Feminizm to słowo, które budzi emocje absolutnie skrajne. To bardzo ciekawe, jak zjawisko, które w swoich założeniach ma równość i sprawiedliwość, może wywoływać aż taki sprzeciw. Do tego stopnia, że kobiety, które w zasadzie powinny być z niego dumne, uznanie za feministkę poważają za największą obelgę. Dlatego dziś o tym, dlaczego feminizm to nie wstyd.
Rozkminy człowieka myślącego
Jadąc gdzieś – albo siedząc w pracy – albo idąc na spacer – albo właściwie w jakimkolwiek momencie, zdarza mi się miewać dziwne, niecodzienne rozkminy. Przykład z ostatniego tygodnia? Jak to możliwe, że ssaki przetrwały, podczas gdy o wiele silniejsze i potężniejsze dinozaury musiały wyginąć i niemal zniknęły z powierzchni świata?
Jak to możliwe, że Polacy są tak pełni czarnowidztwa, które nazywają realizmem? Dlaczego nie potrafimy sobie ufać? Jak to jest z pogardą? Dlaczego niektórzy mężczyźni wielkość kobiet traktują jako ujmę na własnej osobie? Dlaczego nie potrafią szanować czegoś, co odbiega od standardu? Dlaczego tak bardzo potrzebujemy ścisłych norm? Dlaczego nie możemy po prostu odpuścić?…
Dziś będzie o feminizmie. Tak, nie przecierajcie oczu. Tak, wiem, że część z Was właśnie teraz przewraca oczami. Tak, wiem, że w u części z Waszych głów pojawiło się prawdopodobnie jedno słowo [lub dowolny jego synonim]: idiotka. I wiecie co?
Ten post jest właśnie dla Was.
Człowiek -wypadkowa doświadczeń
Ktoś ostatnio mi powiedział: Jesteśmy tylko wypadkową wszystkiego, co wiemy, czego doświadczyliśmy, czego nas nauczono. Niczym więcej. Lubię myśleć, że do tej wypadkowej zazwyczaj dorzucamy coś jeszcze: szczyptę inteligencji, albo szczery uśmiech, albo chęć przezwyciężenia własnego losu, przekleństwa, przeznaczenia.
Ja miałam szczęście. Przyznaję to głośno i szczerze: jestem niebywałą szczęściarą – urodziłam się w kraju, który właśnie wyszedł z ciemnego okresu swojej historii, urodziłam się w rodzinie, która pełna jest miłości i tylko lekko patologiczna na punkcie jedzenia mięsa [pozdrowienia dla mojej Babci ?], urodziłam się w sytuacji, w której mogłam się zająć niczym innym jak tylko odkrywaniem, jak wspaniały otacza mnie świat. Wiecie co jest niesamowite?… Że dopiero jako dorosła odkrywam, jak wiele mrocznych aspektów niesie ze sobą życie. W tak szczęśliwej bublinie wyrosłam.
Instrukcja życia
Odkryłam na przykład, że część osób [nie tylko mężczyźni! kobiety również] wierzy albo bardzo mocno chce wierzyć, że świat jest czarno-biały, podzielony, opisany, wytłumaczony i że należy postępować zgodnie z instrukcją, inaczej stanie się katastrofa. Problem polega na tym, że każda z tych osób święcie wierzy, że tylko jej instrukcja jest właściwa. Oraz na tym, że one, te instrukcje, oczywiście się nie pokrywają.
Te instrukcje na przykład każą im wierzyć, że kobieta powinna być dziewicą w dniu ślubu. Albo że mężczyzna powinien być główną osobą utrzymującą rodzinę. Albo że w piątek trzeba pościć. Albo że nie wolno jeść wieprzowiny/wołowiny/mleka/glutenu…dowolne skreślić. Albo że pranie skarpetek to czynność szczególnie damska, a jeśli mężczyzna się do tego zabierze – nie daj boże! – jeszcze straci przyrodzenie. Albo, co gorzej, wyzwą go od pedała. Czy mam kontynuować?…
I pewnie, każdy z nas w coś wierzy, każdy w nas posiada jakieś mniej lub bardziej sprecyzowane wewnętrzne przekonania, ważne jednak jest, by starać się je prostować, kiedy widzimy, że kogoś one krzywdzą. Na czym więc polega mój feminizm i co ma właściwie wspólnego z dotychczasowym wywodem?…
Feministyczna papieżyca
Mój feminizm – bo nie ma czegoś takiego, jak jeden, właściwy i stricte określony feminizm, co więcej, uwaga, nie ma też naczelnej feministki, która określa, co jest dość feministyczne, a co nie [ekhm, to akurat jest rola Papieża, a ludzie, którzy mu wierzą, to katolicy…] – to nie jest doktryna. To jest wolny ruch, pewien nurt myślowy, i należą do niego zarówno kobiety, jak i mężczyźni, zarówno ci z lewa, jak i z prawa.
No więc mój feminizm polega na wierze, że najważniejszy jest człowiek. Istota żywa. Najważniejsze jest życie.
