Czy wydaje Wam się, że środek marca to zły czas na urlop w Europie Środkowej?… Cóż, nie będziecie jedyni. Postanowiłam jednak udowodnić wszystkim malkontentom, że się mylą – i udałam się na wyprawę do Czech [a to zaskoczenie?] mimo pogody i panującej wszędzie iście zimowej aury. Tym razem za cel obrałam miasteczko niewielkie, na uboczu, spokojne, niemal zapomniane. Odkryłam perełkę, która w moim osobistym rankingu stanie w szranki z Českim Krumlovem i Mikulovem. Tak, Kutna Hora to prawdziwy skarb na mapie Republiki.
Wiosenna Kutna Hora
Droga mi się dłużyła. 456 km z Poznania ciągnęło się niemiłosiernie, świat za oknem wciąż wyglądał tak, jak ja wyglądam o 6 rano po kiepsko przespanej nocy: na wymęczony i smutny. Nagich pól nie ocieniały gałęzie drzew i mało co w krajobrazie nastrajało pozytywnie. Czas podróży wydłużyła jeszcze kontrola pograniczników, którzy za nic nie mogli zrozumieć, dlaczego dziewczyna w pojedynkę jedzie do Czech, na wakacje, w taką pogodę. Na wypadek, gdyby okazało się, że tak naprawdę wcale nie jadę na urlop, a w bagażniku przewożę z Polski uchodźców, zajrzeli nawet do mojej kosmetyczki.
Kutna Hora w pierwszych chwilach przywitała mnie wiosną i… resztą wycieczkowiczów. Ciepłe powietrze otulało i zachęcało do rozpięcia kurtki i schowania czapki do plecaka. Przechadzka po ulicach, przy zapadającym zmroku, miała w sobie coś romantycznego, a miasto z każdym krokiem oczarowywało mnie coraz bardziej. Wzgórze i kościół św. Barbary wystrzeliwały w powietrze rzygaczami i łukami, które wyglądały trochę jak nagie gałęzie drzew tuż przed rozkwitem wiosennego kwiecia. Nastroju dopełnił taras restauracji, na którym oddaliśmy się spożyciu napojów alkoholowych, z niesamowitym widokiem na winnice i miasto, które w dole wyglądało niczym malowany obrazek.
Historyczna Kutna Hora
Kutna Hora to miasto, które swego czasu konkurowało z Pragą. To miejsce, w którym u szczytu jego powodzenia wydobywano ok. 30% srebra wydobywanego w całej Europie. Nie mogło więc, a raczej nie chciało zostać w tyle za stolicą – co widać na przykład w architekturze. Pasaż w poblizu kościoła św. Barbary nieprzypadkowo przypomina most Karola w Pradze, podobnież sama świątynia. Spacerując uliczkami i wąskimi przesmykami starówki nie sposób nie poczuć atmosfery, dla której miliony odwiedzają rocznie Pragę. Tutaj jednak szlaki wydeptane przez turystów są znacznie mniej.
Kutna Hora to też jedno z niewielu miejsc, gdzie w Czechach (czyt. historycznych Czechach, nie biorę pod uwagę Morawy) produkuje się wino, którego można skosztować, na przykład siedząc na tarasie z widokiem na miasto. Na starówce nie brakuje miejsc z dobrym jedzeniem, a także lokalnym piwem: srebrnym lub złotym. Można także zanurzyć się w świecie wydobywanych minerałów, buszując po sklepie z czeską biżuterią albo w Vlašském dvoře zobaczyć, jak kiedyś wyrabiano praskie grosze, które w XIV wieku były środkiem płatności w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Złote, a może raczej srebrne, czasy dla miasta zakończyły się wraz z wyprawami Hiszpanów i Portugalczyków do Nowego Świata, z którego przywozili wielkie ilości kruszców, zmniejszając tym samym ich wartość na rynku. Między innymi to przyczyniło się do tego, że Kutna Hora – miasto, które swego czasu wielkością dorównywało Londynowi – dziś jest miastem z ok. 20 tysiącami mieszkańców.
Kutna Hora – dokąd zajrzeć?
Oprócz miejsc oczywistych, czyli Vlašskiego dvoru, czy kościoła św. Barbary, patronki górników, warto zajrzeć do restauracji Dačický gdzie skosztujecie wspaniale przygotowanej dziczyzny, np. w towarzystwie piernikowego knedlika i miejscowego piwa. Dobrze zjecie też V Ruthardce, czyli restauracji nazwanej tak po dziewczynie mieszkającej w pobliżu i zamordowanej przez własnego ojca, której imię przetrwało wieki i do dziś jest pamiętane. Nie obyło się także bez deseru w pijalni czekolady, która uraczyła nas tym napojem bogów w promieniach wyczekiwanego wiosennego słońca.
Pardubice i magia kawiarni
Wycieczka miała swoją kontynuację – po zwiedzeniu tego wspaniałego miasta udaliśmy się w stronę pałacu Kačina, posiadłości rodziny Zofii von Chotek, czyli żony arcyksięcia Ferdynanda, którego śmierć w 1914 stała się bezpośrednią przyczyną wybuchu I wojny światowej. Przy pałacu znajduje się spory park, po którym można się przespacerować.
Zakończeniem wycieczki były dość przemysłowe Pardubice, które słyną z gonitwy końskiej Velká Pardubická, rozgrywanego corocznie od 1874 roku oraz pierników, a które powitały nas dość przytłaczającą atmosferą dogorywającej niedzieli. Sytuację uratowała niesamowita Cafe Bajer, czyli kawiarnia, której celem jest przenieść swych gości do początków poprzedniego stulecia. Wystrój kawiarni przypominać ma słynne wiedeńskie kawiarnie – a jest tutaj dosłownie wszystko, począwszy od obrazów, starych gazet i książek, maszyn do pisania, wag sklepowzch, form na babki, plakatów i wszystkiego, co kojarzy się z czasami minionymi. Szczytem tejże wizyty była nie konsumpcja Sacherdortu, ale wizyta w lokalnej toalecie, która obwieszona była od góry do dołu… świętymi obrazkami. Wierzcie mi, oddawanie moczu w takim towarzystwie można nazwać przeżyciem! ?
Gdzie byliśmy:
– restauracja Dačický: wspaniała dziczyzna z piernikowym knedlikiem i dobre lokalne piwo – bardzo polecam!
– restauracja V Ruthardce : smacznie, a ceny bardziej przystępne niż u Dacickich. Czeska klasyka.
– muzeum i pijalnia czekolady: boski napój bogów z ciekawą miniwystawą o czekoladzie
– pensjonat Bed & Breakfast: nocleg w przystępnej cenie z dobrym śniadaniem
– w Pardubicach: kawiarnia Cafe Bajer. Wizyta to przeżycie samo w sobie. Bardzo warto!
Marta