Nowy Rok za nami, a cały nowy rok przed nami. Ciekawe, dokąd doprowadzi nas ścieżka, która właśnie rozpostarła się przed naszymi stopami. Gdziekolwiek to będzie, oby było tam dużo słońca!
Dziś refleksyjnie, ale bez noworocznych postanowień. Jak kiedyś uściśliłam w rozmowie, nie robię postanowień noworocznych. Postanowienia, czyli zaplanowane marzenia, realizuję na bieżąco, a koniec lub początek czegokolwiek nie jest mi do tego szczególnie potrzebny – choć oczywiście miło jest robić podsumowania. O ile jest czego.
Refleksja ma dotyczyć raczej tego, jak zmienia się perspektywa człowieka, który podróżuje, przeprowadza się, w każdym razie – zmusza się do zmiany. Bowiem powiedzenie: „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”, choć banalne, niesie w sobie prostą i uniwersalną prawdę. Zmiana okolicy, zmiana domu, konieczność znalezienia nowych znajomych i odnalezienia się w całkowicie nowej sytuacji – zmusza do refleksji.
Refleksja dotyczy oczywistej tęsknoty za dawnym domem; za językiem, nierzadko, za ulicami, za hajmatem, czyli tzw. małą ojczyzną. Zmusza do zadania pytania: co właściwie jest tak istotnego w naszej egzystencji, co sprawia, że to właśnie to miejsce staje się naszym domem? Co było tak, a czego nie ma tutaj?
I sprawy tak oczywiste, jak język, są, rzecz jasna, ważne. Muzyka, poczucie humoru, sposób patrzenia na świat, być może. Ale żyję w zupełnie innym kraju, w zupełnie innym miejscu, z innymi ludźmi – i nagle zdaję sobie sprawę, że sporo z tych rzeczy, które sprawiały, że dom był tam, odnajduję także tutaj.
Czy ta polskość faktycznie jest tak niezbędna do życia jak powietrze?
Jasne, to część mojej tożsamości. Nigdy się prawdopodobnie nie pozbędę polskiego akcentu, będę przed Wigilią nucić polskie kolędy i uważać, że najlepsza kiełbasa pochodzi właśnie z Polski – ale czy jest w tym coś więcej?
Patrząc z daleka, patrząc z lekkim przerażeniem, człowiek zadaje sobie pytanie: co jest ważniejsze: życie w spokoju, życie w otwartości na innych, życie w zrozumieniu, że nie wszystko, co polskie, najlepsze, że inni być może mają inne, być może gorsze, być może lepsze, sposoby na życie, czy życie w urażeniu, życie w strachu, życie w przeświadczeniu, że nic lepszego niż my i niż ja?
Słowem, co jest ważniejsze: bycie Polakiem czy bycie dobrym, otwartym człowiekiem?
Wydawałoby się, że era nacjonalizmu pozostała w erze nowoczesności – czyli że jest już za nami. Postmodernizm pokazuje, że idea narodu się zestarzała. Jest ważna, owszem. Jest częścią tożsamości. Ale nie stanowi wartości nadrzędnej. Są inne, ważniejsze sprawy.
Na przykład dobra jajecznica ze świeżo upieczonym własnoręcznie chlebem na śniadanie. Wyjazdy, poznawanie innych tradycji jedzeniowych i przywożenie ze świata ze sobą przepisów na obiady i kolacje. Słuchanie koncertów w obcym języku, z którego nie rozumie się absolutnie ani słowa, ale który tak przykuwa swym pięknem, że człowiek czuje wzruszenie. Próba znalezienia porozumienia ponad różnicami.
To jest ważniejsze.
Ale o tym nad Wisłą się najwyraźniej nie wszyscy jeszcze dowiedzieli.
Do niedzielnego popołudnia, polecam posłuchać tego.
alfa
*Ikona wpisu dzięki uprzejmości zaprzyjaźnionej Piwnej Kompanii.