Dzisiaj będzie kulturowo. Grudzień za oknem straszy w najlepsze, czasem sypiąc śniegiem, czasem plując lodowatym deszczem, nie będzie więc chyba w roku lepszego momentu na to, aby zasiąść na kanapie z książką w ręku tudzież przed telewizorem. A skoro tak, to dziś będzie krótka recenzja kilku fajnych utworów kultury, w tym pewnego czeskiego bestsellera, z którymi warto się zapoznać, jeśli tęskno Wam za Czechami. No to nic, zaczynamy!
Šikmý kostel, czyli obyczajówka ze Śląska Cieszyńskiego
Šikmý kostel, czyli po polsku po prostu Krzywy kościół – to historia rozgrywająca się na Śląsku Cieszyńskim. Autorka zaczyna opowiadać nam losy pewnej górniczej rodziny pod koniec XIX wieku, a dokładnie w roku 1894. Wówczas w jednej z kopalń w okolicach Karwiny doszło do podziemnego wybuchu, który pochłonął wiele ofiar. Ten jeden wypadek miał spore znaczenie dla samej kopalni, ale przede wszystkim wstrząsnął życiem rodzin górników, którzy zginęli, a którzy do tej pory żywili swoje rodziny. I właśnie to jedno wydarzenie stanowi początek długiej, lecz fascynującej opowieści, którą snuje Karin Lednicka. Główni bohaterowie książek żyją na tzw. Zaolziu i tak naprawdę trudno powiedzieć, czy to Czesi, Polacy, czy Ślązacy; zwyczaje i języki się mieszają, podobnie jak ludzie, przybywający z odległych zakątków Republiki czy Polski za pracą. Granica tutaj jest mglista, rozmyta, aż do chwili, gdy siłą wystrzałów nie wyznacza jej jeden lub drugi nacjonalizm, a ludzie nagle muszą wybrać. Karin Lednicka swoją opowieść osnuwa na losach konkretnych ludzi, ale pełnoprawnymi bohaterami sagi jest sam region i stracone miasto, którego dziś już nie ma – Karwina. Został po nim tylko tytułowy krzywy kościół.
Warto wspomnieć, że autorka, przygotowując się do pisania książek, zbierała materiały i opowieści prawdziwych mieszkańców Śląska Cieszyńskiego. I mimo, że bohaterowie są fikcyjni, to w ich losy w pewnym stopniu wplotła wydarzenia z życia jej rozmówców ze Śląska. Jeśli zawitacie do Karwiny, to możecie zobaczyć słynny już krzywy kościół (pod wezwaniem św. Piotra z Alkantary). Dodam jeszcze, że książka ta stała się w Czechach bestsellerem, a zaledwie rok po wydaniu pierwszego tomu wokół dawnego karwińskiego kościoła pojawiły się tabliczki informujące, że jest on bohaterem tej serii książek. Książki są na razie dwie; wersja polska – z tego co słyszałam w Drozdowisku u Teresy Drozdy, która robiła wywiad z tłumaczem tej pozycji – jest w przygotowaniu; Czesi czekają na tom trzeci. Jeśli czytacie po czesku, to bardzo polecam na zimowe wieczory (a jeśli po polsku, to na wiosenne lub letnie, bo książka po polsku pewnie pojawi się wkrótce) – to lektura, która nie dość, że wciąga, to jeszcze daje całkiem niezłe pojęcia o tym, jak bolesna i trudna jest historia Śląska, i że nie ma w niej jednoznacznych bohaterów ani antybohaterów. To także niezły szkic stosunków czesko-polskich w Zaolziu w pierwszej połowie XX w. Do tego autorka w dialogi i rozkminy bohaterów wrzuca – dla mnie przynajmniej – fascynujące rozważania geopolityczne. No bo zastanawialiście się kiedyś, dlaczego Cieszyn właściwie podzielono na pół? Odpowiedź tę i wiele innych, znajdziecie na kartkach tej serii. Bardzo, bardzo polecam!
PS Chciałabym jeszcze dodać, że moja czeska nie-teściowa (która uczy czeskiego i historii i jest zapaloną czytelniczką) również książkę przeczytała z dużym zainteresowaniem, ale… nie zdecydowała się sięgnąć po tom drugi. Historia wydała jej się zbyt drastyczna. I faktycznie jest niełatwa. Myślę jednak, że jeśli przeszliście przez polską szkołę, poczytaliście trochę literatury wojennej, liznęliście odrobinę martyrologii – ze spokojem Wasza skrzywiona i maltretowana polska psychika sobie z tą pozycją poradzi.
