Och, ale się cieszyłam na napisanie tego posta. Jeśli czytacie te słowa, to najprawdopodobniej oznacza, że zrealizowałam jedno z moich wielkich marzeń. Jak to jest? Powiem Wam: ta myśl podszyta jest dumą, pewnością siebie, trochę niepewnością, ale przede wszystkim wielką radochą. Ma posmak śmietankowych lodów, Ptasiego Mleczka i pierwszego dnia wakacji zarazem. W głowie kotłuje mi się tysiąc myśli i naprawdę nie wiem, jak je wszystkie poukładać, aby w miarę składnie opowiedzieć Wam, jak o to marzenie walczyłam i jak w końcu mi się udało – napisałam i wydałam Przewodnik po Czechach. Emigracja!. Sama. Samiuteńka!
Co dwie Marty, to nie jedna
To znaczy, it takes a village, jak mówią. W sensie, że aby czegoś dokonać, potrzebujesz wsparcia wielu osób. I ja je miałam. Od dawna. Niemniej pomysł był mój, inspiracja była moja i wykonanie w dużej mierze także. Chociaż koniecznie trzeba dodać, że do e-booka Przewodnik po Czechach swoje trzy grosze dodała jeszcze jedna Marta i o niej też zaraz Wam opowiem. To w ogóle jest historia o upartej Marcie, a może dwóch, i o tym, jak mimo wszystko dążyć do celu. Zacznijmy może od początku.
Od dziecka uwielbiałam pisać. Pierwszą powieść (którą, notabene, piszę sobie po dziś dzień) zaczęłam tworzyć w wieku 11 lat. Większość moich wakacji, oprócz biegania po dworze, spędzałam, skrobiąc w kolejnych zeszytach, wymyślając historie i postacie. Nie byłam w tym sama, bo u nas to rodzinne. Nie mniej to marzenie, aby napisać coś swojego, dorastało ze mną właściwie od małego. Zaczęłam jednak studia filologiczne, a potem pracę w korporacji w branży IT, która z moim pisarskim zamiłowaniem miała tyle wspólnego, że mogłam pisać maile. Do klientów. W międzyczasie uczyłam się SAP-a, uprawnień i Excela (którego pokochałam żarliwą miłością) i nie zapowiadało się, abym kiedyś pisarką została. Potem moje życie osobiste zaprowadziło mnie do Czech – raz, a potem drugi. Wiele się działo – wyprowadzka, nowa praca, przebranżowienie, założenie własnej firmy, zdobywanie klientów, balansowanie pomiędzy światem informatyki, a tłumaczeniem, wreszcie decyzja o porzuceniu SAP-a na rzecz tłumaczenia oraz bloga. A potem pojawił się pomysł na Przewodnik po Czechach.
Przewodniki po Czechach
Przewodników o Czechach na polskim rynku jest sporo. Wystarczy przejść się do pierwszej lepszej księgarni i przekonać się na własne oczy. Wiele z nich jest niezłych – nie mówię, że nie; sama kilka posiadam i korzystam – ale większość z nich jest bardzo do siebie podobna. To klasyczne przewodniki – rozdziały podzielone na regiony, krótkie i zwięzłe opisy historii, architektury i trochę praktycznych wskazówek na zwiedzanie. O ile nie jesteście nieźli z historii/historii sztuki, czytane opisy prawdopodobnie zbyt wiele Wam nie powiedzą. A już na pewno nic nie powiedzą osobom, które chcą Czechy, tak jak ja, wybrać na nowe miejsce do życia i chcą czegokolwiek dowiedzieć się o życiu zwykłych ludzi.
Czego potrzebuje emigrant
Czego chce się dowiedzieć człowiek, który chce emigrować z kraju i szuka swojego miejsca na Ziemi? Przede wszystkim chce zdobyć informacje o mieszkaniu i pracy. To dwa tematy, o które pyta każdy przyszły emigrant. W czym najlepiej szukać pracy? Ile płacą? Czy ja z tego wyżyję? Gdzie będę mieszkać?… Po tych podstawowych pytaniach przychodzą kolejne – jaki bank i telefon wybrać, jakie formalności muszę spełnić, czy muszę mówić po czesku, czy moje dzieci mogą iść do czeskiej szkoły?… Wiem, bo sama przez to przeszłam. Tylko że ja miałam to zadanie ułatwione – nasz świat na początku ogarniał głównie mój Luby, który jest rodowitym Czechem.
