeciągu ostatniego roku? Ręka w górę, kto usłyszał choćby raz. Strach przed Innym w Polsce jest niebywale silny. Tak silny, że w społeczeństwie motywowanym strachem i autorytetem na ulicach pojawiają się flagi i młodzi ludzie salutujący gestem znanym z lat 30’ i 40’ ubiegłego wieku. Wszystkie te manifestacje mają za cel pokazać jedno: jesteśmy razem i jesteśmy silni. Nie macie tu czego szukać. Czy jednak zagrożenie istnieje naprawdę? Czy faktycznie jest się czego bać?…
Świat rzeczywiście jest bardzo różny. Tradycje i zwyczaje różnią się w zależności od szerokości geograficznej i nie ma co ukrywać, że niektóre z nich przyprawiają o zawrót głowy… jeśli nie odruch wymiotny. Weźmy chociaż zwyczaj surströmming, czyli szwedzkie danie składające się ze sfermentowanego śledzia, który śmierdzi tak bardzo, że puszkę z tym delikatesem należy otwierać… pod wodą, by nie zwiędnąć na sam zapach. Potem oczywiście trzeba go skonsumować. Albo balut, czyli kurze pisklę ugotowane żywcem w skorupce jajka, podawane z solą lub papryką. Tak, na samo wyobrażenie ślinka cieknie.
Są oczywiście i inne praktyki. Takie, które wzbudzają szczere oburzenie i gniew, jak choćby polowanie na albinosów [gdyż wierzy się w magiczną moc ich białych kończyn, noszonych w formie amuletów…] albo obrzezanie dziewczynek, które skazuje się na wieloletnie cierpienie i upokorzenie, byle tylko zachowały tak zwaną „czystość”. W ogóle historia tradycji krzywdzących kobiety jest zaskakująco długa, ale to temat na osobny post. Serię postów. Albo i książkę!
Lepsi?
No dobra, świat szeroki światem szerokim, ale i na własnym podwórku miewamy zwyczaje, które na twarzach cudzoziemców wywołują niemałe zdziwienie, jeśli nie powiedzieć – niezrozumienie. Chodzenie co tydzień do kościoła? Posyłanie dzieci na religię? Branie kredytu na 30 lat w celu zakupienia 60 metrowego mieszkania i wikłanie się w ciężką sytuację ekonomiczną na większą część życia?… To tylko niektóre z nich, a wierzcie mi, pozostając z cudzoziemcem w związku – można ich trochę usłyszeć.
Pytanie brzmi: czy wolno nam oceniać? Czy z całym bagażem przeszłych pokoleń z konkretnego miejsca wolno nam pojechać w zupełnie inny kąt świata, którego zwyczajów nie znamy i nie rozumiemy ich pochodzenia i wydawać sądy nad sensem lub ocenę moralną danego zachowania? Czy podejście bez uprzedzeń i obiektywne jest w ogóle możliwe?…
Spuścizna tradycji
Dałabym Nobla temu, kto spróbowałby zdefiniować konkretne wskaźniki w taki sposób, by to umożliwić. Okazuje się jednak, że nie istnieje coś takiego, jak spojrzenie, które jest nieuprzedzone, spojrzenie, które widząc, nie patrzy przez pryzmat doświadczeń własnych lub społeczności, z której się wywodzi. Człowiek rodząc się jest jak tabula rasa, biała karta, która od pierwszego dnia jest zapisywana – i ten niewidzialny kod, czy tego chcemy czy nie, w mniejszy lub większy sposób wpływa na to, jak widzimy, a nawet – co widzimy.
Kultura przekazywana jest językiem, słowami, dotykiem, historiami, zwyczajami, niemalże powietrzem, które wdychamy w każdej chwili naszego życia i ma na nas niewyobrażalny wpływ. Staje się niejako naszą drugą skórą, tłem dla nas i naszego życia. To ona decyduje, jak decydujemy, czasem świadomie, czasem podświadomie wpływając na nasze wybory i gusta.
Różnica jako atut
Lubimy myśleć, jacy z nas wielcy indywidualiści i jak oryginalni jesteśmy. Dzisiejsze mody i trendy bardzo bonusują tych, który się w jakiś sposób wyróżniają. Oryginalność to wartość pożądana. Tymczasem istnieje spora szansa, że w waszym buncie przeciw obecnym trendom albo rodzicom odnajdziecie zapomnianą ciotkę, która walczyła z konwenansami. Albo nieznanego dziadka, który uparcie wierzył w lepszy świat, na przekór wszystkiemu i wszystkim. Strach przed wodą jest odziedziczony po matce, która topiła się jako dziecko. A skłonność do wybuchu po wujku z dalekich rubieży, który słynął z zamiłowania do bijatyki.
I nie, nie jest to stwierdzenie, że nie mamy na nic wpływu. Każdy jest kowalem własnego losu. Niemniej jednak – świat, historia, kultura i nasi przodkowie wyposażyli w nas w szereg niesamowitych narzędzi, które wykorzystujemy, mniej lub bardziej świadomie, całe życie. Może czasem warto się zastanowić, czy narzędzia nie przesłaniają nam celu.
Czy zatem tak bogato wyposażeni jesteśmy w stanie spojrzeć świeżym okiem na coś, co jest nam absolutnie nieznane, co wywodzi się z wielotysięcznej tradycji?… Nie ma na to łatwej odpowiedzi. Pewnym jest, że nikt nigdy nie osiągnie obiektywizmu pełnego; każdy człowiek już na zawsze pozostanie skażony pochodzeniem i wychowaniem. Gdzieś jednak istnieje granica: ta subtelna linia, za którą znajduje się ból i cierpienie.
Jak oceniać?
Spojrzeli na tę kwestię również naukowcy. Stworzyli bardzo ciekawe narzędzie, badające poszczególne narody pod względem 6 konkretnych wskaźników, które dość dobrze opisują charakter społeczności. Te badania, poza tym, że niezmiernie interesujące, mają także wymierne znaczenie komercyjne – pomagają różnym organizacjom w ekspansji na obce rynki. Okazuje się, że np. chiński model zarządzania nie ma szans powodzenia w Polsce – i na odwrót. Dzięki badaniom Hofstede’a dość łatwo przewidzieć, czy współpraca ludzi z różnych nacji zakończy się sukcesem, czy porażką.
Według tych badań właśnie Polacy są społecznością silnie hierarchiczną, indywidualistyczną i o silnych cechach powszechnie uważanych za męskie, które jednak bardzo unika niepewności, nie planuje do przodu i rządzi się według ściśle określonych norm. Tacy choćby Czesi są do nas dość podobni, różnią się tak naprawdę tylko pod dwoma względami: mniej boją się ryzyka i lepiej planują długofalowo. Czy to faktycznie ma przełożenie na rzeczywistość?…
Gdzieś jednak musimy znaleźć złoty środek. Inaczej rządziłaby nami tylko maczeta i/lub inne silne środki przekazu. Cały postęp polega przecież na tym, że stare zwyczaje przemyśliwujemy i kontestujemy. Życie jest zmianą. I tak, tradycja to skarb: oprócz doświadczenia zebranego przez minione pokolenia, daje nam pewne poczucie ciągłości i trwania. Tradycja to jednak także balast. Taki, który trzeba porządnie przemyśleć i samemu decydować, co przekaże się dalej, tym, co przyjdą po nas.
A co sądzicie Wy?
Marta
PS Jeśli zaciekawiły Was badania, o których wspomniałam w tekscie: polecam zajrzeć na stronę Compare countries.