Czeska kultura, Czeskie społeczeństwo

Czesko-polski spór o Turów

Prolog

Uhelná to niewielka wioska na północy Czech, położona niedaleko Hrádka nad Nisou, właściwie tuż przy granicy z Polską. Jej nazwa może się kojarzyć z węglem, bo uhlí to po czesku właśnie węgiel, jej pochodzenie jest jednak trochę inne, niż mogłoby się wydawać. Wioska powstała na początku XVIII w. dla osadników, którzy zajmowali się wypalaniem węgla drzewnego w pobliskich Václavicach. To miejsce wybrali, paradoksalnie, właśnie dlatego, że był tu dostatek wody. Dzisiaj jej mieszkańcy to właśnie braku wody boją się najbardziej. Z uwagą obserwują zachodzące zmiany, popękane ściany, osiadające budynki; niektórzy zaczęli zmniejszać swoje stada zwierząt albo zmieniają ich miejsce pobytu, bo boją się, że wody nie starczy dla nich samych. Wielu tu zresztą ludzi z innych części Czech, którzy to miejsce pośrodku niczego wybrali, aby uciec od cywilizacji. Ta jednak do nich wróciła i już niemal puka do ich drzwi.

Kopalnia węgla brunatnego Turów

Mowa o kopalni węgla brunatnego w Turowie, która znajduje się dosłownie za miedzą, czyli – już w Polsce. Kopalnia Turów jest własnością Polskiej Grupy Energetycznej; położona jest w obrębie Obniżenia Żytawskiego. To kopalnia odkrywkowa, czyli taka, która – z grubsza mówiąc – polega na odkrywaniu warstw gleby i wydobywaniu z niej surowca. Tutaj węgiel wydobywa się od początku XX w. – wcześniej robili to Niemcy, po wojnie wydobycie przejęli Polacy. Dziś kopalnia Turów zasila węglem pobliską Elektrownię Turów, która wg informacji PGE, w szczytowych momentach odpowiada za produkcję 7% mocy w całym systemie energetycznym Polski. Jest to więc bardzo ważny węzeł energetyczny dla całego kraju, którego potencjalne wyłączenie mogłoby zagrozić bezpieczeństwu energetycznemu Polski.

Dodatkowo w II kwartale 2021 r. otwarto* tutaj nowoczesny blok węglowy, który produkuje energię z węgla w sposób relatywnie „ekologiczny” – to nie znaczy, że jest ekologiczny, to znaczy, że przy spalaniu węgla wydziela mniej szkodliwych substancji niż inne bloki węglowe w polskich kopalniach. Turów to także miejsca pracy – mówi się, że w regionie kopalnia i elektrownia daje pracę ponad 5 tysiącom osób.

Spór o procedury i wodę

Warto przypomnieć, że surowce znajdujące się w ziemi w Polsce są własnością Skarbu Państwa. Licencję na ich wydobycie, po spełnieniu odpowiednich warunków, nadaje Państwo Polskie. I to właśnie o licencję na wydobycie węgla brunatnego dla PGE toczy się spór. Licencja PGE na wydobycie węgla brunatnego w Turowie kończyła się 30 kwietnia 2020 roku. W marcu 2020 roku Minister Klimatu, Michał Kurtyka, przedłużył ją o sześć lat. Stało się tak mimo protestów organizacji pozarządowych, samorządów, mieszkańców Czech i Niemiec oraz Republiki Czeskiej.

Niejako w odpowiedzi 30 września 2020 r. Czesi złożyli skargę do Komisji Europejskiej, co jest pierwszym krokiem do wniesienia sprawy do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Przypomnijmy: TSUE to organ Unii Europejskiej, którego celem jest zapewnienie jednolitej wykładni prawa UE we wszystkich krajach członkowskich oraz jego przestrzegania przez kraje i instytucje UE. Innymi słowy – to właśnie miejsce, w którym poszczególne kraje mogą zaskarżać działania innego kraju członkowskiego, jeśli wg niego ten nie przestrzega prawa UE. Aby to zrobić, najpierw jednak należy złożyć skargę do Komisji Europejskiej – ta ma trzy miesiące na wydanie opinii. Po tym czasie  lub po wydaniu wspomnianej opinii kraj skarżący może wnosić pozew do TSUE.

