dobre życie, Myślodsiewnia

Dlaczego ruszam

Dziś o zmianach. O decyzjach, szczęściu, szukaniu swojego miejsca.

No bo właściwie po co mi to wszystko?

Jest mi dobrze. Jest mi tak dobrze, że pewnie połowa marudnej ludzkości zazdrości mi na sam widok mojego codziennego uśmiechu, a dalsze kilkanaście tysięcy zastanawia się, co właściwie jest tak fajnego w tym życiu.

Mieszkam przecież w Polsce. Kiepska polityka, kiepska pogoda, kiepskie pieniądze. Kiepskie życie.

No  – więc jak to jest?

I co mnie właściwie ciągnie dalej?…

Chyba niepewność. Niepewność tego, czy to już jest to miejsce, gdzie chcę osiąść. No bo skąd można wiedzieć, widziawszy tak mało, jak widziałam ja? Trzeba jechać. Trzeba zobaczyć.

 

Mówią: jedź, póki możesz. Jedź, póki nie masz dzieci. Póki nie ma zobowiązań. Póki ciągle ci się chce. Póki starcza ci odwagi.

Nie mam dzieci, to prawda. Zobowiązania są, ale można się z nich wykaraskać. Chcieć się nie chce, jest potrzeba. Odwagę wyskrobuję juz widelcem z samego dna.

Chcę więc jechać i zobaczyć: samodzielne życie. Własne gotowanie. Moje decyzje, moje konsekwencje, moje problemy i moje siły, by sobie z nimi radzić.

Chcę stanąć w nocy na plaży i wiedzieć, że mogę siedzieć do nocy, słuchając fal. Może mi coś powiedzą.

Chcę wsiąść do starego samochodu, przekręcić kluczyk i wjechać na słynną 66 w USA. Mieć przed sobą tylko drogę i niebo, i długopis, i kartkę.

Chcę przejść Bieszczady.

Chcę spać i mieszkać w małej chatce gdzieś w lesie, w górach, na odludziu.

Chcę pracować wśród ludzi, rozmawiać, widzieć, czuć.

Chcę to wszystko poznać, żeby zrozumieć, czy mam wracać i czy mój dom nadal jest moim domem.

Chcę to opisać. Poznać.

Zrozumieć.

A zaczynam za miesiąc.