Ostatnio wieczorami z Lubym oglądamy jeden z wielu doskonałych programów dokumentalnych produkcji CT2. Tym razem to Krajinou domova. Każdy odcinek opowiada o jakimś zjawisku krajobrazowym albo regionie geograficznym, w każdym piękne ujęcia z powietrza dopełnia dramatyczna muzyka i ciekawy, czasem wręcz poetycki, komentarz prowadzącego. Ostatni odcinek, który oglądaliśmy, traktował o skalnych miastach, m.in. o Skałach Adrszpaskich, ale oczywiście nie tylko, bo Adrszpach to tylko maleńki wycinek tego, co można ze skalnych miast w Czechach zobaczyć. Biorąc pod uwagę, jak niezwykle zadeptywana jest przez Polaków ta atrakcja, wielu z nich nie ma o tym w ogóle pojęcia. I uderzyło mnie – to doskonały temat na wpis. Chodźmy ustalić, jak Czech lepiej NIE zwiedzać.
Skalne miasta? Tak, ale nie Adrszpach
To zacznijmy od tego nieszczęsnego Adrszpachu. Na początku ustalmy, że nie twierdzę, że nie jest to miejsce warte odwiedzenia. Oczywiście, że jest! Adrszpach pod wieloma względami jest niesamowity; dowodów więcej niż kilka znajdziecie, wpisując jego nazwę w Google. Widoki – niezapomniane. Niemniej, jeśli pomyślicie sobie, że to świetna miejscówka na wypad w jakiś długi weekend, bo raz, że pięknie, dwa, że niedaleko i trzy, to Czechy, więc nie za drogo, to pędzę z wyjaśnieniem, że to niestety spory błąd.
Adrszpach jest absolutnie i totalnie zalany Polakami. I niestety, nie jest to zazwyczaj tłum, który sprawi, że wzmocnicie swój patriotyzm. Raczej będziecie udawać, że z szalonym, dzikim i rozwydrzonym tłumem w klapkach i z siatkami nie macie nic wspólnego. Nie piszę tego, żeby jakkolwiek Polaków krytykować; podejrzewam, że gdyby tam w takiej ilości jeździli Niemcy czy Francuzi, efekt byłby podobny. To po prostu niesamowicie popularne miejsce, które jest idealnym przykładem tego, co się dzieje, gdy turystów przyjeżdża za dużo na raz i gdy nie umieją się zachować. Byłam. Widziałam.
Uwierzcie mi na słowo, że nie chcecie tego przeżywać.
Czy to znaczy, że o czeskich skalnych miastach lepiej zapomnieć? Nie. Trzeba tylko do tematu podejść inaczej: skalnych miast jest w Czechach kilkanaście. Broumovské stěny, Jetřichovické stěny, Prachovské skály, Tiské steny, Hruboskalské skalní město, Čertovy skály a Pulčínské skály, Svatošské skály… a to wymieniłam tylko osiem najbardziej polecanych. Tak, Adršpašsko-teplické skály są wymieniane najczęściej i jako najpiękniejsze, i na pewno warto je zobaczyć. Wybierzcie się tam po prostu w okresie, w którym nie ma w Polsce długiego weekendu. Najlepiej poza głównym sezonem (i zarezerwujcie sobie bilet wstępu oraz parking online). A jeśli wyjazd planujecie w majowy weekend – zajedźcie tylko trochę dalej, do któregoś z innych skalnych miast. Gwarantuję, że wrażenia będą świetne, ludzi o wiele mniej, i do tego rodacy nie podniosą Wam zanadto ciśnienia.
Same plusy.
Gdzie szukać i nie szukać Czechów
Ten wpis chyba zaczyna być kontrowersyjny. Teraz będzie szczerze do bólu. Czy w Czechach można przeżyć luksusowy pobyt, popróbować wykwintnej europejskiej kuchni, jeździć tylko pierwszą klasą i nie poznać w ogóle życia lokalsów? Oczywiście, że można. Tylko że to samo albo coś bardzo podobnego zażyć możecie równie dobrze w dowolnym dużym mieście w Polsce. Nie trzeba po to ruszać się za granicę.
Podstawowe pytanie, jakie należy sobie zadać przed wycieczką do Czech, to: po co chcę jechać właśnie tam? Widoki? Ludzie? Jedzenie? Czy chcę zobaczyć, jak żyje się sąsiadom i w czym to życie jest inne, w czym lepsze, a w czym gorsze? O ile na wspomniane pytanie odpowiedzieliście twierdząco, luksusowy pobyt w Pradze Wam w znalezieniu odpowiedzi raczej nie pomoże.
I żebyśmy się dobrze zrozumieli – ja nie twierdzę, że w Pradze nie można zaznać „czeskiego życia” albo, broń Boże, że nie warto się tam udać. Oczywiście, że można, Praga od kilku dekad jest bardziej czeska niż była przez nawet setki lat wcześniej; dziś jedyne, czemu ta czeskość ulega, to kosmopolityzm. Tak, Praga jest dziś bardzo zatłoczona: raz, że turystami, dwa, wieloma cudzoziemcami, którzy z różnych względów to właśnie ją wybrali na miejsce do życia, ale jak człowiek wie, dokąd pójść, to Czechów też znajdzie.