TSUE o kopalni

17 grudnia tego samego roku Komisja Europejska przyjęła opinię, w której uznała za zasadne niektóre z kwestii podniesionych przez Czechów, dając im zielone światło do złożenia skargi. Nastąpiła seria mediacji pomiędzy stronami polską i czeską, nie osiągnięto jednak konsensusu.

26 lutego 2021 r. Czesi faktycznie wnieśli skargę do TSUE, wnioskując jednocześnie o wstrzymanie wydobycia węgla w Turowie do czasu wydania decyzji przez Trybunał. 21 maja 2021 r. TSUE przychyliło się do wniosku Czechów i wezwała Polskę do natychmiastowego przerwania pracy kopalni. Od tego momentu wydobycie, które prowadzono od 1 maja 2020 roku, uznaje się za nielegalne. Zarzuty, które Komisja i TSUE uznały za zasadne, a które przedstawiła Republika Czeska, dotyczyły przede wszystkim naruszeń proceduralnych, takich jak zatajenie informacji dotyczących przedłużenia licencji na działalność kopalni oraz ewentualnych skutków planowanego rozszerzenia powierzchni odkrywki.

Tymczasem rząd polski, rękoma Ministra Klimatu i Środowiska, i mimo toczącego się postępowania przeciw Polsce w TSUE właśnie z powodu przedłużenia działania kopalni, dnia 28 kwietnia 2021 r. przedłużył licencję na wydobycie węgla w Turowie do 2044 r. Polski rząd nie zastosował się do wezwania do wstrzymania wydobycia – ponieważ to oznaczałoby praktyczne wyłączenie działania Elektrowni Turów i mogło stanowić zagrożenie dla stabilności energetycznej kraju. W efekcie Czesi w połowie czerwca 2021 zwrócili się do TSUE o nałożenie na Polskę kary – w wysokości 5 mln euro za każdy dzień nieprzerwanego wydobycia. We wrześniu 2021 r. TSUE karę rzeczywiście na Polskę nałożyła, ale o wiele mniejszą – w wysokości 0,5 mln euro dziennie.

Co mówią Czesi

W Czechach sprawa Turowa pojawia się w mediach, nie jest jednak tematem numer jeden. Czeska skarga do Komisji, a później do TSUE, spowodowana jest przede wszystkim obawami o zniszczenie środowiska i pozbawienie ludzi zasobów wodnych. Świadomość społeczna pogłębiła się znacznie w ostatnich latach – pomiędzy 2014 a 2020 r. Czechy przeżyły niespotykaną suszę. Już teraz czeskie urzędy potwierdzają, że obniża się poziom wód gruntowych w regionach, na które wpływ może mieć i ma wpływ kopalnia w Turowie. Główne obawy dotyczą braku wody, hałasu i zapylenia powstałego na skutek zwiększenia odkrywki w stronę czesko-polskiej granicy. Czeskie źródła podają, że poziom wód gruntowych w okolicy Turowa od połowy lat 80 opadł o 60 metrów; w kolektorach, w których pobiera się wodę m.in. dla Hrádku nad Nisou, woda od roku 2015 opadła o jeden metr. To logiczne – odkrywka jest dołem, który w najgłębszym momencie osiąga 300 metrów. Nic dziwnego, że woda do niego spływa – tak właśnie dzieje się przy kopalniach odkrywkowych.

Żądania strony czeskiej

Liberecký Kraj, czyli województwo libereckie, chce, aby warunkiem dalszego działania kopalni było zapewnienie ludności zastępczych źródeł wody pitnej, postawienie ochronnego ekranu oraz coroczne kontrole wpływu wydobycia na stan regionu. Wojewoda liberecki twierdzi: „Ja rozumiem wściekłość górników z kopalni Turów, którzy czują się oszukani, ale muszę powiedzieć, że to nie ja ich oszukałem. Jeśli ktoś ich oszukał, były to osoby odpowiedzialne za proces zatwierdzana na polskiej stronie, które twierdziły, że wszystkie pozwolenia zostały uzyskane legalnie i że Polska wszystko zrobiła zgodnie z europejskim prawem. Środek zastosowany przez sąd pokazuje, że było inaczej”. W innym wywiadzie podkreśla jednak, że Czechom zależy na porozumieniu z Polakami: „umowa międzynarodowa jest lepsza niż niepewny wynik sporów sądowych. Potrzebuje jej cały region po czeskiej i polskiej stronie, a ja nie chcę grać va banque o to, jaka będzie dalsza decyzja TSUE”.