Emigracja to trening wielu umiejętności. Maraton. Dla mnie to przede wszystkim ćwiczenie z logicznego myślenia (aby podołać różnym urzędowym meandrom), planowania, wyznaczania celów i dążenia do ich realizacji. Początkowy stres i zagubienie powoli zajmuje przeświadczenie, że czegokolwiek się nie podejmę, w końcu znajdę rozwiązanie. Będąc z natury społeczniczką, postanowiłam więc podzielić się zdobytą wiedzą, doświadczeniem i obserwacjami czeskiego życia, aby ułatwić ten start innym.
Przewodnik po Czechach… czy po Polsce?
Do tego wszystkiego Czechy tak naprawdę sporo nauczyły mnie o Polsce. Sytuacja nierzadko wymuszała na mnie refleksję – dlaczego w Czechach aborcja nie jest tematem, który rozgrzewa do czerwoności społeczeństwo? Co w Czechach jest lepsze, a co gorsze w porównaniu z Polską? Czym różnią się ludzie? Co w nich lubię, a co mnie denerwuje i dlaczego? Czy Czesi faktycznie mogą palić marihuanę bez ograniczeń? Dlaczego czeski premier nie lubi polskiej kiełbasy? Albo czemu czeskie radia są „cichsze”?… Co Czesi właściwie sobie o Polsce myślą i dlaczego nic?
Listę tematów, które chciałam w Przewodniku po Czechach poruszyć, zaczęłam spisywać prawie rok temu. Potem zaczęłam pisać – powoli, trochę nie wiedząc, jak połączyć różne punkty, które chciałam poruszyć, spędzając wiele, wiele godzin na poszukiwaniu informacji. Gdzieś w marcu poprosiłam o pomoc w stworzeniu okładki Małgosię Baron, która jest także autorką logo mojego bloga. Wkrótce po jej otrzymaniu podzieliłam się z Wami informacją o moich planach. Daliście mi wiele słów wsparcia i niezłego kopa do działania.
Początkowo premiera miała się odbyć na kilka dni przed wyborami prezydenckimi w Polsce – jakoś tak wewnętrznie czułam, że wygra je #prezesijegoświta, a tak się składa, że po oryginalnych wyczynach naszego rządu słupki popularności mojego bloga zazwyczaj skaczą kilkakrotnie. Ludzie myślą o emigracji i szukają informacji o życiu w Czechach, i nie inaczej było tym razem. Tylko że ja nie zdążyłam. W międzyczasie wydarzyło się tylko i aż tyle – życie.
Plany, plany, plany…a życie swoje
Trochę się tym podłamałam. Tematy się mnożyły, a czas kurczył. Zadanie, które początkowo wydawało się proste („Napiszę e-booka! Bułka z masłem, za dwa miesiące ruszam ze sprzedażą!”), zaczęło mnie przerastać. Tymczasem pewnego pięknego wiosennego dnia w skrzynce znalazłam wiadomość od Marty Czapli. Martę znałam z wywiadów, których udzielała kiedyś w TV lub innych mediach, kojarzyłam także jej facebookową grupę Biznes w Czechach oraz działalność biznesową. Marta mieszka w Ostrawie i zajmuje się pomaganiem polskim przedsiębiorcom w przenoszeniu się na czeski rynek. Napisała, że podoba jej się mój styl opowiadania o życiu w Czechach, że przeczytała, że tworzę e-booka i widzi pole do współpracy. Kilka tygodni później dogadałyśmy się, że napisze coś, co do e-booka dodamy.
Siedziałam więc i skrobałam, a że moja praca zarobkowa (jestem tłumaczką) również polega na siedzeniu i pisaniu, siedziałam naprawdę długo i naprawdę często, aby tekst w końcu skończyć. Kiedy to nastąpiło, byłam wyczerpana i miałam nadzieję, że to już koniec. Nie mogłam się bardziej pomylić! 😉 Wiedziałam, że tekst musi przeczytać i sprawdzić ktoś, kto się na tym zna i popoprawia moje/nasze byki, zwłaszcza, że na co dzień pracuję ze słowem i zdaję sobie sprawę, że korekta i redakcja są bardzo ważne. W międzyczasie udało mi się znaleźć świetną redaktorkę (pozdrawiam p. Magdalenę z Obłędnie bezbłędnie), która cierpliwie sprawdzała kolejne partie tekstu, najpierw moje, potem drugiej Marty. I kiedy w końcu tekst był sprawdzony, odkryłam, że istnieje jeszcze coś takiego, jak skład i łamanie tekstu, i że w żadnym przypadku nie polega to na prostym przerobieniu Worda na PDF-a.
