Jak zwiedzać Czechy?, Urlop

Turystyczne pułapki w Pradze

EDIT: Uwaga! Już niedługo w sprzedaży mój pierwszy e-book: „Przewodnik po Czechach. Emigracja”! Jeśli myślisz o wyprowadzce do Czech, to jest pozycja dla Ciebie! Zapisz się na listę chętnych już dziś!

Drodzy moi, mija właśnie półmetek wakacji! Niesamowite, jak ten czas leci. Ledwo świętowaliśmy św. Jana, a za rogiem już – Dożynki. Może jednak urlop dopiero przed Wami, kto wie, może akurat wybierzecie się do Pragi – dziś o tym, jakie turystyczne pułapki w Pradze na Was czekają.

Jak się w Pradze NIE DAĆ oszukać

*wpis inspirowany serią Praha vs. Prachy oraz Honest Guide, czyli dwoma seriami o burzliwej relacji pomiędzy Pragą a turystami przygotowywaną przez Janka i Honzę, czyli dwóch chłopaków z czeskiej stolicy. Jestem właśnie w trakcie przeglądania ich filmików, które dostępne są na youtubie i streamie.cz, uwaga, w wersji angielskiej! (tutaj należy docenić bardzo dobry angielski prowadzącego, co znowu taką oczywistością nie jest ? Jeśli wolicie popatrzeć na urokliwego praskiego przewodnika sami, polecam, jeśli Wam się spieszy i wolicie słowo pisane w rodzimym języku – zapraszam poniżej na krótkie podsumowanie kilku godzin spędzonych z Honzą i Jankiem!

Praga, stolica, należy prawdopodobnie do tych najbardziej turystycznych miast Europy Środkowo-Wschodniej – jeśli nie jest na samym szczycie. W roku 2016 odwiedziło ją 7,07 miliona ludzi*. 7,07 miliona! To widać, słychać i czuć, zwłaszcza w portfelu. O ile fajnie, że ludzie zarabiają na turystyce, zawsze niestety znajdą się tacy, którzy wykorzystają tych naiwnych, którzy nie będą dość rozeznani, ogarnięci czy po prostu nie będą oczekiwali oszustwa i postanowią zaufać sprzedawcy. Stąd pomysł, by trochę Wam pomóc i przejrzeć różne ciekawe zakątki internetów, a potem przygotować krótki przewodnik.

Czego więc w Pradze nie robić, by nie wyjść na tym jak Zabłocki na mydle?…

1. Unikaj kantorów!

Oczywiście nie wszystkich i nie wszędzie. Chodzi przede wszystkim o te w ścisłym centrum, które świecą się i błyszczą niczym dyskoteka, a także chwalą się banerami typu „No commission”. Jeśli postanowicie jednak zaryzykować i wymienić pieniądze w takim miejscu, możecie spodziewać się niemal 50% straty pieniędzy, ukrytej albo w bardzo złym kursie albo w dodatkowych opłatach za wymianę. Zdecydowanie lepiej jest wyjąć pieniądze z bankomatu (ale tutaj również trzeba uważać na dodatkowe opłaty; najlepiej nie wyjmować z tych przy wyżej opisanych kantorach… a ceny wyjmowania pieniędzy sprawdzić wcześniej w swoim banku i szukać tylko określonych bankomatów), najlepiej jednak albo przywieźć korony już ze sobą albo – płacić kartą. Prawdopodobnie będzie to możliwe w większości przybytków, do których się udacie.

Co warto wiedzieć? Kursy kantorów nie są niczym nadzorowane, a ustalają je same kantory. Dlatego możliwe jest takie przebicie. Teoretycznie przed wymianą waluty powinniście otrzymać do podpisania informacje nt. cen, ale nie zawsze się tak dzieje. Chcąc kupić korony na lotnisku albo na dworcu, może się okazać, że najlepszym wyborem będzie… McDonald. Tam za taką samą kwotę jak w kantorze, otrzymacie podobną kwotę w koronach oraz… hamburgera! (McDonald oczywiście nie jest kantorem, ale można w nim zapłacić w euro i otrzymać resztę w koronach)

TIP od Honest Guide: kantory godne zaufania: na ul. Kafky 2 i Na Mustku 2. Sprawdźcie ceny sami przed zakupem!