Kiedy wybuchnie wojna, czyli o kryzysie 1938 r.
Kolejna pozycja to także książka – lecz nie sposób o niej nie wspomnieć w kontekście długich jesienno-zimowych wieczorów i pogłębiania wiedzy o Czechach. Mowa o „Kiedy wybuchnie wojna” Piotra Majewskiego. Być może nie wszyscy z Was są fanami książek historycznych, ale jeśli czytacie te słowa i moje bajdurzenie, zakładam, że słowo pisane Wam nie straszne. A skoro tak, to koniecznie sięgnijcie po tę pozycję. To ponad 500 stron politycznego thrillera, o którym wszyscy wiemy, jak się skończy, a który i tak sprawia, że z wypiekami na twarzy przewracamy kartki. Nie zrozumcie mnie źle – nie jest to pozycja fabularna, to prawilna książka historyczna, ale napisana w taki sposób, aby oddać szybkość i nieprzewidywalność wydarzeń historycznych, które miały wpływ na sytuację w Czechosłowacji w 1938 r. i które były preludium do Monachium.
Autor zabiera nas w fascynującą podróż po Europie końcówki lat 30., odmalowuje nastroje społeczne, brudne polityczne gierki, opisuje wpływy i zależności i sprawia, że Europa lat 30 staje przed naszymi oczami jak żywa. Sposób narracji – przenoszenie miejsca akcji w przeróżne zakątki Europy, opisywanie wydarzeń dzień po dniu, dialogi pomiędzy znanymi postaciami historycznymi, które faktycznie wybrzmiały, dzięki temu wszystkiemu dawne rozterki rozkminiamy tak, jakby działo się to dzisiaj. To też lektura bardzo pouczająca, nie tylko ze względu na pogłębienie wiedzy o Czechosłowacji (oraz, a może przede wszystkim, postaci prezydenta Benesa), lecz także na spojrzenie na Polskę z innej perspektywy. Nie wiem, czego Was o sanacji uczyli w szkole, ale ja dość dobrze pamiętam, że nie było to opisane jako koniec demokracji w Polsce, ani przejęcie rządów przez butnych nacjonalistów. Analogie nasuwają się same…
Kiedy wybuchnie wojna była w finale nagrody NIKE w 2020 r. Autor napisał też drugą pozycję, którą można by określić jako pewnego rodzaju kontynuację – to „Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami” o czasach II wojny na terenie dawnej Czechosłowacji. Książka ta już leży na moim parapecie w kolejce do przeczytania i na pewno w swoim czasie trafi na bloga.
Osada, czyli coś na rozluźnienie
Dobrze, dobrze, było fascynująco i historycznie, ale też dość strasznie, pora więc na ostatnią polecajkę kulturową, która będzie czeska i po prostu śmieszna. To nowy serial komediowy telewizji czeskiej pt. „Osada”. Emitowany jesienią tego roku, składający się z 13 odcinków, przedstawia trochę mityczną osadę Záhoří, do której co weekend w sezonie (czyli od wczesnej wiosny aż do późnej jesieni) jeżdżą Czesi. Inaczej się tego opisać nie da, bo mamy tu chyba wszystkich przedstawicieli czeskiego społeczeństwa, postaci dość stereotypowych, czasem aż groteskowo, które przyjeżdżają ze swoich bardzo różnych okoliczności życiowych i spotykają się, jak równy z równym, w osadzie, w której wszyscy mieszkają w tak samo rozpadających się chatkach. Záhoří jest piękne, sielankowe, idylliczne niemal. Mnóstwo tu obśmiewania czeskich przywar, różnych postaw, wyborów życiowych; ale wszystko to takie sympatyczne jest, z całkiem dużą szczyptą humoru, no i oczywiście ogromną dawką czeskości. Być może dlatego tak dobrze mi się to ogląda. Serial jest dostępny na stronie telewizji czeskiej (za darmo, o ile ma się czeskie IP).
No dobrze, bo co za dużo, to nie zdrowo! Tyle na dzisiaj ode mnie. Podzielcie się, co czeskiego Wy na jesień czytacie/oglądacie/słuchacie!
M.