Było o kempingach i spaniu pod namiotem, nadeszła więc pora na ABC roadtripu, czyli jak jechać i nie zwariować. Dlaczego nie zwariować? Cóż, dla wielu ludzi może się okazać, że roadtrip to wcale nie jest taka fajna sprawa. Ciągła jazda, ciągłe pakowanie, wieczne niedosypianie czy jedzenie w drodze, zmęczenie zmieniającym się krajobrazem, bolące plecy od fotela samochodowego, rosnąca sterta brudnych ubrań, które nie bardzo jest gdzie i kiedy wyprać, podświadomy lęk, że coś się stanie z autem, że jakiś tir albo na dobrą sprawę nawet rowerzysta postanowi bliżej zapoznać się z twoją karoserią… tak, roadtrip to zdecydowanie nie jest kąsek dla osób lubiących komfort.
ABC roadtripu
Człowiek musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czego chce. Tak, to bardzo ogólna prawda, aktualna zawsze, ale szczególnie aktualna, kiedy stajemy w obliczu pytania, gdzie w tym roku jedziemy na wakacje. Przyznaję, że zdarzało mi się jechać na urlop, nie odpowiedziawszy na nie i wówczas taki wyjazd zazwyczaj dużo bardziej dawał mi w kość. Ciężko czasem jest zmusić się do ruszenia tyłka i docenienia tego, co inni dla nas przygotowali. Dlatego…
Pomysł
…pierwsza myśl to zdecydowanie: planuj i wymyślaj. Nie trzeba tego robić samej[emu], ale warto brać w tym aktywny udział. Po pierwsze dlatego, że to zmusza do odpowiedzi na ww. ważne pytanie, po drugie dzięki temu faktycznie możemy sprawić, by urlop spędzić tak, jak my chcemy i nie odczuwać frustracji przy zwiedzaniu dziesiątego kościoła, który wygląda jak dziewięć poprzednich, a po trzecie: jest szansa, że coś fajnego faktycznie zobaczymy. Nawet jeśli coś nam się nie spodoba, pluć w brodę będziemy sobie samym. Współtowarzyszom zostanie oszczędzone towarzystwo zgreda miesiąca.
Sprzęt
Po drugie, trzeba się zaprzyjaźnić z własnym autem. No nie ma bata, nie można wyjechać na dwa, trzy czy cztery tygodnie w drogę i nie kochać własnego sprzętu, bo historia zakończy się nienawiścią i spaleniem pojazdu na końcu drogi. Auto trzeba poznać, auto trzeba zabezpieczyć, auto trzeba porządnie sprawdzić przed wyjazdem. Co to w praktyce oznacza? Dbanie o regularne przeglądy, to raz [albo chociaż wykonanie go przed podróżą, jeśli już regularnie samochodu nie sprawdzamy]. Głupio byłoby podróż zakończyć trzydzieści kilometrów od domu na linie holowniczej. Warto pamiętać o wyposażeniu auta, które jest różne w zależności od kraju i wyposażyć go w takie atrybuty jak np. zestaw zapasowych żarówek, gaśnicę czy trójkąt, nie wspominając o kamizelkach odblaskowych. Być może to oczywiste, być może nie – warto wiedzieć.
Ubezpieczenie
Po trzecie, dobre zaplanowanie trasy. I nie, do tego nie wystarczy nam 15 minut przed odjazdem wklepanie celu podróży do Google Mapsa – uważne wybranie drogi, sprawdzenie opłat za przejazd, ogarnięcie potrzebnych dokumentów, które są niezbędne do wjazdu do danego kraju [jeśli szukacie takich informacji, bardzo użyteczna stronka to Polak za granicą, gdzie możemy z pewnego źródła sprawdzić, jakie faktycznie obowiązują nas dokumenty – choćby Zielona Karta -, jak wygląda choćby opieka zdrowotna w danym kraju czy kwestia bezpieczeństwa.] Pamiętajmy też, że kilometry na drogach krajowych nierówne są tym na autostradzie, podobnie jak te przejechane przez równinę tym w górach. Liczy się czas przejazdu, a nie liczba kilometrów.
