Przewodniki po Czechach

Recencja „Czechy. To nevymyslíš”

Cześć! Dziś przychodzę do Was z recenzją i to recenzją nie byle czego. W najbliższych dniach w polskich księgarniach pojawi się najnowsza książka Aleksandra Kaczorowskiego pt. „Czechy. To nevymyslíš”, traktująca, jak po tytule można się domyślać, o Czechach. A ja, moi drodzy, miałam tę przyjemność przeczytania owej pozycji wcześniej i spieszę Wam dzisiaj opowiedzieć o wrażeniach z lektury.

Zacznijmy od tego, że książki o Czechach pokonuję dość regularnie. To znaczy – oczywiście nie przeczytałam wszystkich, pewnie nawet nie większości, które o Czechach opowiadają i wydane zostały w Polsce, niemniej od pewnego czasu czytanie lektur o naszych południowych sąsiadach sprawia mi dużą przyjemność i jest to jedno z moich ulubionych popołudniowych zajęć. Czytałam więc Szczygła, czytałam Surosza, czytałam Grušę czy Lubosa, czytałam też Majewskiego. Kiedy więc dostałam propozycję przeczytania nowego Kaczorowskiego, aż zamruczałam z zadowolenia.

Lepsze niż przewodnik

Kaczorowski swoją książkę napisał trochę tak, jak ja chciałabym kiedyś książkę o Czechach napisać. Mianowicie opisał naszych południowych sąsiadów – ich historię, niektóre zwyczaje, mentalność, i połączył sporo czysto informacyjnych danych i statystyk z własnymi obserwacjami, które zdobywał przez lata jeżdżenia do Czech i po Czechach. Taki wgląd w przemyślenia i perspektywę osoby, która zna nie tylko język, ale także realia życia, historię i literaturę innego kraju, jest nie do przecenienia. To też pozycja o wiele cenniejsza – w moim osobistym mniemaniu – niż klasyczny przewodnik. Klasyczne przewodniki mają to do siebie, że pisane są informacyjnie, nierzadko bez polotu, a przedstawiane dane, zamiast tworzyć opowieść, zmieniają się w wyliczankę nazwisk, stylów architektonicznych i dat. Przeciętny czytelnik, o ile nie jest szczególnie zapalonym znawcą, wiele z takiej lektury nie wyniesie, bo jest ona po prostu uciążliwa i nudna. Tutaj jednak sprawy mają się inaczej.

Czeskie fascynujące tematy

Książka Kaczorowskiego dzieli się na kilka rozdziałów. Znajdziemy tu wspomnienia autora, który opowiada o tym, jak Czechy poznawał, jego wskazówki, co i jak zwiedzać w Pradze, a także krótki opis ciekawszych miejsc z całej Republiki. Ważną częścią książki dla czytelników mniej obeznanych z tematami czeskimi mogą okazać się rozdziały poświęcone czeskiej historii – pozwalają one nabrać perspektywy i szacunku do narodu, który wiele w swej historii przeszedł, a także lepiej zrozumieć czeski charakter narodowy (zakładając, że narody mogą mieć charakter). To taki niezły skrót dla wszystkich tych, którzy w historię Czech do tej pory się zbyt nie wgłębiali i fajne przypomnienie dla pozostałych.

Kaczorowski porusza także kilka tematów, które w Polsce wydają się oczywiste, a wcale takimi nie są. Pojawia się więc słynny „czeski klid”, kwestia znajomości języka czeskiego przez Polaków i jego nauki, albo czeskiego ateizmu. Są też tematy mniej oczywiste – a dla mnie ciekawsze – na przykład rozdział o czeskiej szlachcie, relacji czesko-niemieckiej (oraz o tym, jak to się stało, że Czechy nie są dziś drugą Bawarią i w czym trochę ją jednak przypominają; ten wątek zresztą przewija się w całej książce) oraz czesko-słowackiej (tak! Wreszcie ktoś sformułował w tej kwestii moje własne myśli). Fascynująca jest także stawiana przez autora teza genezy powstania narodu czeskiego („Czeski naród stworzyli filologowie”) i łączenia go z miłością do literatury i języka.