Początkowo próbowałam szukać kogoś, kto by mi ten skład i łamanie zrobił – ale po kilku nieudanych próbach zrezygnowałam. Raz, że jakoś z nikim nie złapałam flow, dwa, że nikt nie chciał mi za bardzo pokazać, jak taka współpraca miałaby wyglądać. Postanowiłam więc (o słodka naiwności), że poradzę sobie sama. Jakiś czas szukałam informacji, jak się właściwie do tego zabrać, a potem ktoś mi w końcu podpowiedział, abym zaznajomiła się z InDesignem. I to był strzał w dziesiątkę. Albo piątkę, albo niżej, zresztą sami się przekonacie za chwilę. Możecie sobie więc wyobrazić, że kolejny miesiąc spędziłam, ucząc się nowego programu i próbując złożyć tekst, wrzucając w to także zdjęcia.
Po kolejnych korektach i wielu, wielu godzinach spędzonych na przerabianiu tekstu i składu Przewodnik po Czechach. Emigracja! był w końcu gotowy. Gotowy!… Świętowałam. A potem uświadomiłam sobie, że czeka mnie jeszcze postawienie sklepu internetowego. Jeśli człowiek nie wie, że coś nie jest za bardzo możliwe, to przypadkiem może mu się to udać. Mniej więcej tak właśnie opisałabym proces stawiania przeze mnie sklepu na blogu.
Dla kogo Przewodnik po Czechach
No i oto jestem w tym właśnie miejscu, gotowa, aby Wam powiedzieć: Przewodnik po Czechach. Emigracja! jest skończony, świeżutki i gotowy do sprzedaży! Znajdziecie w nim krótką (bo to temat-rzeka), ale jednocześnie wyczerpującą (ponad 90 stron) instrukcję, jak zabrać się do emigracji do Czech. Myślę, że da Wam także pojęcie, czy to jest kraj, w którym będziecie mogli poczuć się jak w domu. Dla tych, którzy niekoniecznie na poważnie o wyprowadzce myślą – to dobre źródło informacji, aby wyobrazić sobie, co z emigracją się wiąże, a także, czy Czechy to naprawdę tak wspaniały kraj, jak niektórzy twierdzą. A dla regularnych polskich czechofili, którzy Czechy odwiedzają i kochają – źródło informacji o życiu i społeczeństwie w Republice Czeskiej i porównań z polską rzeczywistością. Mam wielką nadzieję, że się Wam spodoba – zapraszam do sklepu!
Buziaki,
M.
PS No i zapomniałam niemal o najważniejszym – chciałam bardzo, ale to bardzo podziękować wszystkim tym, którzy wyciągnęli pomocną dłoń lub wsparli mnie słowem, gdy traciłam z oczu obrany cel. Za każdym razem, kiedy nie wiedziałam, jak ugryźć temat podatków, rozliczeń, płatności, faktur, bramek płatności, wordpressa, woocommerca, redakcji, składu – wokoło znajdowały się dobre dusze, które spieszyły z pomocą. Serio, wystarczyło tylko poprosić. Dziewczyny, jesteście świetne – a piszę dziewczyny, bo zazwyczaj pytałam na dziewczyńskich grupach – u Oli Gościniak, Oli Budzyńskiej, Marty Krasnodębskiej i zawsze znalazł się ktoś, kto mi pomógł. To zazwyczaj nie były gotowe rozwiązania, ale czasem wystarczyło mi, aby ktoś podsunął mi kierunek, a ja już wiedziałam. To było niesamowite. W dziewczynach siła! <3
PS 2 Na sam koniec chciałabym także podziękować Lubemu – za to, że wytrzymał niemal rok klepania w klawiaturę nad uchem. Wiem, że tego nie cierpisz i dziękuję, że nie marudziłeś AŻ TAK <3.