Nie ma znaczenia, czy ktoś urodził się kobietą czy mężczyzną, biały czy czarny, niebieski czy zielony, chrześcijanin czy żyd, czy może muzułmanin, bogaty czy biedny, lubi mężczyzn czy kobiety. Ważne jest, ze jest człowiekiem. I jasne, pochodzenie ma znaczenie – bo ma wpływ na to, kim jesteśmy, bo nas w jakimś stopniu naznacza. Ale nie jest rozstrzygające i każdy ma prawo własną drogę wybrać samodzielnie. W skrócie.
Dlaczego feminizm to nie wstyd
To przekłada się na szereg pomniejszych poglądów, które wydają mi się oczywiste, ale chyba jednak nie są: ludzie, to jest kobiety i mężczyźni i wszyscy pomiędzy, powinni zarabiać tyle samo za tę samą pracę. Każdemu należy się szacunek, nawet dziewczynie, która chce pilotować samolot albo mężczyźnie, który chce być przedszkolankiem. Ludzie mają prawo nie chcieć dzieci. I nie, nie dla każdego największym sensem życia jest wydanie na świat potomka. Są ludzie, którzy szukają i znajdują spełnienie zupełnie gdzie indziej i nie jest to oznaka niedojrzałości, tylko różnorodności.
Nie uważam, że dziewczynki powinny zawsze ubierać się na różowo i bawić lalkami. Nie sądzę, że wszystkim chłopcom podobają się samochody. Nie lubię, gdy ktoś zamiast ocenić moją pracę i intelekt, zajmuje się moimi nogami. Nie sądzę, że tradycyjny podział obowiązków jest szczególnie udany, sprawiedliwy czy sensowny. Nie podoba mi się, że ktoś reklamując wiertarki, używa do tego kobiecych piersi, licząc na tani poklask. Nie podoba mi się, że ktoś uważa, że wie lepiej ode mnie, co powinnam robić ze swoim życiem, tylko dlatego, że jest innej płci. Albo jest starszy. Albo jest sąsiadem z szóstego piętra, który akurat tyle wolnego czasu, by układać życie innym.
… i dlaczego szowinizm to, owszem, wstyd
Mówią, że feminizm kończy się tam, gdy należy wnieść lodówkę na piąte piętro. Ten żarcik niebywale działa mi na nerwy, ale przede wszystkim świadczy o poziomie człowieka – intelektualnym, bo nie rozumie, co mówi, albo moralnym, bo jest po prostu świnią. Dlaczego? Gdyż tekst ten oznacza, ni mniej, ni więcej, tylko że największym kryterium, za jakie ceni się inne osoby jest siła fizyczna. Bo co, starszemu mężczyźnie nie wniósłby tej lodówki? Koledze by nie wniósł? Sam nie pozwoliłby sobie pomóc z wniesieniem? [forma męska tych pytań nie jest przypadkowa] Czy fakt, że ktoś jest słabszy fizycznie oznacza, ze można mu odmawiać szacunku i równego traktowania, ale przede wszystkim – prawa do decydowania o sobie samym?…
Weźmy na ruszt ten przykład z otwieraniem drzwi kobietom, który tak wielu staje kością w gardle. Sam gest jest po prostu miły. Nie dopatruję się w nim niczego złego. Problem polega na tym, że nierzadko [nie zawsze, oczywiście] okazuje się, że istnieje jeszcze druga strona tego medalu, a mężczyzna, który otwiera mi drzwi, później zdecyduje o tym, że dostanę niższą pensję niż kolega z działu, mimo, że moje wyniki za tym nie przemawiają. Z jakiegoś dziwnego powodu wydaje mu się, że kobieta jest po prostu gorsza, bo słabsza, bo nie ma takiej władzy, bo wygląda tak a nie inaczej, a on sam nie może skupić się na faktach merytorycznych, bo hormony rzucają mu się na mózg.
Nieustanne przepisywanie instrukcji
W wielu miejscach na Ziemi mężczyźni nadal odnoszą mylne wrażenie, że kobiety są ich własnością. Co więcej, traktują je jak wyjątkowo cenny przedmiot, część ich majątku, nosicielki ich honoru. Dlatego są tak bardzo zaborczy. Każdy atak na ich własność budzi gniew, bo jest ujmą na honorze. I nie, nie mówię tu o trosce o bliskie osoby, mówię o przypadkach, kiedy własny ojciec polewa córkę kwasem, bo coś tam. Albo wyrzuca z domu, kiedy okaże się, że zaszła w ciąże z sąsiadem.
Tych przykładów jest całe mnóstwo. I nie tylko mężczyźni są tym skażeni – kobiety również. Wszyscy gramy role, których uczyli nas od małego, niewielu z nas jest w stanie wyrwać się z tego, co nazywamy tradycją. Dlatego tak potrzebna jest otwarta głowa. I ciągłe, nieustanne przepisywanie instrukcji.
A ten blog, to miejsce – trochę właśnie mi w tym pomaga.
Marta
PS O feminiźmie na blogu poczytacie też w innym poście, gdzie pisałam o tym, czym właściwie jest feminizm.