Bez kategorii

Czeskie smaczki, vol. 1

Człowiek myślałby, że jeżdżąc do jakiegoś kraju od pięciu zgoła lat co drugi miesiąc, zna go już całkiem dobrze. Myślałby, że mało co go właściwie może już zaskoczyć, bo wszystko zna. Język niestraszny, choć wciąż całkiem zabawny, ludzie oswojeni, zwyczaje odczarowane.

A guzik prawda.

Wczoraj przekonałam się o tym dobitnie, wchodząc na dworzec główny w Ostrawie, gdy wskazówki zegara nie wskazywały jeszcze nawet dziewiątej rano. Co więc zobaczyłam?…

Hospodę, oczywiście. Hospodę całkiem mocno wypełnioną ludźmi. Hospodę, a w niej pana, siadającego właśnie do stolika nakrytego ciemnozielonym obrusem, na którym złociło się pokryte śnieżnobiałą pianką piwo.

Pan usiadł, powąchał i upił pierwszy łyk, wydając westchnienie zachwytu.

Wybiła godzina 8.30.

Tak, tak, właśnie taki oto obrazek odmalował się wczoraj rano przed moimi oczami. Pan nic a nic nie wyglądał na kogoś, kto miałby problem z alkoholem (choć to akurat może nie być widoczne na pierwszy rzut oka, przyznaję); w każdym razie – nie odstraszał ani wyglądem, ani zapachem.

Stąd właśnie refleksja, że można jakiś kraj lub człowieka znać całkiem dobrze – a i tak nadejdzie dzień, w którym sprawi, że szczękę będziesz zbierać z podłogi. Dlatego dziś o kilku fragmentach czeskiej rzeczywistości, które właśnie o takie odczucia mnie przyprawiają.

Pierwszą rzeczą, której praktyczny, ale i edukacyjny aspekt mnie zaskoczył, to sposób, w jaki brneńskie MHD (czyli na poznańskie: ZTM/MPK) radzi sobie z wandalizmem.

okno

(źródło: iDnes)

Popisane, podrapane i zniszczone okna są niestety częstym widokiem. Co niezwykłe, to naklejka, którą możecie obserwować powyżej: „Wymiana tego okna kosztuje 5 000 koron. Czy mamy je wymienić?”. Nie tylko więc uświadamiają, jak kosztowna jest naprawa, ale również zmuszają do refleksji, a także pewnego rodzaju poczucia odpowiedzialności za wspólne dobro, jakim są środki transportu miejskiego. Lepiej naprawiać okna, które i tak za chwilę ktoś znowu zniszczy, czy raczej wydać te pieniądze na nowy autobus? Dość szokujący chwyt – ale mnie osobiście zauroczył. Do zastosowania i u nas!

Kolejnym małym szokiem kulturowym była wizyta w pobliskim Kauflandzie. Kaufland, jak Kaufland – nic nadzwyczajnego. Idę jednak do działu słodyczy, a tam:

DSC_0110

Słynna czekolada Studenská. Jak widać, na tyle słynna i popularna, że sklep zdecydował się na jej reglamentację: jedna osoba może w jednym dniu zakupić tylko 10 sztuk czekolady. Witamy z powrotem w erze komunizmu!

Piątek wieczór, WRESZCIE nadszedł weekend po stresującym tygodniu. Odprężam się, szykuję i idę na miasto! Aby się tam jednak znaleźć, czekam na tramwaj. Przystanek na dość ruchliwej ulicy, przy którym stoi również sklep spożywczy. Sklep usilnie próbuje zwabić do siebie klientów, na przykład wykorzystując swoją witryną jako żywą reklamę. Dosłownie:

2015-11-13 21.35.18

Reklama herbaty, zachwalająca jej niezwykłe walory oraz tenże właśnie obiekt reklamy, przylepiony do okna taśmą klejącą (nie omieszkali także dodać napisu: „opakowanie jest puste”). Szczyt ulicznego marketingu!

Mam nadzieję, że wywołało to uśmiech na Waszych twarzach w ten wspaniały, wolny w Czechach wtorek. Tak, tak, Polska ma 11 listopada, a Czechy – 17! Dziś święto narodowe, w związku z czym oddalam się pod koc świętować, a Wam życzę miłej reszty tygodnia!

PS Już zbieram garść kolejnych zdziwień. Długo nie było trzeba czekać na kolejne!

alfa