Dla czechofilów i nie tylko

Czy książka ta będzie odpowiednia dla czechofilów?… Bez wątpienia. Myślę, że to książka odpowiednia zarówno dla osób, które swoją przygodę z Czechami dopiero rozpoczynają (bo przedstawia dużo dość znanych faktów), jak i dla tych trochę bardziej zaprawionych w bojach z Czechami (ci mogą zabawić się w konfrontowanie snutej opowieści z własnymi doświadczeniami). Ja sama dwa razy przyłapałam autora na twierdzeniu, które nie do końca zgadza się z moimi obserwacjami – na przykład, kiedy wspomina o tym, że regionem, w którym czeszczyzna mówiona najbliżej jest czeszczyźnie literackiej, są Morawy. Mieszkam w Brnie, stolicy Moraw, od kilku dobrych lat, otaczają mnie w dużej mierze Morawianie, i zaprawdę powiadam Wam – ich język zdecydowanie nie przypomina standardowego czeskiego. Dość boleśnie przekonałam się o tym, próbując kiedyś dogadać się z południowomorawskim hydraulikiem. Gdyby nie to, że przybył w duecie z panem z Ukrainy, który mówił czeszczyzną standardową, w ogóle byśmy się nie dogadali – a to mimo tego, że przecież na co dzień otoczona jestem morawską wersją czeskiego. Postanowiłam więc przeprowadzić małe dochodzenie wśród czeskich znajomych (tak się składa, że znajdują się wśród nich filolodzy). I co się okazało?…

Czeski potoczny, innymi słowy hovorová čeština, jest na tyle jednolita i zrozumiała wśród mieszkańców Czech właściwych, że język standardowy, literacki, używany jest właściwie tylko w sytuacjach formalnych. Używany na co dzień wręcz wzbudza rozbawienie i zdumienie. Tymczasem na Morawach sytuacja jest odmienna – dialekty lokalne są liczne i mocno się od siebie różnią. Na tyle mocno, że gdy lokalsi wyjeżdżają poza swój rodzinny regionik, automatycznie przełączają się na język bliższy standardowi – tylko po to, aby dogadać się z ludźmi spoza swojego małego heimatu. To oczywiście może sprawiać wrażenie, że morawski czeski jest bardziej standardowy, bo być może częściej go słychać w życiu codziennym – ale to jednak pewne złudzenie. Tutaj możecie o tym poczytać więcej.

Kilka kontrowersji na zakończenie

Inną zagwozdką z książki, która mnie zdumiała, była wzmianka o Czechach jako o kraju z jednym z najniższych przyrostów naturalnych. Wg statystyk Eurostatu z roku 2020 w Czechach przyrost naturalny wynosi 1,708 i jest to jeden z wyższych wyników w UE (dla porównania: Polska – 1,395, Francja – 1,825, Hiszpania – 1,186). Nie jestem do końca pewna, co autor miał na myśli; faktem jest, że w Czechach dzieci przybywa całkiem szybko (oczywiście stosunkowo na tle innych krajów UE). Na koniec nie mogę nie wspomnieć też o mocno kontrowersyjnej opinii autora na temat czeskich kolei (kiedy dany fragment przeczytałam Lubemu, z oburzenia niemal zawału dostał, LOL). Dość powiedzieć, że moje doświadczenia są zgoła inne od tych, które przytacza autor i jestem podróżną raczej zadowoloną z usług czeskich kolei państwowych.

Pomijając jednak te kilka bardziej kontrowersyjnych punktów, zdecydowanie książkę Czechy. To nevymyslíš polecam. Będzie to fascynująca lektura zarówno dla wszystkich czechofilów, jak i osób, które swoją przygodę z Czechami dopiero zaczynają.

M.

PS Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem Business Culture.

#współpraca #reklama