Czeska kultura, Czeskie społeczeństwo

Czeska biurokracja, czyli jak nie krzyczeć na panią w okienku

Dobrze, to niech podniesie rękę ten, kto w ciągu ostatniego miesiąca – maksymalnie dwóch – nie psioczył na przysłowiową panią z okienka, która swym podejściem do życia nasuwa myśl, że ostatnim razem, gdy wychynęła zza swego biurka/okienka urzędniczego, były jeszcze lata 80, względnie pana z sumiastym wąsem, który z jemu tylko znanego powodu postanowił nie uznać Waszego biletu/prośby/pytania?

Widzę wirtualny las rąk. Nie musicie się przekrzykiwać.

Tak, tak, mi również zdarzyło doświadczyć absurdów wielorakich polskich systemów, które to mają do siebie, że łączy je jedno: absurd właśnie.

Dziś jednak chciałabym Was cokolwiek zaszokować: bywa gorzej.

Albo może: u nas bywa lepiej. Niewiarygodne?

To spróbujcie założyć konto w czeskim banku!

Zakładanie konta w czeskim banku

Być może znajdzie się ktoś, kto mnie poprawi i powie, że bzdury opowiadam; jestem jednak w trakcie przeciskania się przez czeską machinę bankową i wniosków jest kilka, ale w sumie streścić się to da w jednym zdaniu:

Czeski system bankowy nie wyszedł jeszcze z okresu komuny.

To znaczy: oczywiście wachlarz dostępnych banków i produktów jest szeroki (jeśli ktoś szuka możliwości, fajne porównanie dostępnych produktów można znaleźć tutaj), natomiast ich oferta aż taka wspaniała nie jest.

Generalnie mają Was w dupie. (Nie twierdzę tutaj, że w Polsce jest dużo inaczej; jednakże ze swoimi poglądami jakoś tak mniej się obnoszą.)

Wystarczy wspomnieć reklamę czeskiego mbanku, który niezmiernie chwali się swoimi kontami, rzucając slogany w stylu: „Aż trzy bezpłatne wypłaty z bankomatów na miesiąc!”.

Do you speak English?…

Kiedy w końcu, lekko skonfundowana różnymi zasadami opisanymi na stronach ww. banku postanowiłam do nich po prostu i po ludzku zadzwonić i porozmawiać – wywołałam niemały popłoch w głosie mojego rozmówcy już samym faktem, że odezwałam się po angielsku. Pan ów wyrzekł trzy lub cztery słowa (Please, please wait a minute!), po czym w te pędy począł mnie przełączać do swoich rzekomych anglojęzycznych kolegów/koleżanek, których odpowiedzi zresztą nigdy się nie doczekałam. Po kilkuminutowym odsłuchaniu mbankowej muzyki na czekanie i stukającym roamingu po prostu się rozłączyłam.

Niech żyje obsługa zagranicznych klientów.

A konto to sobie może założę na miejscu.