Moja rada? Znaleźć czeskie ścieżki. Najlepiej przed przyjazdem. A jeśli nawet nie zrobicie żadnego researchu, przyjedziecie do czeskiej stolice na spontanie, i ruszycie w miasto – to po prostu nie idźcie bezmyślnie za tłumem. Często wystarczy po prostu oddalić się od najbardziej zatłoczonego traktu turystycznego wyznaczonego przez dziesiątki przewodników, żeby znaleźć względną ciszę i spokój. Ale najlepiej będzie złapać przed przyjazdem jakąś książkę o Pradze, bo tych na polskim rynku naprawdę nie brakuje (i nie mówię tu nawet o bardzo popularnym Szczygle; możecie poczytać choćby Surosza albo Kantora i dowiecie się o Czechach i ich magicznym mieście naprawdę sporo). Bo jeśli naprawdę szukacie w Pradze czegoś czeskiego, to na 98% nie znajdziecie tego na trakcie pełnym turystów. Smaczki bywają trochę ukryte przed okiem tłumu.
Stara dobra gotówka
Nie liczcie na to, że wszędzie zapłacicie BLIK-iem. BLIK to wynalazek polski i póki co w Czechach go po prostu nie ma. Funkcjonuje tu coś trochę podobnego – płatność kodem QR. Zdaje mi się, że w Polsce podobną opcję płatności oferuje mbank, aczkolwiek jeszcze nigdy nie widziałam, by w Ojczyźnie ktoś z tego korzystał. Jest to po prostu trochę inna forma szybkiego przelewu – dlatego, o ile nie macie konta w czeskim banku albo Revolucie, raczej z tego nie skorzystacie. Dlatego zdecydowanie doradzam zabranie starej, dobrej gotówki (i wymianę jeszcze w Polsce, bo w praskich kantorach można się nieźle naciąć). Na szlaku, w małym miasteczku, w zamku czy pałacu prawdopodobnie się Wam przyda. [Tak, w CZ szara strefa/niechęć do płacenia bankom prowizji – niepotrzebne skreślić – ma się dobrze i często można się spotkać z niechęcią do przyjmowania płatności kartą. Nie dlatego, że trudno to załatwić, ale dlatego, że właściciel lokalu tego zrobić po prostu nie chce. I motyw ten znam nie tylko z małych mieścin, ale również niektórych knajp w centrum Brna].
Zaufajcie ofercie publicznej (czeskiej)
Jedziecie do Pragi i zastanawiacie się, jak poruszać się po mieście autem? Nie mieszkam w Pradze, ale i tak Wam powiem – nijak. Sama jazda być może nie będzie wielkim problemem, ale parkowanie już tak. Praga ma kilka stref parkowania i nie tak zupełnie oczywiste zasady z nich korzystania, a parkowanie w niedozwolonym miejscu może skończyć się mandatem. Także najlepiej nocleg znaleźć od razu z parkingiem. Nawet jeśli wyda się Wam drogi, prawdopodobnie i tak będzie lepszą ofertą niż szukanie drogiego płatnego parkingu w centrum. A najlepiej to w ogóle przyjechać pociągiem i poruszać się komunikacją miejską, w pełni poświęcając czas na oglądanie i smakowanie miasta zza szyby np. tramwaju. To na pewno lepsze niż stresowanie się szukaniem optymalnego parkingu. A jeśli zdecydujecie się na podróż do czeskiej stolicy lub innego miasta koleją – nic, tylko przyklasnąć. Zanim jednak kupicie bilety na stronach PKP (tak, od jakiegoś czasu nawet PKP wkroczyło w XXI wiek i można na ich stronach kupić bilety międzynarodowe), sprawdźcie tę samą trasę na stronie kolei czeskich. Być może uda się Wam upolować ten sam przejazd w znacznie przyjaźniejszej cenie.
Mapy.cz i duch przygody
A jeśli natchnie Was na jakiś weekendowy wypad do naszych czeskich sąsiadów, ale nie wiecie, dokąd i jak, bo nie macie ochoty na spacery po zatłoczonych dużych miastach, albo nie chce się Wam zwiedzać tych najbardziej znanych zamków, polecam czeskie małe miasteczka. Szukając inspiracji, można oczywiście skorzystać z czeskich programów turystycznych (kiedyś popełniłam nawet wpis z listą moich ulubionych, możecie zajrzeć tutaj), bo Czechy pełne są wręcz małych, nieoczywistych celów turystycznych. Można też przeglądać portale turystyczne, np. Kudy z nudy albo… otworzyć mapy.cz.
To mój ulubiony sposób – jeśli akurat nadchodzi weekend, a ja nie mam w głowie jednego albo dwóch pomysłów na wycieczkę, otwieram mapy. Przeglądam sobie regionik po regioniku, włączam mapę turystyczną i właściwie wszędzie znajduję szlaki turystyczne, a wzdłuż nich: ruiny zamków, rzeki, wąwozy, lasy, hospody. W Czechach nie trzeba szukać daleko, bo wszystko jest blisko.
Na takie zwiedzanie oczywiście bardziej przyda się plecak, kanapki i termos niż walizka i obcasy. Ale tego się pewnie już domyślacie.
To co? Widzimy się na szlaku?
Ciao, M.