dobre życie, Myślodsiewnia

Weekendowe bezdroża

Podróż objawia się pod najróżniejszymi postaciami. Czasem to zakupiony za ostatnie złotówki bilet na pociąg PKP Przewozy Regionalne. Czasem przejazd na gapę albo stopem. Czasem rozmowa rozpoczęta na przystanku, która niespodziewanie kończy się przyjaźnią. Czasem piosenka, która zagra rano w radiu i napędzi przygodę, która tylko czeka na progu, aż wyjdę z domu.

Moja ulubiona podróż zaczyna się jednak najczęściej na… kanapie.

Tak, wiem, że to brzmi jak wyznania 80 latki, uwzględniając w tym, że znam 80 latki żywsze i wiodące bardziej szalone życie od mojego. Cóż. Szaleć będę po 80.

Naciągając moje wełniane, babcine skarpety, wpełznąwszy pod koc i siorbiąc herbatę – tak właśnie spędzam weekend. Och, cóż to za rozkosz.

Co mi będzie towarzyszyć?

#5 Coldplay

Dziś zdecydowanie dzień na Coldplay, szczególnie Fix you. Bóg jeden raczy wiedzieć, dlaczego, ale niebo tak szerokie, tak pojemne, tak nieskończone i jedna jedyna na nim gwiazda wisi, zaraz nad księżycem. Tylko patrząc na nią i wdychając mrożące w płucach powietrze już słyszę, jak grają. Ich koncert trzeba dopisać do bucketlist. Krążek Viva la vida to jeden z tych albumów, do których zawsze będę wracać.

#4 Cuéntame cómo pasó, czyli Dom po hiszpańsku. Czy wspominałam Wam już, że uwielbiam seriale?… Nawet jeśli nie, zapewne domyśliliście się po wstępie, skarpetach i herbacie. Co prawda Plebanii nie oglądam, ani nawet Klanu, bardzo jednak lubię produkcje amerykańskie, hiszpańskie i czeskie. Kilka mogłabym polecić, może nawet pojawi się niedługo o tym całkiem nowy i całkiem odrębny post. Dziś tylko Cuéntame – czyli oryginalnie hiszpańska produkcja, opowiadająca losy rodziny Alcántara, rozpoczynając od lat 60 przez kolejnych dwadzieścia lat. Opowieść trwa nadal, można więc w dość niespotykany sposób poznawać losy rodziny, obserwując, jak dorastają i dojrzewają, ale i poznawać bieg historii tego południowego kraju. Co mi się w nim najbardziej podoba? Drobiazgi. Detale, których nie da się poznać, nie mieszkając w danym kraju i które zazwyczaj uciekają przy większych produkcjach, a tutaj tworzą część opowieści. Dodać do tego ciepło rodziny i zabawnych bohaterów i nie można się oderwać od ekranu!

#3 Slow life. Książka Joanny Glogazy, która sporo w ostatnim czasie daje mi do myślenia. Jak pracuję? Czy dobrze, mało, dużo? Czy w ogóle chcę tak pracować, a jeśli nie, to jak? Czy odpoczywam dość? I czy dobrze?… Pytania oczywiste, ale kiedy zadane jeszcze raz, okazuje się, że niezmiernie ważne. A odpowiedzi zaniedbywane. Dobrze jest czasem przeczytać, zastanowić się i dać sobie pozwolenie na odpoczynek. Pracować naprawdę jest wspaniale. Ale potem jeszcze wspanialej odpoczywać. Dobra książka, by sobie o tym przypomnieć.

2# Joga. Joga kiedyś jawiła mi się jako dość dziwne, trochę tajemnicze, trochę niedostępne medium, którego ludzie używają, by zgłębiać tajniki ludzkiego ciała, przybierając nienaturalne pozycje. Potem, gdy już mnie to zaciekawiło, okazało się, że coś, co wygląda niesamowicie pięknie i łatwo, w istocie jest dla mnie nie do wykonania. Nadszedł okres niewiary i nieregularnej praktyki, pierwszych prób. A potem coś się zmieniło i zaczęłam regularnie ćwiczyć. I nagle się okazało, że nie chodzi o to, by jakąś pozycję wykonać, ale o to, jak się czuję, kiedy ćwiczę. Dobroczynny wpływ mogłabym wyliczać bez końca: lepsze samopoczucie, lepszy metabolizm, lepszy sen, weselsze podejście do życia, większa wiara w siebie, ogromna satysfakcja. I przyzwolenie na bycie niedoskonałym. A wszystko to dzięki 30 minutom każdego dnia. Wygrana na loterii.

#1 Pisanie.

Czy już Wam wspominałam, że piszę książkę? Niezmiennie. Odkąd skończyłam 11 lat. Wciąż tę samą. Staram się układać priorytety tak, by pisanie wdrożyć jako regularną aktywność w ciągu tygodnia, ale idzie mi, muszę to głośno przyznać, kiepsko. A pisanie jest jak narkotyk. Dlatego wracam do niego w nietypowych godzinach, kompulsywnie, nałogowo. To oderwanie się od rzeczywistości, to poczucie absolutnej pewności, kiedy historia sama się układa i składa w całość, a bohaterowie zaczynają żyć własnym życiem na kartach powieści. To chyba najczystsze uczucie satysfakcji kreowania, jakiego doświadczyłam. Niesamowite. A najlepsze w tym jest to, że dzielenie się efektem z innymi jest niemal tak samo przyjemne. A został mi już tylko finał. Jak Bóg da, na Nowy Rok zakończę moją ponad 16 letnią robotę i dopiszę wreszcie tom 1. Potem zostanie już tylko dopisanie tomu 2 J

Takie to podróże uprawiam weekendowo, kiedy paradoksalnie pozostaję na kanapie. A Wy, dokąd się ruszacie?…

alfa