Żyjąc w Brnie przyszło mi się zmagać z kilkoma mniej lub bardziej ciężkimi sytuacjami. Różne bywało. Czasem śmiesznie, czasem płaczliwie. Zazwyczaj jednak towarzyszy mi dość nieustanne poczucie wyjęcia z planu czeskiego filmu. Zapalenie ucha i częściowa głuchota sprzyjają wtopieniu się w środowisko, mogę zaświadczyć własnym doświadczeniem; szczególnie pomocne jest zwłaszcza ciągle powtarzana prośba o powtórzenie. Dziś przyziemna strona nauki języka obcego w praniu.
Luby i ja. Dyskutujemy o problemach dermatologicznych.
– Boli mnie kuře.**
– To dość nietypowy objaw.
* kuže – skóra
** kuře – kura
***
Luby i ja na spacerze. Piękna pogoda, pierwszy raz od dawna widzę słońce.
– Ależ pięknie świeci słońce. Co za niezwykła plocha!*
– Myślisz oblocha?**
*plocha – blacha
**oblocha – niebo
***
Biuro, przerwa na kawę/herbatę. Idąc do kuchni, przypominam sobie, że nie wzięłam ze sobą kubków. Zatrzymuję się w pół kroku. Koleżanka patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
– Bo zapomniałm hrnců!
Zdumienie w oczach koleżanki rośnie.
– Garnków? Zapomniałaś garnków?…
hrnec* – garnek
hrniček** – kubek
To tak, jakby ktoś nie wiedział – krótka lekcja języka czeskiego.
Ciąg dalszy nastąpi – zapewiam Was ja, i moje niemiłosierne zdolności mylenia słów.
alfa