Przede wszystkim zaznaczam, że poniższy tekst jest tekstem humorystycznym. Prawdopodobnie podobny – albo jeszcze lepszy – mogłabym napisać o Polakach (i może kiedyś napiszę, hehe). Czesi to jednak obiekt moich rozważań na tymże blogu, dlatego tekst będzie o nich. Z tego miejsca pragnę też zaznaczyć, że wszystkie złośliwości pozostają tylko tym – moimi osobistymi złośliwościami, a nie prawdą objawioną – oraz, co równie ważne, pragnę pozdrowić mojego Prywatnego Czecha, zwanego potocznie Lubym. Większość z poniższego w ogóle go nie dotyczy, bo on – jakimś zrządzeniem losu – jest najmniej czeskim Czechem, jakiego poznałam. Ale o tym kiedy indziej.
Zacznijmy więc ten nasz dekalog prawdziwego Czecha!
Nie będziesz miał piw cudzych przed czeskimi. I to nie jest żart. Prawdziwy Czech zdecydowanie powinien pić tylko czeskie piwa. Na co komu inne, skoro czeskie są najlepsze?… Statystyki nie kłamią – Czesi piwa piją najwięcej na świecie i dzieje się tak nie bez przyczyny. Najbardziej czeskie rewolucje w dziejach były chyba dwie – jedna sprzeciwiła się wszechobecnemu katolicyzmowi i po kilku wiekach (i pomocy braci ze wschodu) dała światu prawdziwie świecki kraj, a druga całkowicie zmieniła sposób warzenia piwa. Wszyscy miłośnicy pilsów, lagerów i tym podobnym Czechom nóżki całować powinni.
Cudzołożyć z winem czasem można, kiedy raz na jakiś czas prawdziwy Czech wybierze się w podróż na drugi koniec świata, to jest na Morawy, szczególnie te Południowe. Jeśli tam zawita i zamiast złocistego piwa postawią przed nim wino, może pić wino – ale nigdy nie powinien mieszać: czerwonego z białym, ani jakiegokolwiek ze śliwowicą. A jeśli nie daj Boże gdzieś w okolice rzeczonej hospody/winiarni napatoczy się Słowak z borowičką, to pod ŻADNYM pozorem nie należy zapijać jej piwem. Każdy prawdziwy Czech chociaż raz ten błąd w życiu popełnił, a wszystko, co wydarzyło się potem, stara się sobie przypomnieć do dziś.
Nie wymawiaj słów obcych nadaremnie. Bo po co ci anglicyzmy i wszelkie inne -izmy, skoro czeska mowa najlepszą jest. Co z tego, że zagraniczni turyści, którzy pojawiają się w Pradze, mówią w dziesięciu językach obcych? Skoro czeskiego nie umieją, to i tak się nie dogadają. Nie ma więc sensu czeskiego umysłu zaśmiecać wyrazami (a nie daj już Boże całymi zdaniami) pochodzącymi z innego języka.
Pamiętaj, abyś hospodę swoją święcił. Hospoda rzecz święta, tę prawdziwą Czech ma tylko jedną. Czasem zajrzy do jakiejś innej, najczęściej podczas podróży służbowej albo gdzieś na szlaku, ale prawda jest taka, że w pełni sobą czuje się tylko w tej swojej, na swoim miejscu, na którym siada zawsze i do którego piwo donoszą mu od razu, bez zamawiania.
Czcij kotleta swojego i pieczeń swoją*. Innymi słowy – prawdziwego obiadu, ani kolacji, nie ma bez mięsa. Od biedy i w bardzo sporadycznych przypadkach możesz zjeść inne białko odzwierzęce w postaci smażonego jajka, ale żeby było jasne – takie zachowanie należy potem odpokutować wieczorem w hospodzie, zamawiając tatarak. Bóg hospody nie jest miłosierny i wie o tym każdy porządny Czech.
Nie uprawiaj podróży dalekich, chyba że jedziesz do Chorwacji. Chorwaci mają morze, nad którym każdy prawdziwy Czech powinien od czasu do czasu wygrzać swoje nogi obute w sandałki i skarpetunie, to zrozumie chyba każdy. To jest cel, który uświęca wydanie ciężko zarobionych koron w dużych ilościach na dojazd do tej czeskiej nadmorskiej kolonii. Jeśli w danym roku Czech postanowi zrezygnować z jedzenia svičkowej w adriatyckim kurorcie, powinien udać się na świętą pielgrzymkę w Karkonosze. O sandałach i skarpetkach wcześniej nie zapomniawszy, rzecz jasna.
Nie zabijaj czeskiej kinematografii. Przeciwnie, prawdziwy Czech powinien oglądać przede wszystkim filmy czeskie, bo te są najlepsze na świecie, i dzięki prawidłowej wersji językowej można je właściwie zrozumieć. Jeśli w wyniku danej sytuacji Czech już MUSI obejrzeć film nieczeski, powinien wybrać wersję dubbowaną. Skoro nie dał zarobić czeskim producentom i twórcom, powinien dać chociaż utrzymać się dubberom. A potem w hospodzie świętej przez cały wieczór niech przerzuca się ze znajomymi cytatami z kultowych czeskich produkcji, aby zadośćuczynić za grzech swój kinowy.
Nie kradnij. Chyba że rzeczone towary własnością są państwa, bo – jak to mówią – kto nie okrada państwa, okrada własną rodzinę.
Nie politykuj. Politycy to i tak wszyscy są złodzieje i oszuści, po co więc się kłócić ze znajomymi i hospodską? Lepiej w spokoju popijać piwko.
Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Słowakowi swojemu. Każdy prawdziwy Czech wie wszystko o Czechach i Czechosłowacji, a tym samym, jak uważa – o Słowakach. Tych jest przecież w Czechach więcej niż w całej Bratysławie**. Czechowi o Słowakowi wolno powiedzieć wszystko – włącznie z tym, że na Słowacji jedynym ciekawym miejscem są Tatry; ale biada, jeśli na Słowaka powie cokolwiek ktokolwiek inny, wówczas mierzyć się będzie ze słusznie rozpędzoną pięścią prawdziwego Czecha.
Nie pożądaj mercedesa Austriaka swego ani żadnej rzeczy, która jego jest. Czech ma wszak swoją Škodę i to naprawdę najlepsze auto do zmierzania Republiki jest.
* Oczywiście poprawna gramatyczna forma to „Czcić kotlet swój i pieczeń swoją”. TAK, użyłam dopełniacza w miejscu biernika, aby zachować RYTM czwartego przykazania. To oczywiście słowa skierowane do osób, które czuły potrzebę zgłoszenia mi tego błędu. Dziękuję, popełniłam go świadomie!
** Żarcik, oczywiście. Bratysława ma ok. 434 tys. mieszkańców, w Czechach oficjalnie pracuje 214 tys. Słowaków (dane na listopad ’22; nie liczą tutaj zdaje się już czecho-słowackich emerytów i takich, którzy mają czeskie obywatelstwo… gdyby ich zliczyć, mogłoby się pewnie okazać, że w żarciku jest coś więcej niż ziarnko prawdy).
Dodalibyście coś? 🙂
PS Powyższe jest oczywiście tylko spóźnionym żarcikiem primaaprillisowym. Dla wszystkich niewtajemniczonych – Czechów uwielbiam, a wyrazem mej miłości jest oczywiście niniejszy blog. W inne dni znajdziecie na nim trochę bardziej poważne teksty.