Bez pamięci, Myślodsiewnia

Nocne Polaków rozmowy

Będę to pisać po raz któryś i będę się powtarzać.

Czas ucieka tak szybko.

Dzisiejszy wpis to będzie strumień świadomości. Dawno takich postów nie było, ostatnio przestawiłam się wyłącznie na czeską stronę mocy, ale uzbierało mi się tego sporo. Dużo. I jeszcze więcej.

Umarłym stawiamy pomniki. Piękne, marmurowe, z wymyślnymi zawijasami, rzeźbami, świecące, gładkie, pstrokate.

Całe życie budujemy: dom, mieszkanie, życie – tworzymy podstawę egzystencji, która wydaje nam się tak niezbędna, że jesteśmy w stanie wziąć kredyt na niebotyczną (dla nas) kwotę i uwiązać się na jedną trzecią, jeśli nie połowę życia, byle tylko ją mieć.

Tworzymy dzieła, które nas pasjonują i które pochłaniają większą część naszej energii i czasu – książki, filmy, muzykę, albo coś bardziej przyziemnego – śrubki, uszczelki, rogaliki, chleb.

Tymczasem pomniki zmruszeją. Napisy się zatrą i nikt ich nie rozczyta. Domy opustoszeją. Śrubki zardzewieją, chleb zapełni żołądki na kilka godzin. Książki i filmy – kultura i sztuka – to po nas pozostanie, powiecie. To ludzie będą podziwiać wieki później. Architekturę, wielkie dzieła naszej cywilizacji, tak, jak my dziś podziwiamy piramidy albo kolosea.

Wreszcie dzieci – rodzimy je, by niosły dalej nasz genom, by niosły nazwiska, historię, pamięć, ogień – cywilizację.

Ogień. To potężny symbol. Od ognia wszystko się zaczęło. Ogniem zaczął się wszechświat. Ogniem jest siła przetrwania. Ogień płonie w ludziach, którzy dążą do jakiegoś celu, nieustępliwie, niezmorzenie, niestrudzenie. Ogniem zaczął się postęp. Ogień to cywilizacja.

W ogniu palimy tych, którzy odeszli. Zostają tylko wspomnienia, tak ulotne, jak ulotne jest nasze życie.

W tej wojnie z czasem chyba właśnie o pamięć chodzi.

Czy za dwieście, trzysta, tysiąc lat, ktokolwiek będzie wiedział, że chodziliśmy do kin? Że budowaliśmy domy? Że piekliśmy rogale na 11 listopada?

Czy ktokolwiek będzie w ogóle znał nasz język?

Na świecie jest nas około 6 miliardów. Mówimy około 6 tysiącami języków, z czego prawie połowa jest dziś zagrożona wyginięciem. Mało tego, nasze własne języki rozwijają się w taki sposób, że dziś rozczytanie tekstów sprzed kilkuset lat nie zawsze jest proste, nie mówiąc o tym, że język może po prostu ulec zapomnieniu.

Wody jest mało. Ropy jest coraz mniej. Lasów, które produkują tlen, jest coraz mniej.

Byłam jakiś czas temu w Hamburgu. Znajduje się tam największy niemiecki port, drugi najbardziej zatłoczony w Europie, 15 największy na świecie. Liczba towaru, która przybywa i odpływa, jest niewiarygodna. Niemal niepoliczalna. Nie do ogarnięcia rozumem. [Przynajmniej moim.]

A to tylko jeden port.

Jest nas 6 miliardów. Łączy nas wirtualna sieć, nigdy przekazywanie informacji nie było tak proste. Nigdy nie produkowano jedzenia na taką skalę. Nigdy nie było takiej technologii. Cywilizacja niby nigdy nie była tak rozwinięta. Produkujemy tyle żywności, że tony jej są wyrzucane, nigdy nawet nie otwarte (!). W tym samym czasie ludzie umierają z głodu.

Dokąd to zmierza, jak sądzicie?…

Nie mam pojęcia, co możemy zrobić. Wszystko wskazuje na to, że i tak rozpłyniemy się wraz podmuchem wiatru; nasze kości rozpłyną się w kolejnej kałuży, przysypie je kolejny śnieg.

Co możemy zrobić?…

Szukam historii w życiu przodków, odgrzebuję dawno zapomniane światy, składam strzępki historii w całość. Tylko po co?

Mówią, że trzeba pamiętać, żeby historia się nie powtarzała. Mówią, że trzeba uczyć i edukować. Mówią, że w dzieciach przyszłość.

A może to nie ma znaczenia? Może cywilizacje przychodzą i odchodzą i na prochach naszej wzrośnie inna, lepsza albo gorsza, tak jak nasza powstała na prochach poprzedniej?

Pamięć ludzka jest zawodna. Ulotna. Ludzie umierają. Historie są zapominane. Języki giną.

Historia się powtarza.

Wszystko już było.

I wszystko dopiero będzie. Na nowo, wciąż i wciąż, zupełnie nowe, zupełnie inne – wciąż takie samo.

Brno, widok na katedrę