2. Unikaj taxi!

Jak ognia. Szczególnie tych, którzy w centrum miasta stoją zonach dla pieszych i czekają na zbłąkane czy zmarznięte dusze, które chcą się dostać do hotelu. Krótka jazda może Was kosztować nawet 200 koron za 1 km. (ok. 35 PLN). Czy takie ceny są legalne?… Cóż. I tak, i nie. Oficjalnie bowiem ci taksówkarze prawdopodobnie nie podadzą tak wysokiej ceny, a i na rachunku często zobaczycie o jedno zero mniej, niż cena, którą podadzą ustnie. Innym sposobem jest taksomierz, który obraca się zaskakująco szybko… Jak się bronić? Zawsze na początku pytać o cenę. Jeśli już jednak dacie się złapać nieuczciwemu kierowcy, wystarczy zadzwonić na policję. Przyjedzie szybko – a zanim zdąży, Wasz taksówkarz prawdopodobnie zmieni zdanie co do ostatecznej ceny.

TIPY od Hones Guide: unikać wsiadania do taxi w centrum, pytać o cenę przed rozpoczęciem jazdy… albo zainstalować ubera.

3. Unikaj turystycznych budek!

Czy to ozdóbki, czy to jedzenie, czy to napoje. Jeśli już chcecie coś kupić niekoniecznie tradycyjnego, ale kolorowego i wydać na to sporo pieniędzy, przygotujcie drobne. Może się okazać, że sprzedawca przypadkiem zapomni wydać setkę albo tysiąc. Przypadek?… Nie sądzę.

TIP: Płaćcie odliczoną kwotą. Jeśli nie da rady – porządnie przeliczcie resztę.

4. Unikaj restauracji w samym centrum.

Ceny mogą być kilkukrotnie wyższe. Opłaty mogą być naliczane nawet za tak absurdalne rzeczy jak np. postawienie chleba na stole. Jeść po czesku jak najbardziej, ale najlepiej choć trochę oddalić się od centrum i poszukać hospody, która oferuje meníčko (w większości pomiędzy 12:00-14:00) – czyli zestaw dnia. Cena takiego zestawu powinna wahać się od ok. 100-150 koron, bez picia. Cena piwa: ok. 30-50 koron, przy czym 50 to już sporo. Więcej niż 200 koron za obiad to już spory wydatek (oczywiście można! tylko po co?).

5. Unikaj bezsensownych opłat za atrakcje!

Choćby słynna Złota Uliczka – do 17 płatna 10 euro, po 17 – za darmo! Oczywiście w związku z tym o 17 jest tam tłum, ale wieczorem można ją mieć niemal wyłącznie dla siebie. Podobnie z katedrą – wejście płatne, ale dopiero w środku. Można wejść, popatrzeć i wyjść.** Do tego można również nie wydawać na zakup wody – w Pradze znajdują się bowiem kraniki z pitną wodą, której możecie się po prostu napić. A, no i – nie zamawiajcie czasem wody w restauracji! Prawdopodobnie znacznie taniej wyjdzie Was piwo… ?

Jeśli chodzi o nocleg, poleca się akademiki studenckie; jeśli jednak szukacie czegoś innego, mam w zanadrzu jeszcze dwa tipy: kemping (tak, są!) albo wynajęcie mieszkania przez airbnb. Nie znacie? To poznajcie. Opłaci się!

*źródło: https://www.czechtourism.com/pl/p/pl-turysci-praga/

** typowo wschodnie podejście, wiem! Aż mi trochę wstyd. Gdyby chodziło o jakikolwiek inny zabytek, to bym Wam powiedziała, że należy uszanować i zapłacić – z czegoś muszą go przecież utrzymywać. Ale to jest kościół, do cholery. Nic mnie tak osobiście nie wnerwia, jak opłata za wstęp do rzekomo domu bożego. Skoro ocieka złotem i mieli na jego budowę, to dziś znajdą pieniądze i na utrzymanie. A jeśli chcą pieniędzy – to niech nazwą go muzeum i wszystko będzie jasne, a ja ze spokojem ustawię się w kolejce do kasy. (PS Akurat o ten kościół trwał spór między kościołem a państwem; dziś obie instytucje opiekują się nim razem).

Powodzenia!

Marta