Dwa żądania, które Czesi wysuwają, są następujące: Polska musi jeszcze raz zawnioskować, tym razem poprawnie i zgodnie z europejskim prawem, o przedłużenie licencji na wydobycie węgla. Czesi twierdzą, a Komisja Europejska się z nimi zgodziła, że Polska niewłaściwie ocenia wpływ kopalni i nie bierze dostatecznie pod uwagę sąsiadujących krajów. Drugim żądaniem jest zbudowanie podziemnego ekranu w pobliżu kopalni, który miałby zatrzymać odpływ wody z czeskich regionów, oraz udowodnienie jego działania, a także (wg innych źródeł) wału ziemnego. Polacy twierdzą, że takie rozwiązanie pomoże – Czesi nie są tego pewni. Czesi chcą również zwrotu wydatków związanych z budową nowych i wzmocnieniem starych źródeł wody pitnej (ok. 40-50 mln euro).

Czeskie obawy

Czesi nie są także przekonani, że polskie przepisy są zgodne z prawem europejskim – szczególnie te, które umożliwiają dokonania jednorazowej decyzji przedłużenia licencji na wydobycie bez decyzji środowiskowych (i chyba nie były to podejrzenia bezzasadne, bo te przepisy zmieniły się w Polsce w czerwcu tego roku). Dodatkowe obawy budzi nierespektowanie wezwania TSUE – Czesi boją się, że Polska nie dotrzyma jakichkolwiek podpisanych z nimi umów międzynarodowych. Narzeka się również na przewidziany krótki okres na konsultacje i niechęć do wysłuchiwania czeskich propozycji.

Niektóre komentarze uderzają także w bardziej niedowierzające tony: dziennikarze i komentatorzy nie kryli zdumienia, że Polacy mogli zignorować unijne prawo, gdy spostrzegli, że nie zdążą przygotować wszystkich koniecznych formalności do uzyskania nowej koncesji i wydać sobie po prostu zastępczą licencję sześcioletnią. Podnoszą się też głosy, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zakończenie działania kopalni do 2026 roku i skorzystanie z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, przy jednoczesnym utworzeniu nowych miejsc pracy związanych z OZE i potencjalną elektrownią wodną (która teoretycznie mogłaby powstać w zalanej wodą odkrywce). Niektórzy twierdzą również, że do wniesienia skargi do TSUE doprowadziła opieszałość i ignorancja polskich władz, które nie chciały rozmawiać, gdy był na to jeszcze czas.

Co mówią Polacy

Tu należy rozróżnić kilka stron, z których każda kieruje się trochę innymi celami: PGE, czyli Polska Grupa Energetyczna; rząd, który – zdaje się – podziela opinie polskiego koncernu; lokalna społeczność oraz organizacje pozarządowe. Stron sporu, jak widać, jest wiele. Turów, według różnych źródeł (oraz okresu) zaspokaja od 5% do 7% zapotrzebowania energetycznego Polski. To ważny element systemu energetycznego kraju, którego wyłączenie bezsprzecznie spowodowałoby najprawdopodobniej spore problemy i jako takie jest dla Polski niewykonalne.

PGE przede wszystkim podkreśla, że przerwanie wydobycia w Turowie spowodowałoby wyłączenie pracy pobliskiej elektrowni. Tam, w maju 2021 roku otwarto nowy blok, rzekomo najbardziej ekologiczny blog węglowy w Polsce. Gdyby zaprzestano wydobycia w Turowie, a tym samym wyłączono pobliską elektrownię, spory niedostatek energii w polskim systemie energetycznym zapełnić musiałyby najprawdopodobniej inne – mniej ekologiczne – elektrownie, np. ta w Bełchatowie, emitując jeszcze więcej CO2. Spółka argumentuje także, że sama zaproponowała budowę ekranu, mającego chronić czeskie zasoby wody. Inwestycja została ujęta w ocenie środowiskowej, którą spółka realizuje. Ekran według planów ma mieć ok. 1100 m długości, 1 m szerokości, a jego głębokość ma wynieść od 65 m do 117 m.

