Nadeszła kolejna sobota. Mogłabym przysiąc, że dni tygodnia zmieniają się z każdym mrugnięciem oka. Życie pełne jest pracy, zadań, biegania, a upływający czas dostrzegam, bo słońce wędruje przez nieboskłon, raz za razem, a pomidory na moim parapecie rosną coraz wyżej, co najmniej tak, jakby chciały go dosięgnąć. Dzisiaj więc opowiem Wam trochę, co robię, aby oderwać się od tego wszystkiego, zapomnieć o tym, co wyczynia się w domu, wytchnąć, zanurzyć się w zieloności i zapomnieć o Bożym świecie. Dziś opowiem o trzech świetnych miejscówkach, niedaleko od mojej tymczasowej przystani, czyli Brna, dokąd udajemy się czasem, aby zaczerpnąć majowej zieloności. Tak więc: świetne wycieczki koło Brna, część 2 – zaczynamy! (część 1 powstała jakiś czas temu)
Wycieczki koło Brna: a może tak ruiny zamku?
Pierwsze miejsce związane jest z winem, a jakże – znajduje się właściwie w samym środku krainy winorodnej, czyli Południowych Moraw. To zamek Děvičky, dawniej zwany też Maidenburg, a raczej jego ruiny, które górują nad krainą (wzgórze, na którym się znajduje, przewyższa tylko najwyższy szczyt palawskich wierchów: Děvín). Nazwa zamku wiąże się z legendą – a właściwie z trzema różnymi legendami; miejscowi dziś nie umieją już dziś powiedzieć, która z nich jest prawdziwa, wszystkie opowieści łączą natomiast trzy elementy: wino, trzy nieszczęsne panny zamienione w skały i fakt, że próbowały z zamku uciec. Podobno nawet dziś, gdy przybliżyć się do rzeczonych skał i posłuchać, można usłyszeć ich skargi i narzekania na marny los.
Ruiny są dostępne do zwiedzania, trzeba się tylko wspiąć na szczyt. Ten kilkunastominutowy spacer pod górę zdecydowanie wart jest wysiłku, ponieważ widok, który roztacza się ze szczytu, robi wrażenie. Zobaczycie właściwie jak na dłoni południowo-morawskie winnice, palawskie wierchy, zalew Věstonická nádrž, a przy dobrej pogodzie majaczące w oddali pasma górskie. Stamtąd już nie tak daleko – ani do Białych Karpat, ani do Alp. Droga z Brna zajmuje mniej niż godzinkę, a zwiedzenie zamku można połączyć z wizytą jakiejś miłej winnicy lub spacerem wzdłuż zalewu, ewentualnie można skoczyć na obiad do któregoś z pobliskich miasteczek albo Mikulova.
A może na wycieczkę wolicie nad rzekę?
Drugim uroczym miejscem, które mnie w ostatnich tygodniach zachwyciło, była dolina rzeki Dyji. Dyja płynie bardzo urokliwym terenem na austriacko-czesko-słowackim pograniczu, gdzie utworzono park narodowy Podyjí, wśród mniejszych i większych wierchów, w przepięknej zielonej krainie.
Ten teren jest ciekawy nie tylko ze względu na piękne ukształtowanie przyrody, ale również z powodu historii z wielkiej litery, która ten region bardzo poznaczyła. Właśnie tędy przebiegała część Żelaznej Kurtyny. Jej elementy do dziś straszą i działają na wyobraźnię, a człowiek niemal nie może uwierzyć, że od jej upadku mija ledwie trzydzieści lat. Wycieczkę warto rozpocząć w miasteczku Vranov nad Dyjí z malowniczym zamkiem położonym na skale.
Następnie można wyruszyć szlakiem wzdłuż rzeki (pieszo lub rowerem; a w sezonie pewnie także kajakiem), wśród przepięknych okoliczności przyrody (przygotujcie się na spacer wzdłuż rzeki, lasem, a potem także po skałkach) aż do wsi Čížov. Stąd niedaleko na zamek Hardegg, który znajduje się już w Austrii.
Perełka dla ciekawskich
Trzecim niezwykłym, a odkrytym trochę przez przypadek, miejscem jest klasztor Porta Coeli we wsi Předklášteří. Porta Coeli to łacińska nazwa, która znaczy nie mniej, ni więcej Brama Niebios.
To stary klasztor założony w XIII wieku z ogromną posiadłością i zabudowaniami, które świadczą o dawnej świetności, a dziś w większości stoją nieużywane, zapomniane niemal tak, jak cztery zakonnice mieszkające w klasztorze. To nie jest miejsce dla typowego turysty; raczej nie zachwycą Was wspaniale utrzymane ogrody ani potęga budowli; to raczej miejsce dla osób szukających odrobiny magii w tych najzwyklejszych miejscach. Stare, ceglane budynki, poznaczone czasem i przypominające o tym, co było; aleja starych lip, która na początku maja zachwyca odrodzeniem i zielenią.
Coś z tego lipowego odrodzenia stało się i tutaj, ponieważ garstka zapaleńców nie tak dawno temu odnowiła część zabudowań i postawiła tutaj klasztorny… browar. Dziś można przyjechać tu na rowerze lub przywędrować na piechotę, a na koniec wycieczki zanurzyć usta w złocistym trunku. Może więc nazwa – Porta Coeli – faktycznie o czymś świadczy, bo jakaś łaska na to miejsce znowu spłynęła i zaczyna się ono odradzać.
Mikrowycieczki, mikroturystyka i mikrozachwyty
To wszystkie miejsca na dziś, ale pewnie niedługo pojawi się kolejny post z serii, bo ostatnimi czasy mikrowycieczki i mikroturystyka bardzo nas bawią i staramy się odkrywać co rusz nowe okołobrneńskie skarby. Co ciekawe – do tej pory, jak Brno, to zawsze słyszałam tylko: „Południowe Morawy, Południowe Morawy, Południowe Morawy”. Dopiero niedawno zaczęliśmy trochę eksplorować też północne i zachodnie regiony od Brna, a ja – jestem po prostu zachwycona. Południowe Morawy są niezwykłe, nie zrozumcie mnie źle, ale północ jest po prostu inna, zieleńsza, chłodniejsza, wilgotniejsza, pełna życia.
I o ile na południu można napić się wina, a latem poczuć oddech Sahary wiszący w powietrzu, o tyle północ przypomina, że z Brna to wcale nie jest daleko w góry, a miasto jest bramą w dwie strony: na południe otwiera się nizina pełna słodkich winogron [a dalej Alp], a na północ na odkrycie czeka kraina pełna wzgórz, pagórków, zieleni i skarbów.
To jak, ruszacie ze mną na wyprawę?…
M.