Pakowanie
Przemyślenie pakowania, to cztery. Jeśli auto jest gotowe do trasy, trzeba się upewnić, czy my także. Warto przemyśleć, gdzie, kiedy i jak będziemy nocować i odpowiednio popakować ubrania/sprzęty. Jeśli gdzieś po drodze mamy jeden pojedynczy nocleg, w dodatku na miejsce dojeżdżamy w nocy, a rano wcześnie ruszamy dalej w trasę, być może nie warto w tej nocy tachać do hotelu/hostelu/pensjonatu/namiotu wielkiej walizy ze wszystkimi ubraniami. Czasem pomoże spakowanie jednej/dwóch zmiany bielizny do mniejszej torby, którą można łatwo i szybko znaleźć, bez kopania w tysiącu i jednej rzeczy.
Droga
Piąte i nie ostatnie: kierowca i jej/jego zachcianki. Kiedy prowadzisz przez 7, 8 czy 12 godzin, potrzebujesz mądrze to rozplanować. Można oczywiście po prostu wsiąść i pojechać, bez oglądu na wszystko i zapewniam Was, że znalazłoby się Januszy na pęczki, którzy twierdziliby, że nie raz, nie dwa przejechali po tysiąc kilometrów bez przerwy [albo prawie bez przerwy], i o co chodzi, dlaczego w ogóle jakoś się przygotowywać, toż to dla frajerów. Otóż nie. Zmęczenie, znużenie i zasypianie wpływa na koncentrację i refleks człowieka tak samo, jak alkohol. Nie bez powodu nie wolno jeździć po alkoholu. Jednorazowy przejazd 600km to nic strasznego, ale kiedy to 10 dzień z rzędu, który spędza się za kółkiem, forma może być gorsza. Kierowca powinien być w miarę możliwości wypoczęty i skoncentrowany na tym, od czego zależy życie pasażerów – jeździe. Warto kilkoma sposobami zadbać, by miał@ szansę dowieźć nas szczęśliwie.
Kierowca
Jak więc zadbać o wypoczęcie kierowcy? Cóż, pierwsze co mi przychodzi do głowy, to zadbać, by miał@ zastępcę. Czasem wystarczy świadomość, że w razie czego ktoś może przejąć kierownicę. Po drugie, warto zadbać o kubek ze słomka i termos z kawą [lub zieloną herbatą, jeśli ta pierwsza kogoś usypia…] Po trzecie, małe przegryzki świetnie pomagają pobudzić mózg do pracy. Nie dość, że trzeba coś pożuć, to jeszcze dostarczamy cukier. Dobrze nadają się np. koktajlowe pomidorki albo czekolada. Po czwarte, fajnie jest przygotować sobie ciekawe podcasty lub audiobooki, ew. nadrobić zaległości na kanałach youtuba. Po piąte, od czasu do czasu wyprzedzić jakiegoś tira. Adrenalina na pewno skoczy. Po szóste i ostatnie – wziąć ze sobą poduszkę, zjechać na MOPa, odchylić fotel do tyłu i zdrzemnąć się na godzinkę lub dwie. Nic tak nie odświeża umysłu!
No to w drogę!
To wszystko być może wydaje się dość skomplikowane… ale po prawdzie mówiąc, nie jest aż tak trudne. To jeden z tych sposobów podróżowania, który daje niesamowite poczucie wolności, pozwala zapomnieć o wszystkim, decydować o każdym kroku podróży. I tak, można by wymieniać kolejne wady, ceny paliwa, zmęczenie, niewygodę… albo przestać marudzić, spakować się do plecaka lub walizki, wrzucić wszystko do bagażnika, wsiąść, odpalić Eye of the tiger i ruszyć w końcu w drogę.