Jak Czesi odbierają polskie argumenty

Ocena sytuacji polskiego rządu jest dość szeroko komentowana w polskiej telewizji państwowej i każdy może się z nią zapoznać. Przytaczam więc tylko takie polskie komentarze, które cytowano w czeskich mediach. Przykładowo wypowiedź pana Sebastiana Kalety, wiceministra sprawiedliwości, który mówił o tym, że Niemcy mogą otwierać nowe kopalnie węgla, ale Polska ma swoją z dnia na dzień zamknąć, bo tak chce TSUE i że można z tego wywnioskować, że celem jest pozbawienie Polski możliwości decydowania o tym, co się w Polsce dzieje. Cytowano także premiera Morawieckiego, który powtarzał argumenty PGE; zwracano także uwagę na to, że spółka wykupiła bilbordy i rozpoczęła kampanię informacyjną w Czechach (z hasłami typu: „dlaczego chcesz pozbawić utrzymania moją rodzinę?” i zdjęciami dzieci).

W lokalnej społeczności oraz TVP pojawiają się czasem argumenty, jakoby Czesi chcieli Turów zamknąć, aby polska elektrownia węgiel musiała sobie kupić z innych kopalni, czeskich lub niemieckich. Argument jest ten o tyle nietrafiony, że węgla brunatnego nie przewozi się inaczej niż na taśmach transportowych. Takie taśmy prowadzą z kopalni do elektrowni. Nie ma więc możliwości, aby inny – obcy – węgiel przyjechał do elektrowni w Turowie. Nie ma taśm, które mogłyby go przetransportować, a wynika to także z charakteru samego węgla, który nie pozwala na inny rodzaj transportu.

Co mówią organizacje pozarządowe i ekologiczne

Szerszym kontekstem sporu o Turów jest zmiana klimatyczna i związane z nią cele klimatyczne wyznaczone przez UE. Oczywistym jest, że Polska z węgla zrezygnować ot tak nie może. Węgiel nadal stanowi większość miksu energetycznego w naszym kraju (węgiel kamienny i brunatny po raz pierwszy w 2020 r. nie przekroczyły bariery 70%, niemniej nadal stanowią ponad 63% źródeł energetycznych). Organizacje pozarządowe wskazują, że w wyniku polityki energetycznej UE energia z węgla staje się bardzo droga (szczególnie w kontekście cen uprawnień do emisji CO2), a także, że stoimy przed historyczną szansą wykorzystania sytuacji politycznej, za którą idą środki na inwestycje w energię ze źródeł innych niż węgiel. Podkreślają także, że wydobycie węgla do 2044 r. jest nierealne przede wszystkim ze względu na rosnące koszty i że warto szukać trwałego rozwiązania, najlepiej takiego, które zakładałoby zakończenie wydobycia w ciągu 7-10 lat i wykorzystanie programów unijnych do transformacji energetycznej regionu.

Epilog

Serial pt. „Spór o Turów” wydaje się nie mieć końca. Na końcu września media w obu krajach podały, że rządy już niemal się dogadały co do treści umowy – ale nie mogły dojść do porozumienia co do długości jej obowiązywania. W międzyczasie w Czechach odbyły się wybory do parlamentu i najprawdopodobniej powstanie nowy rząd z nowym premierem; tymczasem na Polskę, jak pewnie wiecie, TSUE nałożyło kolejną karę w kontekście sporu o niezależność systemu sądowniczego. Co będzie dalej?… Na razie nie wiadomo. Wiadomo natomiast tyle, że kara 0,5 mln euro dziennie nie jest wystarczającą pogróżką, aby Warszawa łatwo ustąpiła – jak podaje portal kurzy.cz, elektrownia w Turowie, przy nieustannie podwyższanych cenach prądu, zarabia dziennie około 1,39 mln euro. Tymczasem media donoszą, że rozprawa w sprawie Turowa w TSUE rozpocznie się 9 listopada. Możemy więc być pewni, że o kopalni będzie jeszcze głośno.

PS Przy tworzeniu tego materiału korzystałam ze stron zarówno polskich, jak i czeskich. Nie jestem jednak ekspertką od energetyki, ani tym bardziej od węgla. W razie wątpliwości, piszcie – mam listę wszystkich artykułów, przez które się przekopałam, aby napisać powyższe, mogę Was więc odesłać do źródła. Starałam się też w miarę możliwości nie dodawać własnej opinii – tę wyrobić sobie może każdy sam.