W tym roku wakacje jednocześnie są i nie są dla mnie bardzo obfite. Są, bo zaplanowaliśmy w sumie aż trzy wyjazdy w przeciągu lata, każdy w inny rejon świata i każdy w trochę innym stylu, i nie są – bo w związku z tym nie zostało mi niemal już urlopu na bumelowanie na działce wśród wielkopolskich pól, gdzie od niepamiętnych czasów spędzam przynajmniej tydzień/dwa/trzy w lecie z rodziną. W tym roku uda mi się z tego może wyskrobać tylko jeden długi weekend w sierpniu.
W związku z intensyfikacją wypraw w ostatnim czasie doszłam do kilku wniosków podróżniczych, które ogólnie można by podzielić na dwa rodzaje: psychologiczne i praktyczne. Poniżej, czego się w związku z tym ostatnio nauczyłam!
Cel podróży
I nie chodzi tylko o destynację – która oczywiście także jest bardzo ważna – ale przede wszystkim cel, w jakim się dokądś wybiera. Co chcę właściwie zrobić na miejscu? Obejrzeć kościoły? Pochodzić po muzeum? Poznać historię danego miejsca? A może posmakować kuchni? Nauczyć się gotować nowych rzeczy? Poczytać książki, na które nigdy nie było czasu? Poobserwować ludzi? Pouprawiać sport? Przekraczać własne granie, wspinając się na wysokie górskie ustępy? Taplać się w ciepłym morzu? Wygrzewać w słońcu?…
Tych celów mogą być przecież tysiące. I zazwyczaj mamy je gdzieś z tyłu głowy, nawet jeśli są nieuświadomione. Lekcja, której się nauczyłam – zdecydowanie warto uświadomić je sobie PRZED wyjazdem. Nierzadko zdarzało mi się jechać na wakacje i wracać z nich zmęczoną, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Byłam już po prostu znudzona monotonią, odkładaniem własnych pragnień na drugi plan, zwiedzania według planu ogólnego wycieczki. Nie mówię, że dany plan był zły – zazwyczaj te wakacje były naprawdę dobrze przygotowane – chodzi raczej o to, że nie brałam w ogóle pod uwagę tego, na co sama miałam ochotę – zwiedzałam, bo przecież trzeba to jeszcze zobaczyć, jak już tu jesteśmy, pójść i zrobić to czy tamto, no bo przecież to takie charakterystyczne dla tego miejsca, itp.
Lekcja jest więc taka – zastanowić się, czego potrzebuję, przed wyjazdem. Co tak naprawdę mnie interesuje? Dlaczego właściwie chcę jechać właśnie tam? I czy faktycznie tam chcę jechać?… Potem faktycznie można siąść do planowania wyjazdu.
Pośpiech w podróży
To mnie bardzo uderzyło podczas ostatniego wyjazdu. Następująca sytuacja: szlak górski, próba zdobycia całkiem wysokiego szczytu (Kanjavec), w trakcje okazuje się, że z kilku powodów nie dam rady go zdobyć. Decyduję się więc zmienić plany i podarować sobie wspinaczkę na ostatnim odcinku, a zarazem – wrócić na dół tą samą drogą. Reszta ekipy (oprócz lubego, który potem po mnie wrócił i schodziliśmy razem) postanowiła szczyt zdobyć, a potem zejść innym szlakiem, by zobaczyć coś nowego, skoro już tu są.
Zła decyzja?… Wróciliśmy dokładnie tak, jak weszliśmy. Nie było nowych widoczków, nowych szlaków, nie zdobyliśmy szczytu… za to nauczyłam się, że nie liczy się liczba szczytów, na które się wejdzie, liczy się fakt, że udało nam się przejść całkiem spory kawałek trasy w wysokich górach i ponapawać się widokami, zjeść dobrą zupę w schronisku, przeżyć przygodę. Zatrzymać się na chwile i pokontemplować. Ten moment zatrzymania się i zadumy – bezcenny.
Historie ludzi
Podróż jako pretekst do wygrzebania starych historii, poznania charakteru i zwyczajów innych niż to, co znam z domu. Zabytki jako świadkowie historii, która ukształtowała danych ludzi… a nie punkty do zaliczenia w programie. Interesuje mnie poznanie życia ludzi, którzy tam mieszkają, ich lęków i pragnień, zrozumienie, że poglądy wynikają z doświadczeń, nierzadko odmiennych od moich… Z czego wynika, że Chorwaci wszędzie mają reklamy, świetnie mówią w językach obcych, w Austrii tak dobrze jeździ się samochodem, a w Słowenii widać szacunek do państwa i porządek?… Dlaczego południowi Słowianie tak się kłócą? Dlaczego nie udało im się pozostać razem?
Najfajniej jest, gdy uda się nawiązać kontakt z kimś, kto tam mieszka i zechce podzielić się swoimi spostrzeżeniami, poopowiada, co, jak i dlaczego. Nie zawsze niestety się to udaje; a z czasem, kiedy kraj staje się coraz bardziej popularną destynacją turystyczną, odwiedzający stają się dla lokalesów tylko bezosobową masą turystów i źródłem dochodu. Jak się więc uda nawiązać taką znajomość, chłonę każdą informację, jak woda gąbkę. Czy jest coś cenniejszego niż poznanie poglądów na życie kogoś, kto żyje i myśli zupełnie inaczej?… To trochę jak dostać lekcję od życia zupełnie za darmo, coś co dostaje się jako mądrość życiową od rodziców, dziadków, cioć i wujków. Skarb.
Takich kilka myśl o podróży, które kłębiły mi się w głowie od dłuższego czasu. Może macie też jakieś ciekawe refleksje na ten temat?…
PS O praktycznych wnioskach już wkrótce!