Dziś trochę o tym, co lubię najbardziej, a więc ciche wynurzenia przy herbacie na styku lingwistyki, socjologii i polityki.
Język.
Wymawiam to słowo i wsmakowuję się w nie z rozkoszą. Towarzyszy nam na co dzień, tworzy tło wydarzeń tych najdonioślejszych i tych najcichszych. Często niezauważany, często niedoceniany, tak naprawdę odgrywa niebagatelną rolę w tworzeniu tożsamości człowieka, rodziny, narodu.
Jest niczym najlepszy szpieg; najlepszy płaszcz, okrywający naszą tożsamość; nasza druga skóra, która z czasem w nas wrasta i staje się drugą naturą.
I choć już wieki temu zdawano sobie sprawę z roli, jaką odgrywa /lub może odgrywać/, dziś pozostaje trochę w cieniu; być może przyzwyczailiśmy się do jego obecności i nie zdajemy sobie sprawy, że nie zawsze tak musiało być.
Zagrożone języki
Na świecie wg różnych badań istnieje ok. 6 tysięcy języków; z tego prawie 2,5 tysiąca jest zagrożonych. Co właściwie znaczy, że język jest zagrożony?
Zamknijcie oczy. Cofacie się w czasie. Jest lato, słońce świeci w zenicie, a upał jest tak nieznośny, że jedyne, co w Waszej rozpalonej głowie jeszcze się kołacze, to nadzieja na kąpiel w pobliskim jeziorze. Lecicie więc do Babci i z jękiem godnym potępieńca prosicie, by się z Wami nad tę okoliczną sadzawkę wybrała. Babcia jest jednak zajęta: A idź mi ty, pierogi lepię, nie lataj w kółko, tylko siadaj i mi pomóż!
Siadacie więc, zrozpaczeni, że ominą Was wszystkie harce z dzieciarnią z sąsiedztwa i z wielką niechęcią zabieracie się do pracy: jeden, drugi, trzeci koślawy pieróg wychodzi spod Waszych palców. A Babcia, widząc okraszoną złością twarzyczkę wnuka/wnuczki, otwiera usta i rozpoczyna opowieść: A wiesz, kiedy ja byłam w twoim wieku…
Cała mądrość ludzkości jeszcze do niedawna mieściła się właśnie w tych słowach, które rozpoczynały snucie długich opowieści, wspomnień i doświadczeń.
Mądrość ludzkości
Nie było książek – a jeśli były, to drogie, a przecież i tak mało kto umiał czytać i pisać. Dorobek dziesiątek pokoleń przekazywały sobie generacje ustnie; a słowo starszyzny często miało świętość większą od Papieża.
Cała kultura – cała tożsamość – przekazywana cichym, spokojnym głosem przy rodzinnym lepieniu pierogów; podczas niedzielnych śpiewów, w wierszach recytowanych z zapartym tchem.
I wszystko to przepada wraz z ostatnim użytkownikiem języka, niezapisane, zapomniane.
Potem jednak dla niektórych nastały książki i słowniki, a ludzie zrozumieli, że język jest potężnym narzędziem politycznym – buduje, łączy, a nawet – dzieli. Służy do rozpoznawania swoich, już nie tylko do komunikacji.
Język przeszłości
Dlaczego niektóre języki znikają? Dlaczego inne trwają? Skąd bierze się ich siła?
Dlaczego niektóre pozostają w oficjalnych rejestrach tylko dialektami lub gwarami?
Status języka niesie jego niewyobrażalną siłę budowania, a ma na to olbrzymi wpływ siła militarna, koniunktura i wybrane interesy wybranych grup społecznych lub narodowościowych. Przykłady?
Dlaczego w szkołach nie uczymy się o językach śląskim i kaszubskim? Dlaczego uparcie wmawia nam się, że są to dialekty i odmiany polszczyzny?
Dlaczego w pewnym momencie naszej historii używanie gwary stało się passé i wybitnie nie na miejscu, a wręcz oznaką pewnego rodzaju degeneracji?
