Same zmiany.
No więc dzieje się. Zmieniam dom, zmieniam miasto, zmieniam kraj.
Jedyne, co zostaje, to kot i luby. Kot jednak dołączy dopiero w przyszłym tygodniu, a luby w tym nowym środowisku też jakiś taki inny. Wszystko się więc zmienia.
Siedzę więc w nowym miejscu; nowe dźwięki i zapachy nowe, wszystko jakieś takie inne i obce. Ludzie, których dostrzegam, na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie, jakby uciekli z jakiegoś ośrodka zamkniętego, więzienia lub odwyku, można dowolnie wybrać. Patrzą na nas dziwnie, jak taszczymy nasze tobołki, ale dzięki Bogu mijają bez słowa. Ulice jakieś takie brudne. Tylko pogoda piękna; dzień wita i żegna słońce w całej krasie.
Dziś więc znowu osobiście; o tym, dlaczego trwanie w miejscu bywa wygodne, ale czasem jednak należy się ruszyć.
No więc – jest coś, co Was mobilizuje do zmian? Co Was motywuje? Co sprawia, że ruszacie rano do pracy z silnym postanowieniem: dzisiaj będzie inaczej?
Ciągłe bieganie, nieustanne sprawy do załatwiania, stres i umęczenie graniczące z padaniem na twarz każdego wieczoru. Te właśnie, a nie inne sprawy zmobilizowały mnie do spisania listy rzeczy, które chcę zrobić, a których planowanie sprawia, że chce się żyć.
Napisanie książki.
Piszę i piszę już od lat. Pisanie sprawia mi radość, przysparza o łzy rozpaczy, a czasem daje niesamowitego kopa. Ogólnie bez niego obejść się nie da.
Dlaczego właściwie piszę?… Można by pewnie długo prawić o upodobaniu do opowiadania, do niezwykłego natchnienia, do dreszczyku, jaki daje wymyślanie nowych postaci, tworzenia nowych światów, świadomości nieskończonych możliwości.
My business is to create – kiedyś usłyszałam w jakimś filmie. Wtedy nie do końca zrozumiałam, co w rzeczywistości znaczą te słowa. Dziś już chyba wiem. Dzień bez napisania choćby słowa, dzień bez malowania, dzień bez jednej twórczej myśli – to dzień stracony.
Długa podróż
I nie chodzi o byle jakie zwiedzanie. Marzy mi się długi wyjazd, minimalnie miesięczny, ale lepiej kilkumiesięczny – taki, w jaki wyruszasz, mając zabezpieczony byt, ale jednak w pewną nieznaną. Wiedząc, że cokolwiek się pojawi, jakoś sobie dasz radę.
Opuszczenie naszego polskiego balonika, w którym wszyscy myślą, że żyją w centrum Wszechświata. Uświadomienie sobie tego, jak jednocześnie bardzo się mylą – oraz nie.
I plaża. Nie wiem, skąd mi się to wzięło – ale mam takie właśnie życzenie: mieszkać blisko ciepłej plaży. I nie musieć w ogóle się spieszyć.
A potem stare auto, szeroka droga i daleki horyzont.
Chociaż przez jakiś czas.
Samotnia
To zapewne odległe. Niemniej jednak – co szkodzi zacząć planować?…
Mały, niewielki dom. Samowystarczalny. Mała autarkia.
Ogródek, swoje warzywa, swój ser.
Widoki swoje-nieswoje, piękne, dzikie, bliskie, a zarazem odległe. I całe morze czasu.
Nauka gotowania, najlepiej we Włoszech albo w Hiszpanii
Gotowanie uwielbiam od dawna. Smaki południa również są mi dość bliskie. Poznawanie nowych smaków – mało co brzmi lepiej! A gdyby to wszystko połączyć w jedno – och, cud, miód i orzeszki.
Pojechanie w trasę koncertową/spotkań autorskich, etc.
Jakkolwiek absurdalnie powyższe zdanie brzmi w ustach kogoś, kto nie zamierza udzielać się w jakikolwiek sposób scenicznie, marzy mi się wzięcie udziału w tego rodzaju wydarzeniu. Wszystko jedno w jakim charakterze; chodzi o atmosferę, chodzi o ludzi, chodzi o poczucie, że można wszystko, gdy się chce. I jazdę od miasta do miasta, od spotkania do spotkania, od człowieka do człowieka.
Oby starczyło sił.
I czasu.