Pokolenie mojej prababci mówi i mówiło nie po polsku, ale po swojemu, w większości używając czegoś, co dziś znamy z opowieści jako gwarę i co w szczątkowym stopniu przetrwało w dzisiejszych dialektach. Pokolenie mojej babci wciąż znało i biegle używało w pewnych sytuacjach (w większości domowych) gwary, ale dzięki szeroko zakrojonej edukacji w sytuacjach oficjalnych i służbowych posługiwało się standardową polszczyzną, od czasu do czasu okraszając ją lokalnym dodatkiem. Pokolenie moich rodziców już gwarą nie mówi w ogóle; znają i są osłuchani, ale mówią standardem. Moje pokolenie oficjalna polszczyzna przeżarła do cna; mało tego, i ta częściowo zastępowana jest dziwnym polgliszem, czyli polskim, który łapczywie niczym podróżnik na pustyni wodę, łapie anglicyzmy.
Dlaczego język jest tak istotny?
Relacja między naszą naturą a językiem jest obustronna. Język – choć wielu myśli inaczej – nie pozostaje obojętny na nasz przekaz. Niesie ze sobą setki lat doświadczeń i miliony głosów, które mówiły nim przed nami i to naprawdę słychać.
Czy wiecie, że użytkownicy niektórych języków azjatyckich, którzy nie posiadają wyraźnie odznaczonego czasu przyszłego, statystycznie dużo lepiej realizują plany? Prosty zabieg psychologiczny: nie powtarzają mantry Zacznę od poniedziałku!, ale mówią po prostu: Zaczynam. I widać to na przykład w tym, ile statystycznie odkładają pieniędzy.
Czy wiecie, że Chińczycy mają kilkanaście określeń koloru niebieskiego, którego inne nacje, a właściwie nie-użytkownicy ich języka nie potrafią nawet odróżnić?
Język, kształtowany przez doświadczenia swoich użytkowników, niesie w sobie ich życie i historię, tworząc bogaty płaszcz kulturowy. Dlatego tak ciężko czasem pozbyć się wrażenia, że coś po prostu po polsku nie brzmi – gdy na przykład opowiadamy o czymś, co u nas nigdy nie miało miejsca (słynna ministra lub premiera). Kolejnym przykładem jest chociażby słynna i przez niektórych znienawidzona poprawność polityczna, czyli zakaz mówienia o czarnuchach czy w ogóle wspominania, że ktoś ma inny kolor skóry.
Poprawność polityczna, język a import kultury
Miesza się tutaj kilka spraw: doświadczenie niewolnictwa w USA, gdzie samo określenie, że ktoś był czarny stanowiło określenie jego stanu (niewolnika/półczłowieka/własności) i samo w sobie stało się obelgą; imperializm kulturowy wszędobylskiej amerykanizacji przeniósł obraźliwy charakter słowa czarny, jednak już bez kulturowych, bardzo silnie negatywnych konotacji. I tak, dzisiejszy statystyczny Polak niezmiernie się irytuje, gdy oficjalna narracja tępi go za używanie słowa, które za cholerę nie wydaje mu się obraźliwe. No bo co – czarny jest, nie? I co właściwie z tego?…
Co jeszcze Wam w polszczyźnie nie brzmi? I czy jeśli faktycznie nie brzmi – czy to ostateczny argument za tym, by danego słowa nie używać?
Ministra a sprawa języka
Co z ministrą, co z premierą? Co z lekarką albo przedszkolankiem?
Nie brzmi? A wiecie, że w międzywojniu żeńskie formy zawodów były powszechnie używane?
Wiecie, że w czeskim i hiszpańskim większość zawodów naprawdę ma, i to powszechnie używane, żeńskie odmiany zawodów i nikogo to nie dziwi?
Język ma bowiem funkcje performatywne – to znaczy, wpływa na nasz sposób myślenia, czy tego chcemy czy nie, a także – czy jesteśmy tego świadomi, czy też nie.
Warto więc to sobie w końcu uświadomić i wykorzystać. Bo choć nas tworzy i określa – to jednak służy nam i to my jesteśmy jego panami.
A zasady – nawet te językowe – są przecież po to, by je łamać!
Amen.